W tym momencie siedziałem na skraju łóżka. Blask księżyca oświetlał mój pokój. Wszyscy spali więc to normalne, iż w domu panowała taka cisza. Wstając, podszedłem do okna i je otworzyłem aby wpuścić do pomieszczenia choć trochę zimnego powietrza a przy okazji odetchnąć trochę od tego ciągłego stresu. Delikatny a zarazem chłodny i przyjemny podmuch spowodował, iż do mojego pokoju dostały się z parapetu małe drobinki śniegu
- Zima zdążyła już nadejść.. - powiedziałem sam do siebie podpierając łokcie o parapet. Racja.. Zima w tym roku była prześliczna. Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem aż tyle śniegu. Gdy byłem młodszy, ojciec wiele razy mi opowiadał o tym, że za dzieciaka śnieg padał u niego non stop.
Gdy tak wpatrywałem się w bezchmurne niebo, zdałem sobie sprawę, iż w mojej rodzinie, relacje nie są za ciekawe.. Za każdym razem gdy tylko dziadek postanawia nas odwiedzić, to końcowo dochodzi do solidnej kłótni ojca z dziadkiem. Nie wiem czemu.. Nic złego mu przecież nie zrobiliśmy. Zazwyczaj gdy się zjawia staram się zachowywać tak jak normalnie, lecz.. Zawsze ma jakiś problem do mnie lub mamy. Zamykając okno spojrzałem na lustro a zarazem na swoje własne odbicie. Starsze blizny były praktycznie nie widoczne w świetle srebrnego księżyca, lecz tam gdzie znajdowały się świeże rany, tam skóra była wyraźnie podrażniona. Przypominały mi one jak bardzo rozpierdoliłem swoje własne życie a zarazem życie ważnej dla mnie osoby. Nie cierpię gdy widzę łzy w jego oczach, które są spowodowane moją winą. Czasem.. zastanawiam się czynie jest beze mnie szczęśliwszy.
Moje myśli przerwał cichy dźwięk moich łez, które zdążyły spłynąć z moich policzków i skapnęły na podłogę.
- No tak.. Cisza.. Każdy przecież śpi. Nie ma osoby w tym momencie, która by usłyszała twoje ciche wołanie o jakąkolwiek pomoc.. - Westchnąłem cicho, wycierając łzy kącików oczu.
Zastanawiam się w niektórych momentach, czy aby na pewno podjąłem odpowiednią decyzję.. W końcu.. Był moim najbliższym a zarazem jedynym przyjacielem. Końcowo - nigdy nie wybaczę sobie tego, że aż tak go zraniłem.. Chwyciłem za pierwszą lepszą bluzę, wziąłem paczkę fajek wraz z zapalniczką i udałem się w stronę wejścia, tak cicho jak to możliwe.
Ledwo otworzyłem główne drzwi wejściowe, a od razu moim oczom ukazała się masa puchatego śniegu, który w blasku księżyca mienił się jak drobny brokat. Widok był nieziemski..
- Jak ślicznie.. Timely Key byłaby wręcz zachwycona tym widokiem - uśmiechnąłem się pod nosem - Mam nadzieję, że chociaż jej życie, los postanowi ułożyć na spokojnie..
Odgarnąłem ze schodka biały puch nogą, po czym usiadłem. Timely to moja młodsza siostrzyczka. Jest pełna energii, wspaniała a zarazem kochana.. Teraz tak jak o tym myślę, to nie zachowywałem się jak starszy brat.. Straszyłem małe dziecko.. Zachowałem się wtedy jak skończony kretyn. Może to po prostu przez fakt, iż gdy mama odejdzie to wtedy ja przejmuje rolę strażnika..? Może i jestem odpowiedzialny za czas lecz..
Szybko pokiwałem głową na boki. Nie powinienem tak często o tym myśleć. Już wystarczająco mam zmartwień na głowie. Muszę zająć się tym co jest tu i teraz. Nazsa przyszłość jak i los są nieuniknione.. Tak jak śmierć.. Każdy człowiek jest jak klepsydra odmierzająca jego czas. Kiedy tylko opadnie ostatnie ziarenko piasku, wtedy kończy się jego żywot.
- Najprawdopodobniej, gdy mój czas nastąpi końca, to moja ukochana siostrzyczka nadal będzie żyła.. Wtedy.. Już nigdy nie usłyszę jej śmiechu, a ona swojego bohatera.. - gdy tylko zapaliłem papierosa, spojrzałem w stronę i zaśmiałem się cicho sam do siebie, aby odgonić te wszystkie myśli - Mam dla kogo żyć, lecz.. Czy życie, wśród tych wszystkich gwiazd nie byłoby znacznie leprze ?..
