❤️Rozdział XII: Wypadek przy pracy❤️

35 2 0
                                    

-Dobra, Malfoy...
-Moi rodzice są sza...
-Masz się zamknąć - syknęłam w jego stronę.
-Kochanie... - mruknął za mną Marco. Odwróciłam się w jego stronę. - Spokojnie - wyszeptał, podchodząc do mnie i przyciągając mnie do siebie, delikatnie łapiąc w talii. - Proszę, uspokój się - dodał, po czym pocałował mnie. Trwało to długo i było dla mnie przyjemne. Nie chciałam tego przerywać, lecz zabrakło nam powietrza i musieliśmy się od siebie oderwać. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Dyszał, ale szeroko się uśmiechał.
-Marco, nie teraz - usłyszałam głos Marcusa, który wyrwał mnie z tego transu.
-Później - szepnęłam do Winchestera, po czym z powrotem stanęłam przodem do Malfoy'a. - To pokaż, co umiesz - zwróciłam się do młodego Ślizgona.
-A nie zapytasz mnie, kim są moi rodzice i...
-Nie, to nie jest dla mnie ważne - przerwałam mu. - Dla mnie liczy się talent, a nie rodzice i ich wpływy - dodałam, mówiąc dosadnym głosem. Chcę, aby wiedział, że nie interesuje mnie to, kim są jego rodzice. Jego ojcem mógłby być sam Merlin, a i tak za to bym go nie przyjęła.
-Nie wiesz, kim są moi rodzice - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Nie, to ty nie wiesz, kim są moi rodzice - zaprzeczyłam, wręcz tryskając lodem i jadem. - Nie wiesz, do czego jestem zdolna - powiedziałam po chwili. Zamrugałam kilka razy i na chwilę zmieniłam kolor swoich oczu na krwisty. Chłopak ze strachu chciał się cofnąć, jednak przewrócił się o własne nogi.
-T-t-ty j-jest-teś n-n-nienorm-mal-lna - wyjąkał. Jak najszybciej podniósł się.
-Masz stąd znikać i nie wracać. Nie próbuj już dostać się do drużyny - wysyczałam, a blondyn uciekł, biegiem w stronę Hogwartu.
-Dora, co ty mu zrobiłaś? - zapytał niepewnie mój chłopak.
-Nic - skłamałam, odwracając się przodem do całej drużyny. - Przepraszam, ale mam dzisiaj dużo na głowie i możemy już zacząć omawiać taktykę? Na prawdę dzisiaj się śpieszę - poprosiłam.

=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=

-Przepraszam, Harry, za spóźnienie - wysapałam, opierając się o stolik po długim biegu. Próbowałam unormować oddech. - Co... dzisiaj? - wydusiłam.
-Dzisiaj nic - oznajmił. Spojrzałam na niego jak na ducha. - Jesteś wymęczona i ledwo oddychasz - wyjaśnił.
-Tym... nie mu... musisz się... przejmować - mruknęłam. Poczułam, że nogi robią mi się jak z waty. Nie mogłam na nich ustać. Ugięły się pode mną kolana i upadłam na podłogę.
-Mika! - usłyszałam głos Harry'ego. To było ostatnie, co pamiętałam. Potem była tylko ciemność.

=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=

Poczułam jak bardzo boli mnie głowa. Złapałam się za nią i przewróciłam na lewy bok.
-Myślisz, że łatwo będzie się nauczyć Densaugeo? - usłyszałam.
-Czego? - mruknęłam.
-Densaugeo, zaklęcia od McG... - nagle głos urwał. - Ty żyjesz i jesteś przytomna! - ucieszył się, po czym poczułam, jak ktoś mnie przytula. Nie wiedziałam, kto to jest, ale również przytuliłam tą osobę. Udało mi się otworzyć oczy. Po chwili ta osoba mnie puściła. Myślałam, że zaraz padnę, kiedy go ujrzałam.
-Weasley?! - zdziwiona zapytałam, czy to na pewno on. Może mam jakieś omamy? Proszę, oby tak wyszło.
-Ta...
-Densaugeo... - mruknęłam. - To te zaklęcie od McGonagall... Robiłeś coś z tego? - zdziwiłam się.
-To aż takie dziwne? - zapytał.
-Ta... nie - szybko się poprawiłam. - Przepraszam. To co zrobiłeś?
-Znalazłem te wszystkie zaklęcia i scharakteryzowałem. Zostaje nauczenie się ich - wyjaśnił.
-Ile w ogóle byłam nieprzytomna? - spytałam, kiedy przypomniałam sobie akcje w bibliotece.
-Ponad miesiąc - odpowiedział. Moje źrenice poszerzyły się. Nie... Jak to ponad miesiąc? - Ja wiem, że to pewnie dla ciebie szokująca wiadomość, ale taka jest prawda. Pomfrey ustaliła też tego przyczynę. Chcesz wiedzieć? - pytał dalej. Niepewnie przytaknęłam ruchem głowy. - Regularnie dostarczałaś do organizmu trutkę, która pogarszała wydolność organizmu: płuc, serca i wielu innych - wyjaśnił.
-Ja nic nie brałam, przysięgam - powiedziałam od razu.
-Spokojnie, nikt ciebie o to nie posądza - uspokoił mnie. Pokiwałam głową. - Pomfrey nie umiała określić, co to dokładnie było. Mogłaś to jeść, pić, wdychać, dostawać przez skórę... Nie wie tego. Nie umie określić - powtórzył. - Uważaj na siebie, bo to może podawać ci nawet ktoś bliski - ostrzegł.
-Jasne, dzięki. I... skąd ty o tym wiesz? - zapytałam podejrzliwie.
-Przychodziłem tu codziennie i długo siedziałem przy tobie - odpowiedział.
-Czemu? - pytałam dalej, siadając na łóżku.
-W związku z tą pracą - odparł.
-Mogłeś równie dobrze robić to w bibliotece, sam albo z kimś innym - zauważyłam.
-Miałem nadzieję, że szybko się obudzisz albo zapamiętasz wszystko to, co mówiłem. Pamiętasz coś? Wiesz, co to Anteoculatia?
-Powoduje rośnięcie poroża... - zakryłam sobie buzię ręką. - Jesteś genialny! - krzyknęłam i dosłownie rzuciłam się na Gryfona. Po chwili uświadomiłam sobie, że to Weasley. Szybko oderwałam się od niego.
-Przejdziemy na imiona, zamiast nazwisk? - spytał po chwili. 

Liczba słów: 780
Opublikowanie: 13.02.2023r.

In the light of the shadow || George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz