Banda ze wzgórza 9

81 21 0
                                    


– Najszybciej będzie, jeśli udamy się na północ.

– Z całym szacunkiem, ale czy nie powinniśmy wrócić na szlak? – zapytał Aaron niepewnie, gdy trzy wierzchowce przebijały się przez gęstwinę ogromnego lasu. 

– Zwiadowcy Sumatrany na pewno go pilnują. Nie możemy dać się złapać. Już samo to, że zniknąłeś, wyda im się podejrzane. Brakuje nam tylko Bractwa na karku... – ton Bastiana nie wyrażał strachu, raczej irytację.

– Oj coś czuje, że to i tak się stanie... – rzucił cicho do przyjaciela, zerkając na Seranę. 

– Nie biadol. Będzie dobrze. Mniej więcej wiem, w którą stronę iść, by mieć najbliżej na Miodowe Wzgórze po wyjściu z lasu.

– Mniej, czy więcej? – zadrwił bruneta, a Bastian przewrócił oczami.  

Serana jechała z tyłu z niepewną miną, rozglądając się dookoła. Wszystko było dla niej takie nowe. Czuła podniecenie na myśl, że zobaczy prawdziwą wioskę. Popatrzyła przez ramie na swoje rany. Nie mogła się doczekać, aż ta cała Mija pomoże jej się ich pozbyć, by wreszcie mogła napawać się zdobytą mocą pod czujnym okiem jej... Mentora. Wszystko układało się idealnie.

Po godzinie podróży las zaczął się zmieniać. Podłoże było mokrzejsze, drzewa rosły już nie tak zbite, jak wcześniej. Zapach grzybów i mułu. Jednym słowem trafili na bagna. 

– Pięknie. Na pewno wiesz, gdzie jedziemy? – zapytała z lekką trwogą Serana, gdy jej wierzchowiec miał drobne problemy, by wydostać się z błota.

– Cisza – powiedział Bastian, przykładając palec do ust, rozglądając się niepewnie dookoła.

– Gówno tam wie – odpowiedział Aaron, wściekłym tonem.

– Ciszej, chce coś... – zażądał Bastian głośniej, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.

– Mówiłem, żeby wrócić na szlak! A teraz utknęliśmy, chuj wie gdzie!

– Zamknij się! – krzyknął Bastian głośno, po czym zza gęstych, ogromnych krzaków szarżował na nich ogromny stwór z wielkimi rogami. W ostatniej chwili Serana wyskoczyła w powietrze, na milimetry unikając ogromnego poroża. Niestety jej koń został staranowany i zmiażdżony. Potwór miał z sześć metrów wysokości i troje oczu. 

– Bieeees! – krzyknął Aaron, po czym szybko i zwinnie zeskoczył ze swojego konia, przeganiając go jednocześnie z pola walki, by nie skończył jak wierzchowiec Serany. Wyciągnął przy okazji ze zwisającej torby dziwny, czarny, gruby kijek. 

– Kurwa, nikt mnie nie słucha! Mówiłem, żebyście się zamknęli! – krzyknął Bastian i wyciągnął dwa miecze, które miał schowane na plecach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Kurwa, nikt mnie nie słucha! Mówiłem, żebyście się zamknęli! – krzyknął Bastian i wyciągnął dwa miecze, które miał schowane na plecach. Stal błysnęła w jego dłoniach. Serana po wysokim wyskoku spadła tuż za potworem, który sapał i wył. Ślina ciekła mu po pysku, a wielkie zębiska szukały ofiary. Wyciągnęła zgrabnym ruchem swoje ostrza, które rozwinęły się szybko i zakręciła nimi, uderzając w tylne nogi potwora. Bestia wrzasnęła i przykucnęła delikatnie. Niestety zwróciła tym atakiem jego uwagę na siebie.

Mimesis [+18] [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz