4 GRUDNIA

9K 462 136
                                    


Madelyn West nigdy nie była osobą mściwą. Raczej wolała polubowne wyjście z konfliktu – o ile takowy miał miejsce w jej życiu, bo ich starała się unikać tak samo jak kawy i swojego szefa.

I nagle mogła zemścić się na Marcelu.

Miała naprawdę duże pole do popisu. Kiedy tylko przypominała sobie ostatni rok, który był przesadnie zawalony przez Marcela stosem papierków, artykułów, nienawistnych spojrzeń i ciągłego stresu, miała ochotę naprawdę się zemścić.

Mogła się teraz nieźle odbić bądź... nieco na tym skorzystać.

Mogła może w końcu dostać wymarzony awans?

Naprawdę pragnęła nowego lepszego stanowiska. Cieszyła się pracą w News Corp, ale dwa lata poprawiania gotowych już artykułów nie dawało jej satysfakcji.

Więc może...

I tak szybko jak ten pomysł wpadł jej do głowy, tak szybko z niego zrezygnowała. To nie było kompletnie w jej stylu, a poza tym chciała w pełni zasłużyć na ten awans.

Jednak nie chciała w pełni rezygnować z wykorzystania tej sytuacji, a w jej głowie nagle stworzył się plan, który w pełni ją satysfakcjonował.

Dlatego następnego dnia, niesamowicie z siebie zadowolona, weszła do biura dużo wcześniej niż zazwyczaj z pudełkiem świeżych pierników, nad którymi siedziała parę ładnych godzin.

Może to będzie czas pojednania?

Nie będzie zaprzeczać, gdzieś z tyłu głowy miała na to małą nadzieję. Miałaby przynajmniej z głowy konflikt z szefem i może przyjemniej by się jej pracowało.

Więc z lekko wymuszonym uśmiechem na twarzy, ale pełna nadziei, stanęła przed czarnymi, masywnymi drzwiami kolejny raz w tym tygodniu. Wzięła pięć uspokajających wdechów i ścisnęła mocniej pudełko.

– Chuj, raz się żyje.

I z takim przekonaniem zapukała do drzwi. Przez trzy sekundy słyszała tylko głuchą ciszę, jednak zaraz zza drewna wybrzmiał jego głos.

– Wejść.

Więc weszła.

Uchyliła trochę drzwi i wcisnęła głowę, aby zerknąć czy jest tam sam. Był i nie zwracał kompletnie na nią uwagi. Siedział za masywnym biurkiem z czarnego drewna i skupiał swój wzrok na ekranie laptopa.

Nie wiedziała, co powiedzieć więc odchrząknęła, czym zwróciła jego uwagę. Leniwie podniósł na nią swój wzrok, kiedy ją zauważył, westchnął cicho.

– No cześć – odparła, czując coraz większy stres.

Może i kiedy była zła, to nagle do jej krwi napływa pewność siebie, jednak kiedy jej już przechodzi, jej odwaga trochę wyparowuje.

Wcisnęła się do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi

– Madelyn – zaczął, na co posłała mu niepewny uśmiech – czegoś potrzebujesz?

I w sumie nagle nawet nie wiedziała, po co przyszła. No miała te pierniki, ale po co? Miała powiedzieć, że będzie udawać jego dziewczynę przed jego matką tylko jeżeli zje jej pierniki?

– Em... No ja... w sumie przyniosłam coś – powiedziała i podeszła do jego biurka, aby postawić pudełko – i no ten... w sumie to no... smacznego?

Zmarszczył delikatnie brwi i skakał wzrokiem pomiędzy pudelkiem a blondynką. Trochę nie wiedział, jak ma na to zareagować i po co to przyniosła i w sumie tylko czekał, aż wyjdzie.

Świąteczna zmoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz