6 GRUDNIA cz. 2/2

9K 454 102
                                    


– No to będzie naprawdę miły wieczór – Marcel sarknął pod nosem, ściągając z siebie marynarkę.

Naprawdę, jedynie, o czym dzisiaj marzył to wrócić do pustego mieszkania i po prostu pójść spać. Jednak za to ma na głowie kolacje ze swoją wścibską matką i wkurwiającą blondynką.

Która miała trochę racji.

Może i Florence rzadko odwiedzała Marcela, ze względu na podróżniczy styl życia. Kochała podróże i... mężczyzn. Więc od kiedy Marcel był starszy, nie próżnowała z podróżowaniem i poznawaniem nowych mężczyzn, a szczególnie po rozwodzie z ojcem Marcela, stwierdziła, że nie będzie się ograniczać.

Mężczyzna nie miał jej tego za złe. Od zawsze był raczej typem samotnika. Mógł się na spokojnie skupić na studiach, a później na pracy. Był cholernym pracoholikiem i nawet temu nie zaprzeczał. Jedna z nielicznych cech, które odziedziczył po swoim ojcu i nie narzekał.

Rzucił marynarkę na oparciu krzesła, przy stole, zerkając na ulubiony makaron. No dobra, może był trochę głodny, ale nie zmieniało to faktu, że nie odpowiadała mu ta sytuacja.

I ta sukienka. Skąd ona ją wytrzasnęła?

Starał się nie zwracać uwagi na jej wygląd, dlatego, kiedy usiadła naprzeciwko mężczyzny, skupił wzrok na lampach na suficie. Madelyn za to czuła się w cholerę niezręcznie i nie sądziła, że kiedykolwiek będzie czekać tak niecierpliwie, aż Florence się pojawi.

– Przepraszam, że ci nic nie napisałam – mruknęła zażenowana – to wyszło tak nagle.

Zerknął na nią kątem oka. Patrzyła na niego niepewnie, skubiąc skórki od swoich paznokci. Od razu też zauważył, że jej włosy ułożyła inaczej niż zazwyczaj.

– W porządku – mruknął.

– Och, już jesteś! – Florence weszła do pomieszczenia, na co Madelyn odetchnęła – zrobiłyśmy ci z Maddie małą niespodziankę!

– Zauważyłem – mruknął, a jego matka się zaśmiała i podeszła dać mu buziaka w policzek, na co się skrzywił.

– Ciesz się, że masz takie cudowne kobiety w życiu – rzuciła, mierzwiąc mu włosy, na co był krok od wybuchnięcia – i się tak nie krzyw, bo ci tak zostanie.

Madelyn uśmiechnęła się pod nosem. To było naprawdę... słodkie. Gdzieś z tyłu głowy sądziła, że jego rodzina jest sztywna tak samo jak on, a jak widać, jego matka bywa naprawdę rozbrajająca. I chociaż na początku jej nie lubiła – nadal ma wrażenie, że coś jest z nią czasem nie tak – to nie potrafiła się już jakoś szczególnie gniewać na kobietę.

Florence usiadła między Madelyn i Marcela, uśmiechając się do nich szeroko. Pożyczyła im smacznego, po czym zabrali się do jedzenia. Telefon blondynki brzęczał od powiadomień, ale wiedziała, że to Caroline do niej wypisuje po tym jak jej przyjaciółka przed chwilą napisała do niej, że się spóźni i streściła szybko całą historię.

Przez dwie minuty, przy stole była spokojna i przyjemna cisza. Było słychać jedynie dźwięk sztućców obijających się o talerz, z czego Marcel był niesamowicie zadowolony. Uwielbiał ciszę, a teraz jej naprawdę potrzebował.

Jednak ta cisza trwała tylko przez dwie minuty.

– Jeszcze wino! – Florence podniosła się z krzesła, aby chwycić butelkę z alkoholem, która leżała na stoliku, ale jakoś o niej zapomniała – Marcelu, mógłbyś?

Brunet odłożył widelec i odebrał butelkę od matki. Uznał alkohol za dobry pomysł, chociaż wolałby w tej sytuacji coś mocniejszego, ale już nie wybrzydzał. Sprawnie odkorkował butelkę, i zalał do połowy kieliszek matki, a następnie ukradkiem zerkając na blondynkę, zaczął nalewać jej wina do kieliszka. Ona też nie zamierzała odmawiać, również cieszyła się z jakichkolwiek procentów. Odwrócił od niej wzrok i swój kieliszek też zalał głęboko czerwonym trunkiem.

Świąteczna zmoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz