Droga, córko.
Chcę się z tobą spotkać dzisiaj w godzinach wieczornych. Masz przyjść. Chcę w końcu porozmawiać z tobą jak ojciec z córką.
Ojciec-Gorzej być już nie może - powiedziałam wkurzona. Nienawidzę chodzić do niego na "pogadanki". Zawsze ma wtedy o coś problem. Teraz pewnie chodzi mu o Winchestera. Świetnie! Po prostu świetnie! - Ojciec chce się ze mną spotkać - warknęłam w stronę moich przyjaciół. - Idę do pokoju, nie zamierzam na niego choćby patrzeć - syknęłam i wstałam. List schowałam do kieszeni od bluzy i zła ruszyłam do mojego dormitorium. Kiedy szłam, to nie zauważyłam kogoś i na niego wpadłam, przez co upadłam na podłogę. Byłam wtedy wkurzona do miary wytrzymałości. Myślałam, że zabiję tą osobę, na którą wpadłam.
-Uważaj jak chodzisz! - warknęłam, po czym podniosłam wzrok. Zaniemówiłam.
-To...
-Oliver... - mruknęłam.
-Posłu... Użyłaś mojego imienia? - zdziwił się. Zasłoniłam sobie usta dłonią. Zrobiłam to... nieświadomie. Gryfon widząc mój wyraz twarzy szeroko się uśmiechnął. - Miło mi ciebie widzieć - oznajmił, wyciągając do mnie rękę. Niepewnie ją złapałam, a on pomógł mi wstać.
-Dz-dziękuję - wyjąkałam. Tym razem było to zrobione celowo.
-Mika, jest sprawa - oznajmił. Zdziwiło mnie to, jak nagle nabrał pewności siebie. Wcześniej był taki nieśmiały i... - Chcesz gdzieś ze mną wyjść? - zapytał, co totalnie zbiło mnie z tropu. To on miał być moją zdobyczą, a nie odwrotnie!
-Nie teraz, Wood - syknęłam i ruszyłam. Mijając go, szturchnęłam go barkiem. Usłyszałam ciche syknięcie. Po kilku krokach musiałam jeszcze się o coś potknąć, ale na szczęście nie wywaliłam się. Jednak to nie powstrzymało wiązki przekleństw, które wypuściłam z ust. Byłam wręcz pewna, że obrońca to słyszał. W tamtym momencie nie obchodziło mnie to.=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Do ojca poszłam następnego dnia. Tamtego nie byłam w stanie się z nim spotkać. Byłam naprawdę zła na cały świat. Przekonali się o tym dosłownie wszyscy, którzy zamienili ze mną chociażby dwa zdania. Ale następnego dnia poszłam do niego. Zatrzymałam się przed drzwiami, po czym wzięłam głęboki wdech. Na samą myśl, że mam tam wejść i z nim rozmawiać, byłam nieziemsko wkurzona. Otworzyłam drzwi i już chciałam mówić, ale zobaczyłam Pottera.
-Chciał mnie pan widzieć, panie dyrektorze? - zapytałam, wchodząc i zamykając za sobą drzwi. Przez to udawanie chciało mi się zwrócić wszystko co jadłam do tej pory.
-Dobrze, że jesteś, Mikaela - uśmiechnął się do mnie i wskazał na krzesło przed sobą a obok Gryfona. Nie podobało mi się to. BARDZO mi się to nie podobało. - Chciałem z tobą wczoraj o tym porozmawiać, ale mówi się trudno - powiedział, wzruszając ramionami. Widziałam na jego twarzy ten sztuczny uśmiech. Nienawidzę tego. W ogóle go nienawidzę. Usiadłam, zakładając nogę na nogę i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - Mikaela, mam do ciebie prośbę - zaczął. To jeszcze bardziej mi się nie spodobało... - Możesz pomóc Harry'emu w kilku przedmiotach?
-Gryfonowi?! - krzyknęłam, wstając. - Przec...
-Mogę napisać do twoich rodziców, jeśli to coś zmieni - przerwał mi. Momentalnie źrenice mi się rozszerzyły, a w oczach pojawiły łzy. On szantażuje mnie tym, że przeniesie mnie do innej szkoły? Nie wierzę w to... On naprawdę jest gotów to zrobić dla Pottera? Opadłam bezwładnie na fotel i spuściłam wzrok. To się nie dzieje... Nie powstrzymałam kilku łez, które ujrzały światło dzienne. - Potrzebna jest mu pomoc w eliksirach, transmutacji, zaklęciach i...
-Chyba Potter sam będzie umiał mi to powiedzieć - warknęłam, przerywając mu.
-To idźcie już i najlepiej zacznijcie już dzisiaj - polecił. Razem z Potterem wstałam. - Mikaela, zostaniesz na chwilę? - zapytał. Słyszałam w jego głosie niezadowolenie.
-Czego chcesz? - syknęłam, po wyjściu chłopaka z pomieszczenia i odczekaniu kilku sekund.
-Masz go nauczyć, bo inaczej wylecisz stąd - warknął.
-To już wiem - odpowiedziałam tym samym tonem i bez słowa poszłam, trzaskając za sobą drzwiami. Kiedy zeszłam na dół, on tam już na mnie czekał. - Biblioteka, osobno - dodałam, bo widziałam, że chciał już iść. - Idź lepiej po książki - dodałam. W bibliotece czekałam na niego dobre 20 minut.
-Nie mogłem ciebie znaleźć, przep...
-Nie chcę, żeby ktokolwiek nas razem zobaczył - wyjaśniłam, przerywając mu. - Zanim zaczniemy, musimy sobie coś wyjaśnić - powiedziałam.
-Mów.
-Osobiście, nie mam nic do ciebie, ale nie mogę dopuścić do tego, żeby ktoś się o tym dowie, bo to może być mój koniec. Jasne?
-Jak słońce - potwierdził.
-I masz nikomu o tym nie mówić, bo zadbam o to, aby zgotować ci tu piekło, zrozumiano?
-Tak - wyjąkał.
-I dopóki nie wejdziesz mi w drogę, nie będziesz się wtrącał w nie swoje sprawy i będziesz robić to, co ci każę, nie musisz się bać - zapewniłam go. Gryfon pokiwał głową. - Nie wierzę, że to robię - mruknęłam do siebie. - Co najpierw? - zapytałam go. Siedziałam z nim z dobre 3 godziny. - Która godzina? - spytałam w pewnym momencie.
-18.15 - odpowiedział, po spojrzeniu na zegarek.
-Na dzisiaj koniec - oznajmiłam, wstając i wybierając z biblioteki. Przecież na 18 jest trening!!! Czemu ja nie kontrolowałam czasu!? Szybko wbiegłam do szatni, przebrałam się i biorąc miotłę, wybiegłam.
-No nareszcie! - krzyknął Marco. - Wczorajsze ci podarowałem. Miałaś być dzisiaj szybciej. Czekałem!!! Potem szukałem ciebie po całym Hogwarcie, ale nigdzie ciebie nie było i nikt ciebie nie widział! - krzyczał. Ślizgon zrobił się aż czerwony ze złości.
-Nie mogłam... - mruknęłam. - Pomagałam... - w porę ugryzłam się w język.
-Komu? - warknął.
-Ja... Nie mogę tego powiedzieć - przyznałam cicho.
-To os...
-Czemu ty o wszystkim decydujesz? - zapytałam, podnosząc na niego wzrok. On wręcz kipiał ze złości. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie wejść mu na głowę, bo moja reputacja legnie w gruzach. Ale... bałam się go w tamtej chwili. Był gotowy rzucić się na mnie z pięściami.
-Bo to ja tu dowo...
-Nie jesteś kapitanem - mruknęłam pod nosem.
-Co mówiłaś? - syknął. Zamknęłam na chwilę oczy, żeby szybko pomyśleć, co mogę mu odpowiedzieć po tym.
-Nie jesteś już kapitanem - powtórzyłam, otwierając oczy, ale tym razem głośniej i odważniej. Spojrzałam mu prosto w oczy.
-Co ty powiedziałaś?! - wrzasnął. Był gotowy do uderzenia, ale przeszkodził mu głos.
-Ona ma racje, Marco - poparł mnie Marcus. Posłałam mu dziękczynne spojrzenie.
-Wróciłem już i teraz ja...
-Nie - przerwał mu Flint. - Snape mi powierzył tą funkcje, a ja mam już następcę, Mikę - oznajmił. -W zasadzie w tym roku ani ty, ani ja - zwrócił się do wściekłego Ślizgona - nie jesteśmy kapitanem. W tamtym roku nic nie osiągnąłem z drużyną i Snape kazał mi kogoś wybrać. Wiem, że Mikaela świetnie da sobie radę - dodał.
-Ja? - spytałam zdziwiona. - To mój pierwszy rok w drużynie, nie mam żadnej taktyki, nie mam doświadczenia i...
-Wiem, jak wcześniej łączyłaś życie z quidditchem i z kim rywalizowałaś o miejsce w pierwszym składzie i z jakim skutkiem. Reszta drużyny też i wszyscy się zgodzili. Teraz jeszcze tylko ty musisz się zgodzić - powiedział były kapitan.
-Nie wierzę, że to mówię i pewnie będę tego żałować, ale...- wzięłam głęboki wdech - zgadzam się. Dzisiaj nie ma treningu, muszę rozpisać taktykę i dostosować ją do waszych umiejętności. Pogadam z kapitanem Puchonów i może zgodzi się na mały meczyk w tym albo następnym tygodniu, żebym zobaczyła co umiecie - zaproponowałam. Wszyscy się zgodzili. - Do tego czasu nie będzie treningów. Dam wam znać, kiedy dogadam się z nim - obiecałam. - Możecie już iść.Liczba słów: 1213
Opublikowanie: 17.01.2023r.
CZYTASZ
In the light of the shadow || George Weasley
Fanfiction1 cz.: In the light of the shadow || George Weasley 2 cz.: Price of Victory || George Weasley Mikaela Dumbledore - 13-stolatka, półkrew, nieznana córka Albusa Dumbledore'a, czerwonoczarne włosy za pas, błękitne oczy, buntownicza, sprytna, ambitna. K...