X

9 2 0
                                    


 Pędził jak szalony. Wielkimi susami pokonywał uklepany z gliny szlak. W oddali dostrzegł jasny ognik światła. Ruszył ku niemu i w amoku zszedł z drogi. Pędził przez las. Suche gałęzie, łamały się, chłoszcząc go po twarzy. Ognik zbliżał się coraz bardziej, zdołał dostrzec też sylwetkę. Zatrzymał się i głośno sapiąc badał cień. Postać go dostrzegła i uniosła latarnię, aby oświetlić podróżnych. Cień ruszył ku nim. Aoi chwycił mocniej kobietę i głośno krzyknął.

- Kim jesteś? Bo jeśli bestią to więc, że jestem tropicielem...

Cień zatrzymał się i badał ich spojrzeniem. Ciepła posoka Eileen zalała mu już całe ramię i część torsu. Ciemna postać drgnęła i zaczęła się trząść. Dobiegł go śmiech.

- Tropiciele nie muszą się przedstawiać...- Oznajmił nieznajomy i wyłonił się z kępy krzaków.

Mężczyzna był drobnej postury. Długi, ciężki płaszcz sięgał mu za kolana. Czarne włosy, rozwiane przez wiatr, lekko opadały mu na policzki. Bladą skóra twarzy i ciemne cienie pod oczami, rozświetliły poranne promienie. Wąskie usta lekko się uśmiechały. W jednej dłoni trzymał latarnię, w drugiej zaś mały koszyk z wikliny. Były w nim korzenie i pędy. Aoi drgnął, gdy mężczyzna lekko skrzywiony na bok, zbliżał się ku nim.

- Czyżby tropiciel się bał?- Zarechotał.

- Wszyscy się boją...- Wycedził.

Mężczyzna był zaledwie krok od nich. Przechylił głowę na bok, a spod płaszcza, na szyi ukazała się wielka gruba bruzda.

- Jesteś potworem!- Aoi cofną się o krok.

- Nie, jestem uczonym. Lekarzem od głowy...- Uśmiechał się i przyglądał kobiecie.

- Lekarzem! Ona... Tropicielka potrzebuje pomocy...

Mężczyzna obejrzał ranę, po czym spojrzał w oczy blondyna.

- Będzie żyć, ale musi odpocząć. Pewnie zażyła krew, rany już się goją. Będzie dobrze- powiedział.

- Coś sobie wstrzyknęła. Mocno krwawi!

- To nic, to nic, to nic. A nawet to dobrze. Rana musi się oczyścić... Chodźcie ze mną. Odpoczniecie.

- Musimy iść do Byrgenwerth!- Aoi był skonsternowany.

- To się wspaniale składa. Ja jestem z Byrgenwerth. Och jak cudownie, dawno nie mieliśmy gości. Chodźmy więc. Mistrz Willem nie może długo czekać.

Ruszył w obranym przez siebie kierunku. Radośnie machając pochodnią, nucił jakąś piosenkę.

Aoi miał dziwne odczucia co do jegomościa. Przepełniony strachem i wątpliwościami, ruszył za nieznajomym. Czarnowłosy znał drogę i już po chwili, gliniane klepisko rozciągnęło się pod ich stopami. Mężczyzna radośnie przeskakiwał z nogi na nogę i wymachiwał zgaszoną już latarnią. Aoi poczuł ścisk w żołądku i stanął.

- Wybacz, ale nie mogę z tobą pójść. Coś jest nie tak.

Prowadzący odwrócił się na pięcie i zamilkł.

- Nie wiem kim jesteś, Wrona jest nieprzytomna i krwawi. Wokół pełno potworów i śmierci, a ty radośnie sobie tańcujesz- wycedził łamiącym się głosem.

- Wybacz mi moje zachowanie. Cieszę się po prostu ze świtu. Słońca. Poranka. Teraz już wszystko się ułoży- zatopił wzrok w pomarańczowym niebie- mam na imię Micolash. Jestem uczniem szkoły w Byrgenwerth. Nie martwię się o twoją towarzyszkę, bo trochę się znam na tropicielach. Ciężko ich zabić. A co do potworów. Za jakiś tydzień powrócą do swych ludzkich postaci. Las odżyję i wszystko wróci do normy. Zawsze tak jest.

BrzaskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz