Rozdział XXI - Ludzka nienawiść

19 1 3
                                    

  Asriel zdezorientowany przetarł oczy, lecz wtedy zdał sobie sprawę, że jego łapy są większe, a pazury ostre jak brzytwy, że o mało sobie nimi oczu nie wydłubał. Chwilę im się przyglądał. Choć właściwie to przyglądali.
- Asriel?! Co się stało? - Nagle książę zaskoczony usłyszał głos swojej najlepszej przyjaciółki. Zdziwiony spojrzał na jej ciało. Jednak było tak puste jak przed chwilą. Na bladej twarzy dziewczyny nawet niegdyś rumiane policzki już się tak nie wyróżniały. Dało mu to jedynie ponownie znać, że jego najlepsza przyjaciółka odeszła, że już jej tu nie ma. Nie mógł, więc słyszeć jej głosu. Z tą myślą w głowie tkwił tak przez chwilę próbując dojść do siebie, lecz znienacka jego ręce samowolnie zbliżały się do ciała Chary. Chciał to powstrzymać, nie wiedząc co się dzieje, lecz wtem uspokoił go jej głos.
- Spokojnie Asriel to tylko ja, Chara. - Ponownie głos nie pochodził od trupa. Asriel słyszał go bardziej w swojej głowie.
- Chara?! Ale jak? - Zapytał zdezorientowany z szeroko otwartymi oczami. Zaczął się rozglądać próbując zidentyfikować źródło głosu, lecz na próżno było szukać.
- Nie wiem... Zdaje się, że oboje mamy kontrolę nad ciałem. - Rzekła dziewczyna szybciej się uspokajając i oswajając z tą sytuacją niż potwór. Poczuła się dostatecznie swobodnie, więc użyła rąk swojego przyjaciela by podnieść swoje własne ciało.
- Nie wiedziałaś, że tak się stanie?!
- Nie! Skąd miałam to wiedzieć? Nigdy wcześniej nikt nie połączył duszy potwora i człowieka. - Odparła zgodnie z prawdą. - Zresztą to nie ma znaczenia. Właściwie to nawet lepiej. - Stwierdziła całkiem pogodnym głosem używając przy tym pyszczka przyjaciela by się uśmiechnąć. - W końcu mieliśmy to zrobić razem, czyż nie? - Usłyszenie ponownie tych słów dodało księciu otuchy. W końcu właśnie tak miało być, mieli dokonać tego wspólnie.
- Tak! Zrobimy to razem! - Powtórzył za nią Asriel, a po jego policzku spłynęła łza. Wraz z nią usłyszał ciepły głos Chary.
- Beksa.

  Z martwym ciałem szatynki na rękach opuścili pokój i chcieli już zejść po schodach by iść do sali tronowej, a następnie przekroczyć barierę, lecz Asgore i Toriel słysząc kroki wyszli z salonu i skonfrontowali się z nimi. W ich oczach widać było zdziwienie, królowa rozdziawiła pyszczek chcąc coś powiedzieć, lecz król chyba już rozpoznał intencje syna gdyż nie dało się wyczytać w jego mimice niepokoju. Raczej wyrozumiałość. Tak czy inaczej zarówno Chara jak i Asriel uśmiechnęli się do nich ciepło i przemówili:
- Mamo, tato spokojnie. Idziemy tylko zobaczyć kwiaty. - Toriel miała bardzo złe przeczucia co do tego, lecz za to Asgore odwzajemnił ich uśmiech, kiwnął głową przyzwalająco i by uspokoić małżonkę objął ją ramieniem. Zaś człowiek i potwór poszli dalej, na dół.
- Spokojnie Tori, on wróci. - Mogli jeszcze usłyszeć z góry zapewnienia ich ojca do ich matki. Aż w końcu odeszli na tyle daleko by nie być w stanie już wyłapać żadnych dźwięków z góry od swoich rodziców.

  Rodzeństwo mogło słyszeć swoje myśli, dosłownie współodczuwać ze sobą. Oboje czuli pasję, wzajemną miłość, determinację. Jedno czuło te silne emocje od drugiego. To dodawało im otuchy, zwłaszcza gdy wreszcie stanęli przed barierą. Wiedzieli, że nie ma już odwrotu. To nie tak, że którekolwiek było skłonne się wycofać, lecz byli zestresowani. Jednocześnie też zafascynowani i mimo wszystko pewni tego, że im się powiedzie. Oczywiście trudno było się nie denerwować, lecz wiedzieli, że nic ich nie powstrzyma.
- Będzie dobrze Chara, nie martw się.
- Nie martwię się, w przeciwieństwie do ciebie. W końcu co może pójść nie tak? - Nie wiedzieli od którego z nich pochodzi ta nerwowość, podczas gdy pochodziła od nich obu. Nieświadomi tego próbowali zwalić winę za to uczucie na drugiego. Jednak nareszcie postawili kolejny krok i używając mocy ich dusz połączonych ze sobą, przekroczyli barierę.

  Wychodząc na powierzchnię od razu przymrużyli oczy. Jasne światło słońca było pierwszym co zobaczyli. To było tak nagłe, niespodziewane nawet dla Chary. Przez te lata w Podziemiu zapomniała jak intensywnie słońce oświetla Ziemię.
- Chara? Czy to to? Czy to słońce? - Zapytał potwór zdezorientowany. Mimo chęci nie mógł zasłonić oczu łapą, gdyż obie były zajęte. Zamiast tego odwrócił głowę by nie być tak narażonym na promienie słoneczne.
- Tak, to słońce. - Dziewczyna potwierdziła spokojnym głosem, w którym jednak było coś radosnego.
- Jest takie jasne...
- W końcu jest gwiazdą najbliższą Ziemi. Dlatego zdaje nam się znacznie jaśniejsze i większe od reszty gwiazd. - Patrzyli chwilę, a ich oczy powoli zaczęły adaptować się do tej jasności. Stali na górze, na górze w której oni i reszta potworów była zamknięcia. Górze Ebott. W końcu całkiem przystosowali się do światła dnia.
- Więc to stąd pochodzisz... - Przemówił Asriel zaintrygowany pięknem krajobrazu, który napotkał na powierzchni.
- Tak. - Odpowiedziała krótko dziewczyna bez większych emocji. Dało się wyczuć w jej głosie zadowolenie, lecz w pojedynczym słowie nie była w stanie pokazać tego dostatecznie dobrze. Jednak książę nie zwracał na to uwagi w tej chwili. Była jedna rzecz, która go zastanawiała, której nie rozumiał.
- Od tego właśnie uciekałaś?
- Nie od tego. Przecież wiesz, że chodzi o ludzi. - Odparła z widoczną pogardą w głosie. - Ludzie wygrali wojnę, bo byli silniejsi od potworów, ale to wcale nie oznacza, że zasługują na to by żyć na powierzchni podczas gdy wy jesteś uwięzieni tam na dole. To nie jest sprawiedliwe... - Pogarda zmieniła się w nienawiść, którą i Asriel mógł od niej poczuć. Czuł ją bardzo, bardzo intensywnie.
- Nie martw się, w końcu po to tu jesteśmy. Uwolnimy potwory. - Książę chciał dodać jej otuchy, uspokoić ją. Poskutkowało, ponieważ trochę opadła z emocji.
- Wiesz Asriel... - Zaczęła już bardziej opanowana. - Raz mi się śniło, że ja, ty, mama i tata siedzimy na trawie w nocy i oglądamy gwiazdy. Nigdy nie mogłam oglądać gwiazd z tymi, z którymi łączyły mnie więzy krwi... Może jeśli załatwimy to szybko będziemy mogli zrobić to jeszcze tej nocy? Co o tym sądzisz Asriel? - Po tych słowach poczuła na policzkach ciepłe łzy przyjaciela.
- Chara... Bardzo chętnie, to wspaniały pomysł. - Człowiek westchnął nie mogąc wytrzeć oczu z powodu zajętych rąk.
- Dlaczego ty zawsze musisz się tak rozklejać, bekso?
- Przepraszam, po prostu tak pięknie o tym mówiłaś...
- Cóż, skoro tak bardzo podoba ci się ten pomysł to chodźmy, zróbmy to wreszcie.

Upadłe Dziecko/Undertale/By "PaniMila15"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz