Rozdział 10
Plany
Następnego ranka Harry był w znacznie lepszym nastroju. Podczas śniadania Dumbledore dostał pierwsze wyjce. Wielu studentów otrzymało listy od swoich rodziców z informacją, że zostają przeniesieni do Beauxbatons lub Durmstrangu. Po obiedzie kolejna seria czerwonych kopert czekała na dyrektora. W czasie kolacji mężczyzna nie mógł spokojnie opuścić gabinetu, żeby nie słyszeć przekleństw pod swoim adresem.
Harry natomiast otrzymał propozycję udzielenia wywiadu dla Rity Skeeter, jednak odmówił w zamian wysyłając oświadczenie, w którym zapewnił, że wciąż pragnie walczyć o dobro ludzkości i tak dalej. Draco prawie pękł ze śmiechu, gdy to przeczytał.
— Naprawdę myślisz, że to kupią?
— A dlaczego by nie? Jestem Chłopcem, Który Nie Chce Umrzeć. Nie muszę brzmieć realistycznie. Większość z nich woli, żebym zachowywał się raczej jak pieprzony Gilderoy Lockhart niż Harry Potter. — Draco przewrócił oczami. — Więc czym się zajmowałeś podczas świąt oprócz latania za dziewczynami?
Malfoy nie odpowiadał przez chwilę, aż wreszcie odezwał się szeptem:
— Poszliśmy odwiedzić ojca.
— Cholera, przykro mi — odparł Harry, uciekając wzrokiem, a Draco tylko pokręcił głową.
— Niepotrzebnie, wszystko w porządku. Teraz, kiedy nie ma już Dementorów, nie jest tam tak źle. A przynajmniej tak mówi ojciec. Wiesz, że uraczył mnie tą samą starą śpiewką? Sugerował, żebym nie rezygnował z roli do jakiej byłem od zawsze przygotowywany. Wiesz o co chodzi. Myślałby kto, że więzienie go czegoś nauczy... — zaśmiał się sztucznie. — Nieważne. I tak niczego nie można już zmienić. — Harry przełknął głośno ślinę i przytaknął. Nagle uderzyła go niespodziewana myśl.
— Hej, Draco, co dokładnie mówisz ludziom, kiedy pytają dlaczego już ze mną nie walczysz?
Malfoy prychnął.
— Mówię, że to po prostu korzystne dla mnie ze strategicznego punktu widzenia. Nikt nie rozumie o co chodzi, a zapytać się boją. — Obydwaj chłopcy zachichotali.
***
Trzy dni później przestały nadchodzić wyjce. Około pięćdziesięciu uczniów opuściło szkołę — głównie trzecioroczni Puchoni i Krukoni. Spośród Ślizgonów odeszła tylko trójka, a z Gryffindoru tylko jeden uczeń, który przeniósł się do Beauxbatons.
Harry wreszcie miał czas usiąść i przeanalizować wspomnienia Tiary Przydziału. Najwidoczniej Dumbledore spędził ostatnie miesiące w Ameryce Południowej w poszukiwaniu rytuału, przy pomocy którego mógłby wykradać magię dowolnej osoby. Obrzęd ten wymagał, aby wykonujący go czarodziej rzucił zaklęcie z wielka mocą i pragnieniem odebrania magii. W czasie recytowania inkantacji ofiara pozbawiana była swojej magicznej energii. Ze wspomnień wynikało, że dyrektor planował użyć zaklęcie na Harrym, kiedy ten zabije Voldemorta, lub odwrotnie. Prychając, skierował swoje kroki do gabinetu Lupina.
— Profesorze, gdzie mogę kupić myślodsiewnię? — Remus spojrzał na niego, marszcząc brwi.
— Myślę, że można je dostać wysyłkowo, czemu pytasz? — Harry zmrużył oczy.
— Ten cholerny staruch znowu coś knuje. — Chłopak szybko opowiedział Remusowi wspomnienia Tiary. Wilkołak był zaskoczony. — Więc na wszelki wypadek potrzebuję myślodsiewni — dokończył. Lupin przytaknął.
— Zapytam Severusa, może będzie wiedział gdzie można je kupić. Bądź ostrożny do tego czasu. Jeśli Dumbledore odkryje, że wiesz o wszystkim, nie zawaha się wymazać twoich wspomnień. Właściwie powinieneś opowiedzieć o tym Severusowi — im więcej osób wie, tym lepiej. Poza tym dyrektor ciągle nie jest w stanie penetrować jego myśli. Masz dziś jeszcze jakieś zajęcia?
CZYTASZ
Spisane... [karty]
FanficOpowiadanie nie należy do mn, tylko je udostępniam. Dopiski tłumaczki zostawiam. autor: Dysperdis link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/3400542/1/ gatunek: Romance/Angst długość: 14 status: zakończony zgoda na tłumaczenie: jest tłumaczenie...