Na plaży, na kamiennym nagrobku pewnego brata, przycupnął kruk. Ptak krakał i nawoływał, rozglądając się po pobojowisku. Po wilczych truchłach nie było już śladu. Zostały tylko głębokie bruzdy, ciągnące się w stronę lasu. Pozostała jednak bestia. Truchło Bradora skrzyło się osobliwym blaskiem, odbitym od tłustego i zachlapanego zeschniętą krwią, furta. Kruk zamilkł. Uniósł czerwony dziób w niebo i zamachał skrzydłami. Ciemna kula ptasich ciał falowała na jaśniejącym owalu księżyca. Zmieniła kierunek i cała kotłująca się ich masa, runęła na ziemię. Z kłębowiska piór wyłonił się czarnowłosy, wysoki jegomość w długim płaszczu. Grzęznące w piasku sandału posuwały się powoli po plaży. Niosły mężczyznę w stronę lasu. Minął Bradora, nie zwracając uwagi na jego zwłoki i zatopił spojrzenie w radlinach. Zbliżył się do najbliższych i wcisnął dłonie w piach. Uniósł sporą jego kupkę i w skupieniu wyszeptał:
-Sora no iro ni kakurete.
Mizu no iro ni arawa rete.
Wtashitachi no niji,
karafuruna kodomo-tachi.
Shizen!
Woda zabulgotała, czarnooki kontynuował.
-Matko nasza co w jasnej mieszkasz toni.
Użycz nam sił i pochyl się nad dziecięciem swoim.
Ustrzeż nas przed czerwonej nocy, gęstym mrokiem.
Byśmy szli za tobą, pewnym krokiem.
-Ostrzeż Nas! Ocal Nas!- Odpowiedziały siedzące na plaży ptaki.
Mężczyzna kontynuował.
- Pokłony ci składamy.
Matko czy słyszysz jak wołamy?
- Usłysz Nas! Oświeć Nas!- Zawtórowały ptaki.
- A szlak by to!- Wrzasnął i cisną piachem w dal.- Znajdę cię bracie, choćby miał ich wszystkich pozabijać! Odnajdę cię i razem ich pokonamy. Przysięgam na swoje życie!
Ptaki wzbiły się w powietrze. Uniósł dłonie i ptaki zleciały ku niemu. Rozpłynął się w ich nawale.
Woda jeziora wzburzyła się. Coś blado-szarego na moment wynurzyło się z wody. Śliskie ciało błysnęło w promieniach księżyca. Wyłoniła się długą, mackowata kończyna. Giętkie ramie wystrzeliło w powietrze i musnęło ptasią chmurę. Kruki zafalowały. Ramie z pluskiem wpadło do wody, a stworzenie zniknęło w głębinie. Krucza wataha wzbiła się wyżej i ruszyła z powrotem do Yharnam.
***
Nastawał poranek. Noc minęła spokojnie. Aka spała nadal, jednak jej oddech stał się silniejszy, a ciało zdawało się zdrowieć. Wrona wstała jako pierwsza. Przypatrywała się w milczeniu, tulącemu białowłosą, Aoi-emu. Westchnęła cicho i ruszyła do mostu. Wchodziła już do wnętrza kaplicy, gdy usłyszała głos Djury:
- Tak bez pożegnania?
Obróciła się i dostrzegła idącego po moście tropiciela.
- Dobrze się składa, zamkniesz wrota.- Powiedziała.
- Powinnaś odpocząć...
- Już za późno... Moje rany przestały się goić...
Weszli do budynku i stanęli twarzą w twarz. Kobieta odsłoniła płaszcz z piór i pokazała zaognione ramię. Rana była zakażona. Wysięk był szary i grudkowaty. Djura westchnął i pokręcił głową.
- Doba, góra dwie...- Stwierdziła ponuro.
Tropiciel skinął głową.
- Więc dokąd pójdziesz?
CZYTASZ
Brzask
FantasyNoc się skończyła. Słońce wzeszło nad horyzont, malując nieboskłon niewidzianymi dawno już barwami. Aoi obudził się i postanowił odnaleźć Tą, która została mu odebrana. Fanfiction z uniwersum gry Bloodborne. Czy Aoi odnajdzie zaginioną? Czy tajemni...