Nie wiem czemu wiekoszosc z was nie miała rozdziału, dlatego wstawiam drugi raz właśnie dla takich osób. 20 grudnia będzie jakoś o 23
Madelyn West nigdy nie była osobą pewną siebie. Poza pewnymi wyjątkami, ale zaraz później była tak zestresowana, że nigdy więcej nie chciała już wychodzić przed szereg. Bywały sytuacje, kiedy siedziała cicho, mimo że się z czymś nie zgadzała, ponieważ bała się, że innym się to nie spodoba i zacznie się jakiś konflikt.
Konfliktów też nienawidziła. Zrobiłaby wszystko, aby z nikim się nigdy nie kłócić. Nie potrafiła wtedy spać, bo rozmyślała, co mogłaby zrobić inaczej, aby uniknąć tej sytuacji, a szczególnie zastanawiała się, co zrobiła źle, że w ogóle doszło do sprzeczki. Nawet w domu dziecka z nikim nie chciała się kłócić, co jednak skutkowało utratą wielu swoich osobistych rzeczy.
Dlatego też Madelyn dziewiętnastego grudnia była przepotężnie niewyspana. Co niestety w ostatnich dniach działo się coraz częściej.
Dużo miała natrętnych myśli. Kolejne samotne Święta, nowa rodzina matki, braki w pracy nad artykułem, współpracownicy, którzy nazywali ją dziwką i cholerny Marcel Foley. Ten człowiek najbardziej zawojował w jej głowie.
Postanowiła. To już koniec tego całego gówna. Jeżeli nie przerwie tego teraz, na samym początku to już nigdy tego nie skończy. Była dumna z tego, że uświadomiła sobie, jak niezdrowa zrobiła się ta relacja i byłoby jeszcze gorzej.
Jeżeli Marcel Foley nie zacznie funkcjonować jak normalny człowiek, nie ma prawa to się udać.
Może dzień wcześniej była delikatnie przewrażliwiona. W końcu wyjechała z prywatnym tematem do Marcela w towarzystwie ludzi, którzy nazywali ją dziwką dokładnie ze względu na niego, ale była zadowolona. Powiedziała to, co czuła, a rzadko to robiła, jedyną osobą od ponad dziesięciu lat, przy której była szczera to Caroline.
I może to cholernie pokręcone, że właśnie przy nim poczuła, że może być szczera, ale sytuacja była inna.
Nadal była pewna, że drzemie w nim dobry człowiek. Taki, który nie będzie uznawał, że jeżeli on jej powie, zrób to, ona to zrobi bez wahania, a jeżeli mu się sprzeciwi, to będzie zły. Taki, który będzie jej dawał to, na co zasługuje.
Ale i tak, później czuła wyrzuty sumienia. Co, jeśli trzeba mu pomóc, bo był zagubiony? Jeżeli pokazał jej trochę inną stronę siebie, to może była w stanie mu pomóc?
I taka właśnie była Madelyn. Co prawda, postawiła w końcu na swoim, ale nadal bała się, że mogła zrobić coś nie właściwie i chciała zadbać o każdego. Była taka dobra, chociaż cholernie mało osób w całym jej życiu było miłych dla niej.
Biła się z myślami cały dzień w pracy. Może dlatego ignorowała te wszystkie spojrzenia, chociaż nie musiała się martwić, że tego dnia ktokolwiek jej naskoczy. Caroline, kiedy tylko zauważyła jedno krzywe spojrzenie od kogokolwiek, krzyczała na niego tak, że trzęsło się, aż na drugim końcu Nowego Yorku. Żadne słowa nie były w stanie opisać tego, jak wdzięczna była za Caroline w swoim życiu. Byłyby w stanie dać obciąć za siebie ręce.
Jednak, mimo tego nawet nie chciała ruszać się ze swojego stanowiska. Czarnowłosa przynosiła jej co jakiś czas ciepłą herbatę i jakieś ciastka. Madelyn tego dnia chciała się skupić tylko na pracy. Szczególnie jeżeli chodziło artykuł. Zaraz wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, a ona czuła, jakby nie dawała z siebie wszystkiego, chociaż bardzo chciała.
Nie wyszła też przed czasem. Pewność siebie, pewnością siebie, ale ta jej nieśmiała część chciała poczekać, aż każdy wyjdzie. Wtedy na spokojnie będzie mogła się zebrać, bez głupich szeptów i spojrzeń.
CZYTASZ
Świąteczna zmora
RomanceŚwięta pełne kłamstw, pierników i wielu innych. Missamour grudzień 2022.