cuatro

342 22 1
                                    


To wszystko strasznie mi się dłużyło, nic nie było w stanie wynagrodzić mi straconego czasu tutaj. Rysunek skończyłam po dwóch godzinach, kiedy trening tak naprawdę dopiero zaczął jakoś wyglądać. W międzyczasie zdążyłam nawet pójść po drugą gorącą czekoladę oraz odebrać mój sprzęt, który swoją drogą nie wiem jak miałam w planach zawieźć do domu. Było tego tak dużo że zajęłoby mi to chyba z pół dnia. Pod tym względem Pedri będzie przydatny... Tylko jeszcze nie wie że musi to wziąć. Później jeszcze rozmawiałam z Marco, bo nie potrafił zrobić zadania na hiszpański, więc jako dobra dusza zrobiłam je za niego.

Leżałam właśnie na ławce przed szatnią, czekając na starszego. Dwie wielkie, wypełnione sprzętem, torby szermiercze stały oparte o ścianę. Moje klapki znajdowały się pod ławką, a stopy były delikatnie oparte o poręcz. Ile można się przebierać, przecież i tak zaraz wrócą do domu, nie muszą wyglądać jak milion dolarów. Drzwi do szatni co jakiś czas się otwierały, ale żadna z interesujących mnie osób nie wyszła jeszcze przez nie. Jules dzisiaj nie przyszedł co dosyć mnie zdziwiło, zastanawiałam się nad napisaniem do niego, ale to by znaczyło że przyznałabym się do porażki. Powiedziałam mu kiedyś że nigdy w życiu sama się do niego nie odezwę, chciałam pokazać jaka to jestem ważna. Było to głupie zagranie, polubiłam go.

Mój szofer w końcu łaskawie wylazł, niestety nie sam, a z szóstką kolegów. Podniosłam się z ławki ubierając swoje klapki i podeszłam bliżej grupy.

- To do zobaczenia - Pedri od razu gdy tylko mnie zauważył pożegnał się z resztą i zaczął mnie ciągnąc do wyjścia. Chwyciłam tylko swoje torby, jedną wciskając mu do ciągnięcia

- Dłużej się nie dało księżniczko? - zaśmiałam się obserwując jego reakcję

- Daj już spokój, beze mnie byś nigdy tego nie zabrała - odpowiedział wskazując na mój mały bagaż - Wielkie to i ciężkie, same problemy z tym - marudził wkładając je na tylne siedzenia ponieważ nie zmieściły się do bagażnika

W czasie gdy szanowny pan González próbował uporać się z moimi rzeczami, ja dotrwałam się do samochodowego radia nastawiając je na swoją ulubioną stację. Po kilku minutach i parokrotnym odrzuceniu mojej pomocy w pakowaniu, w końcu zasiadł za kierownicą i mogliśmy ruszać.

- Co robisz wieczorem? - przemilczał sprawę innej stacji radiowej - Jakieś plany?

- Raczej nic ciekawego, będę oglądać film lub pracować - wzruszyłam ramionami na najbardziej oczywistą rzecz na świecie. I tak pewnie bym połączyła te dwie rzeczy

- No to już masz plany - stwierdził nawet na mnie nie patrząc - Będziesz moim plus jeden na imprezie

- Niby czyjej? - uniosłam brew wpatrując się w niego

- Frenkie robi mała imprezkę, mówił że możesz wpaść więc właśnie Cię zapraszam - ułożył szybko dłoń w geście uciszenia - I nie przyjmuję odmowy, już postanowione

Pomimo stawianego sprzeciwu chłopak nie dał mi się wykręcić z imprezy. Gdy tylko podjechaliśmy pod mój dom wpakował mi się do środka ze swoją torbą, mówiąc że ma ubrania na przebranie więc nie ma sensu by wracał do siebie. Byłam wręcz zmuszona by mnie pilnował. Podałam mu obiad, czyli mój ulubiony makaron z tuńczykiem który zrobiłam dwa dni temu. Sama zjadłam małą porcję i olewając chłopaka usiadłam przed komputerem biorąc się za pracę. Od dwóch dni siedziałam nad projektem szafy, o który prosiła mnie moja matka. Jest projektantką wnętrz, a ja żeby się utrzymać robię dla niej projekty na meble. Jest to spokojna i bardzo przyjemna praca, która naprawdę mnie satysfakcjonuje. Nie przeszkadza mi w trenowaniu, a wypełnia pozostały czas.

- Skończysz już? - Pedri odwrócił się od telewizora i spojrzał na mnie - Za godzinę musimy jechać, nie zdążysz

- Godzina mi wystarczy - odpowiedziałam dalej patrząc się w ekran - Przecież mogę iść tak

- Chyba coś Cię opuściło, nie idziesz w żadnych dresach - podszedł i zamknął mi laptopa przed oczami - Ty pójdziesz się teraz grzecznie umyć, a ja wybiorę Ci jakiś super outfit - machnął na mnie ręką popędzając

Umycie się i doprowadzenie do porządnego stanu zajęło mi 20 minut. Gdy wyszłam z łazienki na łóżku czekała mnie niespodzianka

- Nie założę tego - powiedziałam patrząc na przygotowany strój - Nie ma takiej opcji

- Nie masz innego wyjścia - pewny siebie oparł się o szafę zakładając ręce - Idziesz w tym i koniec gadania

- Jak to nie mam innego wyjścia? Mogę zawsze zostać w domu - chwyciłam leżąca przede mną sukienkę. Była w odcieniu butelkowej zieleni, satynowa, lekko opinająca górę. U dołu była delikatnie szersza, dając swobodę ruchu. Po prawej stronie posiadała również delikatne rozcięcie na udzie, sięgała delikatnie przed kolano.

- Błagam Cię, chociaż raz się poświęć i daj się sobie zabawić. Nic się nie stanie jak ją ubierzesz - nalegał dalej, a ja wiedząc że nie mam wyjścia, poszłam się przebrać do łazienki.

- No i w końcu jakoś wyglądasz - Pedri zaśmiał się widząc mnie w drzwiach łazienki - Bez obrazy oczywiście

- Nic nie szkodzi - rzuciłam siadając przy biurku - Mam się jakoś pomalować, jaśnie panie? - energicznie pokiwał głową ignorując mój sarkastyczny ton

Ciemno brązowa pomadka pokrywała moje usta, a czarny tusz lekko podkręcał rzęsy. Róż na policzkach dodawał trochę kolorów mojej ciemnej karnacji, złotawy brokat lekko mienił się na powiece. Nie wyglądałam jakoś zjawiskowo, nie miałam żadnej biżuterii, a na nogach miałam zwykle czarne sandały na płaskiej podeszwie. González za to uważał że byłam idealnie przygotowana na ich imprezkę. Włosy i tym razem nie dały się ujarzmić, przez co nie byłam zbytnio zadowolona. Zostawiłam je jednak rozpuszczone, nie chcąc pogorszyć ich stanu ewentualną próbą spięcia ich.

Stojąc już pod drzwiami domu Frenkiego byłam lekko zestresowana. Nie miało mnie nic z tymi ludźmi łączyć poza pracą. To wszystko zaczynało się jednak zmieniać, a sama zaczęłam naprawdę ich lubić. Pedri jakby czując moje spięcie, lekko poklepał mnie po barku i zadzwonił do drzwi. W drzwiach zaraz stanął gospodarz, który najpierw wylewnie się z nami przywitał, chyba był już lekko wstawiony, a później zaprowadził do reszty gości. W salonie znajdowała się większość osób, reszta przesiadywała w kuchni. Po przywitaniu się, pierwsze co zrobiłam to chwyciłam kieliszek w kuchni i zrobiłam sobie drinka. Jak mam to przeżyć, to nie na trzeźwo.

Rozmawiałam właśnie ze Sirą, dziewczyną Ferrana, która była naprawdę bardzo miła. Bawiły ją moje narzekania i próby ucieczki z imprezy, co skutecznie udaremniali mi Pedri i Ansu.

- Paz! - usłyszałam krzyk po czym poczułam jak para rąk owija moje ciało - Tyle Cię nie widziałem, tęskniłem!

- Jules, już myślałam że się od Ciebie uwolniłam - pogłaskałam go po głowie - Nowe warkoczyki?

- Wiedziałem że zauważysz, tobie też takie załatwimy - odsunął się siadając obok - O, Sira... Widzę że się dogadałyście

- Tak, razem obrabiamy Ci dupę - wybuchła perlistym śmiechem żartując z chłopaka. Ferran był naprawdę szczęśliwcem, Sira była dla niego świetna.

- Niestety musisz mi w takim razie wybaczyć, potrzebuję porwać tą młodą pannę na trochę - pociągnął mnie żebym wstała, Sira nie miała z tym żadnego problemu i powiedziała że zobaczymy się potem

Francuz przerwał mi miłą rozmowę tylko po to, żebym wzięła z nim udział w grze w beer ponga. Początkowo byłam przeciwna, jednak wiedząc kto ma być moim przeciwnikiem przekonałam się do tego pomysłu. Przecież co może być lepszego niż pokazanie mu gdzie jest jego miejsce?

Drużyna składająca się z dwóch przyjaciół, była moim aktualnym przeciwnikiem. Stawiam 100 euro na to, że Gavira będzie błagał mnie o litość, gdy będę trafiać do ostatniego kubeczka.

Jeszcze mu pokażę że to ja wygrywam...

———
hej wszystkim mam nadzieje że się podobało, jestem już w trakcie pisania następnego wiec wyczekujcie <3

Over the fence • Pablo Gavi •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz