ROZDZIAŁ V

189 11 0
                                    

Poczuła, jakby szczęście bezpowrotnie się do niej odwróciło. Razem z Lukem pełniła wartę przy Dreamfyre przez większą część nocy, z nadzieją patrząc i obserwując kolejne ruchy oraz posunięcia dojrzałej smoczycy. Ileż by oddała, żeby samica postanowiła rozpocząć składanie jaj właśnie podczas trwania tej późnej pory? Uchroniłoby ją to przed wymuszonymi odwiedzinami w Królewskiej Przystani, co aktualnie było jednym z największych marzeń dziewczyny. Niestety Dreamyfyre zdawała się wyjątkowo kapryśna, dlatego kiedy słońce zaczynało już niemal wschodzić, Rhaella zdecydowała się wrócić do swoich komnat i to samo poleciła młodszemu księciu Smoczej Skały. Przybyła do sypialni i zasnęła od razu po zanurzeniu się w przyjemnie pachnącą pościel. Sen jednak nie pozwolił jej zregenerować odpowiednio sił - nie dość że trwał zbyt krótko, to jeszcze ponownie nawiedziły ją wspomnienia Aemonda dającego jej naszyjnik z szafirów. Bogowie z niej kpili, czy się nad nią znęcali? A może jedno i drugie?
Kiedy usłyszała pogodny głos Lynn dobiegający z drzwi wejściowych do sypialni, brunetka zakopała się jeszcze głębiej w pościeli i nakryła głowę z niesfornymi włosami poduszką.
- Błagam nie. - rzuciła Rhael zaspałym głosem i wystawiła tylko oczy ponad zagłówek łóżka. Jednak Lynn już dziarsko krzątała się po jej oazie spokoju i zaburzała jej nieskazitelną ciszę, która panowała jeszcze przed chwilą. Dziewczyna wiedziała, że z każdą upływającą chwilą będzie jej coraz ciężej podnieść się na nogi, dlatego zaczęła od wygrzebywania się spod wygrzanej kołdry. Kiedy już to zrobiła, spuściła ostrożnie nogi z łoża i przeciągnęła się leniwie, jednocześnie szeroko ziewając.
- Rhaenyra i Daemon są już gotowi do drogi, Jacearys także. Tylko ty i Luke nie wyłoniliście się jeszcze ze swoich pieczar. Radziłabym ci nie zwlekać zbytnio, ponieważ zaraz mogą odlecieć bez was. - Lynn puściła oczko do przyjaciółki wiedząc, że tylko zachęciła ją swoimi słowami do pozostania w łóżku. W odpowiedzi Rhael mruknęła coś niezrozumiale i przystąpiła do ubierania świeżego kombinezonu, w którym czuła się najswobodniej na smoczym grzbiecie. Lynn dalej szykowała mały dobytek Rhael do drogi, dlatego brunetka korzystając z braku zainteresowania przyjaciółki, przystanęła na moment przy swojej toaletce, wpatrując się intensywnie w nieschowany naszyjnik z szafirem. Impulsywna część jej charakteru wzięła nad nią górę i prędko zapięła medalion na smukłej szyi, chowając go bardzo głęboko pod obcisłym kombinezonem. Uznała, że nie będzie się zadręczać rozmyślaniami nad tym, co ją podkusiło aby to uczynić. Jej powierniczka sekretów po chwili obserwowania jej z ukrycia nie skomentowała zachowania Rhael, tylko dodała jak gdyby nigdy nic.
- Dołączę do was w Królewskiej Przystani jutro wieczorową porą, jeśli wiatry będą sprzyjać. Postaraj się do tej pory zachowywać odpowiednio, żebym nie musiała po tobie sprzątać jakiegoś niebywałego bałaganu. - oczywiście jej wzrok sprawiał wrażenie poważnego, ale Rhael wiedziała że rudowłosa tylko się z nią droczy. Podeszła do niej i przytuliła ją mocnym, pewnym gestem a następnie opuściła swoją sypialnię, chcąc już dołączyć do reszty rodziny na wzgórzu, z którego razem mieli odlecieć na spotkanie królowi Viserysowi. Szła szybkim krokiem przez korytarze twierdzy, a odgłos kroków zostawianych przez jej ciężkie, solidne buty odbijał się echem od ścian. Zamek o tej porze jeszcze spał, gdzie nie gdzie snuła się tylko część służby, która sprzątała ich dom i przygotowywała niezbędne przedmioty na podróż, które miały zostać załadowane na statek i odesłane do Królewskiej Przystani razem z Lynn na statku. Rhael uśmiechnęła się pod nosem, kiedy wyobraziła sobie cały morski transport załadowany bezsensownymi kosztownościami, które Rhaenyra i Daemon wlekli wszędzie za sobą. Jeszcze większy uśmiech na jej obliczu wywołała wizja Lynn, która zwykle ubrana w skromny strój jej służki, tym razem będzie w kombinezonie podobnym do tego, który ona posiadała. Rudowłosa piękność zasiadać będzie zapewne za sterem statku, ponieważ na Smoczej Skale nie było żadnego człowieka, który lepiej znałby się na morzu i jego wodach niż Lynn. Z rozmyślań wyrwał Rhaellę donośny krzyk Lucerysa, który widocznie właśnie dostrzegł dziewczynę zza zakrętu jednego z korytarzy. Dziewczyna odmachała przybranemu bratu z gracją i dalszą część drogi przemierzali razem narzekając na brak snu poprzedniej nocy. Zamek nie należał do olbrzymich, dlatego już po niedługiej chwili opuścili jego mury i dotarli na delikatnie nachylone wzgórze, na którym czekała przyszła królowa za swoim partnerem oraz Jacearys i wszystkie gotowe do drogi smoki. Rhael niemal zachłysnęła się świeżym powietrzem, kiedy do jej świadomości dotarł fakt, że nadal nie pogodziła się ze starszym synem następczyni i sytuacja między nimi była napięta, a teraz będzie zmuszona spędzić z nim całą podróż na smoczym grzbiecie Vermaxa. Rhaenyra i Daemon zwykle lecieli przodem, ścigając się ze sobą w najlepsze, a Arrax miał zbyt nadwyrężone jedno ze skrzydeł, żeby mógł unieść zarówno Luke'a jak i Rhaellę. Dziewczynie zrobiło się trochę głupio, ponieważ nie gniewała się już na Jake'a i niepotrzebnie nie odzywali się do siebie. Postanowiła, że weźmie się w garść i podczas ich wspólnego lotu pogodzi się wreszcie ze swoim przyjacielem.
Młodzi jeźdźcy i Rhael słuchali poleceń i rozkazów starszych od siebie członków, a kiedy wszystkie szczegóły podróży zostały ustalone, nie pozostało nic innego jak usadowić się w siodłach na grzbietach swoich wierzchowców i ruszyć wreszcie w drogę. Długowłosa poprawiła swój schludnie zapleciony warkocz i pochwyciła wyciągniętą w jej stronę rękę Jake'a, który już siedział na Vermaxie i poprawiał lejce. Z jego pomogą weszła stanowczo na grzbiet smoka i usiadła za nim w siodle zachowując odpowiednią odległość od chłopaka, który do tej pory nie obdarzył ją ani jednym słowem. Kiedy wzbijali się w niebo, Rhael otworzyła szerzej oczy, aby widzieć dokładnie szczegóły oddalającego się od nich lądu, a także aby wiatr lekko podszczypywał ją w oczy. Warkocz wypadł spod jej stroju, pod który wcześniej go upchnęła aby jej nie przeszkadzał, ponieważ powiewy wiatru stały się coraz silniejsze, kiedy wznosili się ku górze z Jacearysem. Również jej szafirowy medalion wysunął się nieco spod kaftana, a dziewczyna widząc to spanikowała i puściła się siodła, aby schować go pod ubranie.
- Myślałem, że nie muszę mówić smoczej opiekunce, że puszczanie się siodła podczas lotu na smoku to prawie największa głupota, jakiej można się dopuścić. - jego słowa dotarły do dziewczyny po chwili, ponieważ właśnie ustalali ostateczną wysokość w przestworzach i wiatr nie huczał już tak przeraźliwie w jej uszach. Prędko pochwyciła się wystającej części siodła i mogłaby przysiąc, że uwaga chłopaka spowodowała u niej szybsze krążenie krwi i na jej twarz wpełzł blady rumieniec.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - odpowiedziała pokornie i przystąpiła do rozglądania się na boki, chcąc podziwiać piękno lądu pod nimi.
- Mogę wiedzieć nad czym? - chłopak zagadnął Rhael, co bardzo ją ucieszyło, ponieważ mogła przewidywać że on również już się na nią nie gniewa po ich małej kłótni.
- Podejrzane wydaje mi się to całe zaproszenie do Królewskiej Przystani. Myślałam, że Viserys pogodził się już z porażką zjednoczenia naszej rodziny, a tu nagle znowu podejmuje desperackie próby. - dziewczyna dostrzegła delikatny uśmiech Jacearysa, przekrzywiony na prawą stronę, co sugerowało tylko jedno.
- Co udało ci się podsłuchać, mów.
Chłopak cicho zachichotał i odwrócił się do dziewczyny przez lewę ramię obdarzając ją przebiegłym uśmiechem łobuza. Rhael wywróciła oczy do góry i pokiwała głowa na boki, udając rozczarowanie.
- Ile warta jest ta informacja? - zapytała dobitnie.
Młody książę milczał przez moment, wpatrując się uważnie w niebo roztaczające się przed nimi, ale tak naprawdę dziewczyna wiedziała, że najzwyczajniej w świecie zastanawia się nad poprawną odpowiedzią.
- Wyrzuć go. Wyrzuć naszyjnik. - zdołał wydusić z siebie te dwa zdania, którymi szczerze zaskoczył brązowowłosą, ponieważ myślała że ten temat został między nimi zakończony. Zaskoczenie ustąpiło oburzeniu, kiedy dotarły do niej słowa chłopaka.
- Nie możesz mi rozkazywać. - warknęła nieco bardziej nienawistnym tonem niżby sobie tego życzyła. Widząc smutek i szczery ból na twarzy chłopaka, poluzowała nieco napięte mięśnie swojej twarzy i spuściła powietrze z płuc.
- Proszę, Rhael. Skoro jest nic nie warty to pozbądź się go po powrocie do domu i temat będzie zakończony.
Jake nie mógł wiedzieć, że naszyjnik nie znajduje się w domu, a jest w tym momencie na jej szyi i gdyby chłopak zbliżył się nieco swoim ciałem do dziewczyny, mógłby się o niego oprzeć. Rhael nie miała serca wykłócać się ze swoim przyjacielem. Jej wyraz twarzy złagodniał, a serce zaczęło bić równiejszym rytmem, całkowicie już przeganiając wcześniej obecny gniew. Westchnęła cicho i odezwała się do przyszłego króla.
- Nie ma go już tam gdzie go znalazłeś. Śpij spokojnie i przestańmy się o niego sprzeczać, bo zaczynam być tym zmęczona. - starała się aby ton jej głosu był dostatecznie przyjazny, ale również i na tyle stanowczy aby młody mężczyzna wreszcie zapomniał o tak irytującej go biżuterii. Słowa dziewczyny najwyraźniej podziałały, a Jake odebrał je jednoznacznie myśląc, że Rhaella już wcześniej pozbyła się klejnotu. Obdarzył ją niezwykle uroczym uśmiechem, na widok którego nie jedno serce w królestwie mogłoby stopnieć. Dziewczyna z całych sił postarała się odpowiedzieć mu tym samym, a kiedy stało się jasne że zwada między nimi została zakończona, Jacearys chwycił mocniej za lejce krępujące Vermaxa i zmusił go do wykonania gwałtownego pikowania pionowo w dół. Rhael w głębi duszy musiała przyznać, że książę zaskoczył ją kolejny raz i była kompletnie nieprzygotowana na taki obrót sytuacji. Z jej gardła wydarł się zduszony jęk, kiedy grawitacja ponownie spowodowała uwolnienie się jej warkocza, a lodowate powietrze docierające do jej nozdrzy nieprzyjemnie ją w nie gryzło. Chłopak jednak nadal pikował razem ze smokiem prosto w ziemię i Rhaella nie miała żadnego wpływu na jej przesuwające się nogi na siodle. Z czasem całe jej ciało naparło na Jake'a od tyłu i niewiele myśląc młoda kobieta oplotła go ramionami w pasie, aby lepiej się trzymać i nie wypaść z siodła. Poczuła ciepło jego ciała, które uderzyło ją jak fala oraz korzenny zapach jego włosów, przypominający najbardziej aromatyczne przyprawy sprowadzane zza morza. Zerknęła na jego twarz, która wyrażała ogromne skupienie nad pędzącym na pewną śmierć Vermaxem, ale także dostrzegła jeden kącik jego ust uniesiony ku górze. Łajdak to wszystko zaplanował! Poczuła złość, kiedy zorientowała się że została wymanewrowana przez niego w pole i chcąc odwrócić ich role, oparła się głową o zagłębienie między barkiem a szyją Jake'a, jeszcze ciaśniej wtulając się rękoma w jego talię. Rhaella była bardzo zdeterminowana aby osiągnąć swój cel, dlatego nie puściła księcia aż do momentu lądowania w Królewskiej Przystani, a od czasu do czasu zawadiacko chuchała ciepłym powietrzem prosto w jego szyję, jednak chłopak uparcie nie ruszył się ani o centymetr.
                                  —
Lądowanie przebiegło płynnie, jak zawsze kiedy dokonywał go ktoś z krwią Targaryenów w swoich żyłach. Nie chcąc narażać się na dwuznaczne i ciekawskie spojrzenia ze strony Luke'a, chwilę przed jego zejściem na ląd wypuściła jego starszego brata z objęć i samodzielnie zeskoczyła z Vermaxa na bruk. Podeszła od frontu smoka i delikatnie, z należytą czułością pogładziła go po nozdrzach i pysku.
- Dziękuję za wyjątkowe wrażenia. Jesteś coraz lepszy, cwana bestio. - mrugnęła do zwierzęcia porozumiewawczo, ale ono zdawało się ją ignorować. Nie odrzuciło jednak jej dotyku, dlatego Rhaella uznała że przyjął podziękowania i zadowolona z siebie ruszyła, aby stanąć ramię w ramię z Rhaenyrą, która już czekała na królewskiego posłańca, na dziedzińcu przed bramą prowadzącą do wnętrza jej domu rodzinnego. Daemon postanowił osobiście odprowadzić należące do nich smoki do smoczej stajni i dopiero wtedy dołączyć do reszty rodziny. Rhaella uśmiechnęła się do swojej przybranej matki próbując dodać jej pokrzepiania ducha, jednak nie zdążyła się odezwać, ponieważ wnet wejściowe wrota rozsunęły się i stanął w nich sam Otto Hightower w towarzystwie kapitana Gwardii Królewskiej, Cristone'a Cole'a. Zimne spojrzenia obu mężczyzn padły w pierwszej kolejności na królewską dziedziczkę, a następnie na każdego z jej najbliższej rodziny. Jej matka przyjęła nieprzyjazne i oschłe przywitanie z należytą dumą oraz gracją, i już po chwili wszyscy wędrowali korytarzami zamku podążając krok w krok za wysłanymi przez królową mężczyznami. Rhael rozglądała się gorączkowo po ścianach i korytarzach w budynku, usiłując wyłapać wszystkie zmienione szczegóły w jego wnętrzu, jednak było ich zbyt wiele. Niemal wszystkie chorągwie rodu Targaryenów zostały podmienione na chorągwie Wiary w Siedmiu, co nie umknęło również uwadze Rhaenyry i teraz kobieta wpatrywała się w każdy mijany proporzec z odrazą wymalowaną na twarzy. Brunetka absolutnie jej się nie dziwiła, zapewne ciężko było jej matce patrzeć na to, jak jej rodzinna ostoja zmienia się nie do poznania pod wpływami królowej Alicent. Rhaella złapała się za szyję poszukując dekoltu swojego stroju, ponieważ chciała go nieco odciągnąć od szyi, aby zaczerpnąć więcej powietrza. Jej palce natrafiły jednak na skrzętnie ukryty medalion spoczywając na jej piersi. Młoda kobieta nie miała jednak wiele czasu na dalsze rozmyślania, ponieważ głowa rodu Higtowerów zatrzymała się przed drzwiami oficjalnej sali jadalnej i potakującym gestem nakazał krewnym Rhaenyry wejść do środka pomieszczenia. Zgodnie z poleceniem przyszła królowa pierwsza przekroczyła próg sali, a zaraz za nią do środka weszła Rhaella, a następnie Jake i Luke. Oczom wszystkich zgromadzonych ukazał się idealnie wypolerowany i przygotowany, drewniany stół jadalny, jednak nikt przy nim nie zasiadał. Najwidoczniej królewska para postanowiła wspólnie z rodziną spożyć dopiero kolację, ponieważ aktualnie Viserys i Alicent stali obok siebie przy oknie ukazującym widok na błonia zamku i kawałek smoczej stajni. Starszy mężczyzna widząc wchodzącą do sali jedyną córkę z pierwszego małżeństwa, odskoczył od okna pozostawiając królową samą sobie i niemal podbiegł do ukochanej dziedziczki, aby ją należycie powitać.
- Rhaenyro, słońce mojego królestwa. Witaj w domu. Nie możesz wyobrazić sobie jak bardzo za tobą tęskniłem. Dlaczego odwiedzacie mnie tak rzadko, czyżbym jako starzec był aż tak nudny? - uśmiechnął się Viserys i uścisnął swoją potomkinię. Jego choroba zdecydowanie posuwała się naprzód, ponieważ w jego chodzie można było dostrzec ból, który król dzielnie znosił mimo swojego sędziwego wieku. Odkaszlnął lekko odbierając od córki słowa pozdrowienia i spojrzał prosto na Rhael, która czaiła się za plecami przybranej matki.
- Rhaello, promyczku! Zdecydowanie za rzadko mnie wszyscy odwiedzacie, będę wam częściej wydawał odpowiednie rozkazy. - zerknął za plecami dziewczyny, ciągle tuląc ją do piersi i dodał ukazując jeszcze bardziej swój entuzjazm. - No spójrz na nich wszystkich Rhaenyro, spójrz na tych małych mężczyzn! Jakżeście wszyscy wyrośli, niedługo będziecie dorośli. Alicent, zobacz! Chodź tutaj, kochana. - król spojrzał na powolnie idącą w ich kierunku żonę i ponaglił ją ruchem ręki, na co królowa ani odrobinę nie przyspieszyła kroku. Dotarła do swojego króla i stojąc z nim ramię w ramię zaszczyciła spojrzeniem całą czwórkę swoich gości i przekazała im słowa przywitania.
- Witajcie, kochani. Mam nadzieję, że podróż należała do spokojnych. - nie czekając na odpowiedź kogokolwiek z nich, rzuciła pytanie w stronę Rhaenyry. - Gdzie Daemon?
Przyszła królowa otworzyła usta, ale wtedy drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie, a do środka wleciał podmuch świeżej masy powietrza, ukazując stojącego w nich Daemona. Mężczyzna wszedł do jadalni nonszalanckim krokiem i stanął dopiero, kiedy znalazł się przy boku swojej małżonki.
- Królu, bracie. Alicent. - obdarzył obydwoje jednym ze swoich najlepiej wyćwiczonych ukłonów, a kiedy się wyprostował skinął jeszcze głową dla wzmocnienia efektu.
Viserys podszedł do brata i poklepał go troskliwie po ramieniu. Rhaella dostrzegła w oczach króla wzruszenie, na widok czego jej chłodne serce nieco drgnęło. W oczach królowej Alicent dziewczyna nie dostrzegła natomiast nic. Ani radości, ani złości, ani nawet odrobiny przejęcia zaistniałą sytuacją. Królowa po prostu zdawała się nie być w ogóle zainteresowana przybyciem rodziny swojego męża do zamku.
Zerkając ponad ramieniem Daemona i Rhaenyry, Rhaella wykorzystała okazję kiedy to dorośli zajęli się rozprawianiem o dotychczasowym życiu, aby wymienić znaczące spojrzenia ze stojącymi po prawej stronie Lukem i Jakem. Nie chciała jednak zostać przyłapana na tej bezsłownej rozmowie z przybranymi braćmi, dlatego szybko opuściła wzrok i zaczęła bacznie przyglądać się sali jadalnej. Musiała przyznać, że podróż i wydarzenia jej towarzyszące nieco wyssały ją z energii, dlatego liczyła na szybkie nadejście kolacji. Stół jednak, jak wcześniej zauważyła stał ciągle pusty i nie zdawało się słyszeć nigdzie krzątających się kucharzy, czy służących nakrywających do posiłku. Dziewczyna poczuła delikatnie burczenie w brzuchu i zaklęła w myślach. Już chciała wymknąć się niepostrzeżenie przez boczne drzwi i poszukać czegoś drobnego do jedzenia, ale wtedy poczuła na swoim karku wibrujące powietrze, które nie miało prawa dostać się do jadalni ani zamkniętym oknem, ani głównymi drzwiami. Spojrzała w kierunku, z którego muskał ją wiatr i dostrzegła jeszcze jedne boczne drzwi, które stały rozpostarte na oścież. W ich progu stała trójka dzieci królowej Alicent i króla Viserysa i zdawało się, że bacznie obserwują swoich gości. Jednak kiedy wzrok Rhaelli napotkał wzrok Healeny, jedynej córki Alicent, ta podskoczyła w miejscu i z piskiem na ustach ruszyła biegiem w stronę brunetki, aby rzucić jej się na szyję. Rhael zareagowała równie entuzjastycznie na widok ciotki, będącej niemal w jej wieku i odwzajemniła ciasny uścisk dziewczyny. Kobiety obdarowały się jeszcze kilkoma pocałunkami i uśmiechami na przywitanie, aż Rhaella postanowiła zabrać głos.
- Wyglądasz bajkowo, jak zawsze. - powiedziała zerkając na pięknie skrojoną suknię Healeny ze srebrną nitką, która sięgała aż do kolan jasnowłosej dziewczyny. Za swoimi wnukami do sali wkroczył także sam Otto i dołączył do rozmowy toczącej się wśród starszej części rodziny. Do stojącego swobodnie Jake'a, Luke'a i Rhaelli dołączył natomiast chwiejnym krokiem Aegon, pierworodny syn Viserysa. Nikt zdawał się nie zwracać na niego uwagi, ale brunetka dostrzegła napinające się mięśnie żuchwy u Jacearysa, kiedy obok niego stanął wuj. Healena dalej szczerząc się do każdego ze swoich gości, powiedziała cicho i nachyliła się głową w stronę Rhael, ale i tak każdy ze stojących w kręgu mógł ją usłyszeć.
- Słonecznej Włóczni chłopak poprowadzi złodziejski orszak.
Chłopcy zerknęli podejrzliwie na bełkot dziewczyny, jednak Rhaella uśmiechnęła się promiennie i podziękowała skinieniem głowy Healenie. Brunetka zawsze zapamiętywała co dziewczyna mówiła, nawet jeśli wszystkim wkoło zdawało się, że jej słowa nie mają żadnego znaczenia. Chcąc podtrzymać rozmowę między ciotką przekazała jej najświeższe wieści.
- Muszę ci tyle opowiedzieć o twojej Dreamfyre! Wprawdzie nie złożyła jeszcze jaj, ale z Lukem doglądamy jej codziennie. - chwyciła jasnowłosą kobietę za dłonie i ścisnęła je w geście zaufania. Prawie w tym samym momencie usłyszała jednak niski i melodyjny głos Aegona, który postanowił wtrącić się do rozmowy.
- Taka sama z ciebie smocza opiekunka, jak i członkini rodu Targaryenów. Nawet zadanie prowadzenia lęgu Dreamyfyre cię przerasta. - wypowiedział te słowa ze śmiercionośną precyzją i skierował w stronę Rhael obrzydliwie karcący uśmieszek. Brunetka uznała, że nie da mu satysfakcji płynącej z jakiejkolwiek odpowiedzi na zaczepkę, jednak kiedy pierworodny króla został zignorowany, wtrącił się ponownie.
- Kompletnie na nic się nie przydajesz królestwu, dziwię się że mój Sunfyre jeszcze cię nie pożarł.
- Na pewno przysługuję się królestwu bardziej niż ty, zapijaczony burdelarzu. - dziewczyna rzuciła tak szybko, jakby rzucała ostrzem w oblicze wuja. Parszywy uśmiech natychmiast znikł z jego przystojnej arystokrackiej twarzy i wycedził przez zęby, niemal plując.
- Ty bękarcia suko!
Healena zamilkła, Luke wciągnął głośno powietrze, a Jake już ruszył się z miejsca, aby stanąć twarzą w twarz z Aegonem. Rhaella już wymyślała kolejną ripostę, jednak w tym momencie na jednym z ramion jasnowłosego mężczyzny pojawiła się żylasta i szczupła dłoń jego młodszego brata. Rhaella spojrzała na dawno niewidzianego Aemonda, próbując zarejestrować każdy element jego twarzy, który dojrzał razem z nim,  jednak ten patrzył prosto na swojego starszego krewnego. Kiedy Aegon go zauważył, zamknął usta i nie powiedział już nic, zupełnie jakby wiedział że to Aemond zaraz zaszczyci wszystkich jakimiś znaczącymi słowami.
- Nie strzęp na nią języka, Aegonie. Jest zbyt nieokrzesana, żeby zrozumieć twoje obelgi. - powiedział tonem zimnym niczym powietrze zza Muru i spojrzał na Rhaellę. Błękit jego nieokaleczonego oka zdawał się przeszywać ją na wskroś, aż dziewczyna poczuła dreszcze i krople zimnego potu na plecach. Zacisnęła usta w wąską linię i musiała trzymać mocno ramię Jacearysa, który na widok Aemonda jeszcze bardziej tracił nad sobą panowanie. Brunetka wyprostowała się i wypięła pierś do przodu, obróciła się razem z Jakem i Lukem w stronę wyjścia, zarzucając jednocześnie długim warkoczem, a na odchodne rzuciła przez ramię Aemondowi w twarz następujące słowa.
- Ja przynajmniej mam dwoje oczu i może dzięki temu dostrzegam, jakim dupkiem stał się twój brat. - zanim razem z braćmi opuściła salę, zdążyła jeszcze skrzyżować swoje spojrzenie z jednookim księciem. Widziała w nim dużą dozę zdziwienia, ale ułożenie i delikatne zmarszczenie jego nosa sugerowało również niepohamowany gniew, który w nim wywołała. Najbardziej jednak zaskoczył ją błysk w oku, który dostrzegła na sam koniec. I minimalnie uniesiony prawy kącik ust, nie zwiastujący niczego dobrego.

Opiekunka SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz