Blask w ciemności nocy 3

129 21 0
                                    


Serana obudziła się we własnym łóżku. Jej pokój był bardzo skromnie urządzony. Łóżko, drewniana szafa, szafka nocna i lustro na ścianie. Nic nadzwyczajnego. Wszyscy uczniowie na ostatnim roku (czyli tym przed ostatnią próbą/rytuałem) dostawali swoje komnaty, by mogli mieć spokój i ciszę. Reszta młodszych adeptów miała wspólne salki, ale z podziałem na płeć.   

Na zewnątrz jeszcze świtało. Usiadła, przeciągając się intensywnie i delikatnym ruchem ręki rozpuściła swoje długie czarne włosy, nieschludnie zawiązane w koński ogon. Łagodnie część opadła na ramiona, a część zakryła plecy. Przeczesała je palcami i ułożyła po swojemu. Zastanawiała się, czy pojedynki jeszcze trwają. 

– Bastian! – nagle krzyknęła z podniecenia, przypominając sobie, że przecież miała z nim porozmawiać po pojedynku! Zamiast tego padła ze zmęczenia. Szybko wyrównała zbroję i porządnie zawiązała buty. Podeszła do lustra i poprawiła urodę. 

– Eh... – westchnęła patrząc na swoje odbicie. Worki pod oczami, po nieprzespanych nocach, duże zadrapanie na policzku, po ostatniej walce z Malcolmem. – Malcolm. 

Serana przypomniała sobie również, co wydarzyło się podczas ostatniego starcia. Jego obniżony głos, sapiący do jej ucha. Żar jego ciała... Ruchy bioder. Dziewczyna przez te wszystkie lata żyła według zasad bractwa, starała się nie dopuszczać do takich sytuacji. Nawet nie myślała o nich. Całą swoją energię pakowała w trening i książki, ale Malcolm całkiem przypadkiem, podczas pojedynku coś w niej obudził, tęsknotę za ciepłem męskiego ciała. Jego jasne, zielone oczy i spływające na twarz blond kosmyki. Teraz zauważyła, że jest naprawdę przystojny i... Czyżby coś zaczęła do niego czuć? Jest cienka granica pomiędzy miłością, a nienawiścią. Przygryzła wargę patrząc na swoje piersi, po chwili na brzuch, a na koniec uda, teraz całkowicie schowane w zbroi.

– Nic nie widać. Ani cienia wypukłości... – westchnęła z żalem. Otrząsnęła się jednak po chwili  i opuściła pokój, zamykając drzwi za sobą. 

                                                         * * *

– Bastian? Bastian! – krzyknął Aaron potrząsając towarzyszem, który usnął podczas oglądania pojedynków.

– Co, co? – zapytał wyrwany ze snu.

– Zasnąłeś? Serio? – zapytał Aaron z goryczą. – Tutaj ludzie próbują się pozabijać, a ty sobie śpisz?

– To są pojedynki adeptów... – zaczął znudzonym tonem. – Naoglądałem się już ich za młodu. I to do oporu. Znam te ruchy, te upadki, te salta. Usnąłem gdy oglądałem trzecią walkę tej małej, czarnej z... – tu zamyślił się nieco – z tym dużym, wtedy głosy dziwnie ucichły i odpłynąłem.

– Co?! – krzyknął przyjaciel – to było jakieś dwie godziny temu! – popatrzył na niego urażony. – Mówiłem do ciebie przez ten cały czas... – Aaron opadł na siedzenie i zakrył twarz w dłoniach. Był zły. Bastian uśmiechnął się pod nosem i przeciągnął.

– A mówiłeś coś ciekawego chociaż? – zapytał z uśmiechem. Aaron popatrzył na niego z wyrzutem. Nic nie odpowiedział. Bastian rozejrzał się i zauważył, że większość walk już się odbyła. Wstał by rozprostować nogi i w tej samej chwili zauważył trenera, który machnął do niego ręką kilka razy z areny. 

– O cholera. Aaronie muszę zejść na chwilę z trybuny. – Nic nie odpowiedział, a Bastian jak gdyby nigdy nic poszedł. Zamiast naokoło po schodach, zgrabnie przeskoczył przez rzędy siedzeń i z gracją wylądował na piasku. Robiło się powoli ciemno. Uczniowie zapalali pochodnie, by rozświetlić arenę. Ostatni pojedynek dobiegał końca. Bastian podszedł powolnym krokiem do Instruktora.

Mimesis [+18] [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz