Rozdział 7

359 34 34
                                    

Wiadomość od autora: Chciałabym, aby to był ostatni rozdział drugiej części tej książki, ale za bardzo rozpisałam się z jednym tematem. Postanowiłam rozdzielić ostatni rozdział na dwa. Oto pierwszy z nich.

Mam nadzieję, że nie przynudzę Was w tym rozdziale. Jakby jednak tak się stało to dajcie mi proszę znać.

Miłej lektury =)


Iwan

Najlepszą metodą przewidywania przyszłości jest jej tworzenie.* To jedno zdanie utkwiło mi w pamięci kilka tygodni temu i od tego czasu mu hołduję. Jeżeli sam czegoś nie zrobisz, to nie możesz być pewien tego co nadejdzie.

Spędzam kolejny dzień z Torngarsnukiem oraz jego ludźmi na naszej nowej ziemi przy granicy pomiędzy Alaską, a Kanadą. Szkolę dwudziestu siedmiu mężczyzn, którzy z każdym dniem potwierdzają słuszność zawarcia naszego sojuszu.

Potrafią ciężko pracować i uważnie słuchają każdego mojego słowa. Bez najmniejszego zająknięcia szkolą się na moich żołnierzy, a po naszych treningach wykańczają w środku kolejne domy, które zostały wcześniej zbudowane z ogromnych pni drzew. Jestem pod wrażeniem ich zaciętości oraz chęci uwolnienia zniewolonych dzieci. Również ich umiejętności w zakresie przeżycia w dziczy, których z kolei oni mnie uczą budzą mój szacunek.

Sam Torngarsnuk jest człowiekiem, którego osobiście polubiłem za podejście do życia i wartości nim kierujące. Nie spodziewałem się tego, ale muszę przyznać, że w tym momencie ufam mu na dziewięćdziesiąt procent. Na równi z Samuelem. Nigdy nie obdarzę ich stuprocentowym zaufaniem, ponieważ tak jestem w stanie zaufać tylko członkom naszych rodzin, ale mogę powiedzieć, że są moimi bardzo zaufanymi współpracownikami. I mam z nimi spore plany na przyszłość.

- Jeszcze raz! – rozkazuję zebranym, którzy ponownie podnoszą karabiny w górę. – Pamiętajcie, że czasami jedna sekunda będzie decydować o waszym życiu, albo śmierci. Raz. Dwa. Trzy. Nie chcecie im odpuścić! To oni porywają małe dzieci. To oni je krzywdzą. To oni pozwalają na ten koszmar. To oni pozwalają na ich śmierć! Cztery. Pięć. I strzał!

Wokół mnie rozbrzmiewają kolejne wystrzały, większość z nich trafia wprost w malutką tarczę. Nikt się nie waha, co jest moim osobistym sukcesem. Wieczorami wszyscy czytamy pamiętniki maltretowanych dzieci, które przeżywały piekło w szkołach dla rdzennej ludności Kanady. Wpływają one nie tylko na mnie, ale również na nich. Jesteśmy zmotywowani i przemy do przodu, nabywając odpowiednich umiejętności oraz zgrywając się między sobą, co będzie przydatne w wielu przyszłych misjach.

- Duże kółko wokół osady z całkowitym ekwipunkiem oraz karabinem w gotowości – zarządzam, po skończeniu serii strzałów. Wszyscy zmieniają amunicję, po czym ruszają biegiem w stronę wykarczowanej ścieżki z uniesioną do góry i gotową do wystrzału bronią. 

Każdy z mężczyzn daje z siebie maksimum możliwości. Są tacy, którym moje ćwiczenia wychodzą znacznie lepiej, ale nawet ci najsłabsi powoli stają się niezwykle dobrze wyszkolonymi żołnierzami.

- Nie żałuję – Torngarsnuk zdradza swoje emocje, kiedy ostatni z jego ludzi znika z naszego widoku. Mówię jego ludzi, chociaż prawda jest taka, że całkowicie oddał mi przywództwo nad nimi. – Kiedyś miałem wątpliwości co do sojuszu z rodziną mafijną, ale teraz wiem, że się myliłem. Razem dokonamy wielkich rzeczy – podaje mi dłoń, którą uściskam. – Żałuję tylko, że nie żyjemy kilkadziesiąt lat wcześniej. Wtedy byś zlikwidował wszystkie szkoły, w których biedne dzieci tyle wycierpiały.

Związani nadziejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz