nueve

227 13 3
                                    


    - Musimy porozmawiać - Jules złapał mnie za ramię gdy kierowaliśmy się do szatni - Kim on jest? Co was łączy?

- Spokojnie, to tylko kolega - zdjęłam jego rękę - Nic między nami nie ma

- Jakoś wygląda to inaczej, nigdy o nim nie mówiłaś

- Bo nie miałam potrzeby, spotkaliśmy się wczoraj u Marco na urodzinach pierwszy raz od kilku miesięcy. Tommy będzie tu jakiś czas, ale potem wraca do Włoch. Naprawdę nie jesteśmy ze sobą blisko - broniłam się jak tylko mogłam, ale miałam rację. Nie wiem co się stało te niecałe dwie godziny temu, jednak nie chciałam wiedzieć

- Po prostu nie rób nic głupiego i uważaj na to gdzie jesteś - poklepał mnie po ramieniu i wszedł do szatni zostawiając mnie zdziwioną jego słowami

Po chwili dołączyli do mnie moi towarzysze, którzy stwierdzili że będą się już zwijać do domu. Tommy mieszkał na razie u Marco, a ten przecież bez Sanza nie pojedzie nigdzie. Ja obiecałam że poczekam na Julesa, więc zostałam sama.

- Czekasz na któregoś? - spojrzałam do góry zauważając Frenkiego

- Na Julesa, ale siedzi już tam pół godziny - wstałam z podłogi na której zdążyłam się rozłożyć - Zaraz tu zasnę

Chłopak roześmiał się tylko kucając przy mnie i wyciągając do mnie rękę.

- Chodź, idziemy do szatni - pomógł mi wstać gdy chwyciłam jego dłoń - To dobrze że dogadujesz się z nimi, po słowach Pablo myśleliśmy że jesteś okropna, ale naprawdę jak się otworzysz to miła z Ciebie dziewczyna - parsknęłam śmiechem na jego słowa

Szatnia po wygranym meczu wyglądała jak istne tornado. Porozrzucane koszulki i ręczniki walały się po podłodze, a mokra podłoga wskazywała na to że żaden z nich nie potrafił się chyba dobrze wytrzeć po prysznicu. Oczywiście przebranie się w normalne ubrania było dla nich wielkim problem, ponieważ siedząc w samych ręcznikach lub bieliźnie, urządzali dyskusje przekrzykując się wzajemnie.

- O mój boże... - wymówiłam zszokowana tym całym bajzlem - Jak wy tu niby funkcjonujecie?

- Nie funkcjonujemy, dlatego siedzimy tu tak długo - i rzucił mokrą koszulką z ziemi w Koundé - Ktoś do Ciebie, zająłbyś się koleżanką, a nie zostawiał ją samą na korytarzu

- Przecież zaraz bym był gotowy - przewrócił oczami - Daj mi 10 minut, zaraz będę ogarnięty - kiwnęłam lekko głową siadając obok Ansu, który wrócił spod prysznica

Widok tych wszystkich chłopaków wymęczonych po meczu wcale nie przypominał tego, co działo się na moich turniejach. Nikt nie miał swojej szatni, przebieranie się na trybunach wśród widzów było czymś zupełnie normalnym, a słabo zlokalizowane hale z brakiem wystarczającej ilości personelu jeszcze bardziej podkreślały jak bardzo są to dwa różne światy. Młodzi uczniowie pobliskich szkółek i klubów szermierczych zazwyczaj byli jedynymi widzami, a nawet i obsługą zawodów. Czy wynagrodzenie było coś warte za ten sport? Niestety nie. Gdyby zestawić moje zarobki, z zarobkami najzwyklejszego piłkarza z jakiejś małej ligi, to i tak bym zarabiała mniej.

- Aż tak Ci się podobam? - poczułam jak ktoś klepie mnie w głowę przez co spojrzałam się do góry - Patrzysz się na mnie od kilku minut, trochę zaczynam się bać - Dembele uśmiechnął się szeroko

- Zamyśliłam się - odpowiedziałam lekko zażenowana

- Nic nie szkodzi - i po prostu odszedł, żegnając się z grupą, a następnie wychodząc z szatni

- Chcę do domu Jules, zwijaj się - skierowałam swoje spojrzenie na mojego szofera

- Nie jedziemy do domu, mamy inne plany

- Co ty niby masz na myśli?

- No - wtrącił się Araujo - Chcemy uczcić naszą wygraną

- Mam rano trening z Tommym - na to zdanie poczułam kilka par oczu na sobie - To znaczy, z Marco i z Sanzem

- Kto to Tommy? - Ansu chwycił moje dłonie i przybrał pozę typowej Gossip Girl - Spill the tea sis

- Mówi że tylko kolega - Ansu przewrócił oczami na słowa Koundé - Chociaż musicie przyznać że średnia wymówka

- Ale to jest prawda, nic między nami nie ma - wyswobodziłam się z uchwytu Fatiego i zaczęłam kierować się w stronę drzwi - Nie swatajcie mnie na siłę

Zrezygnowana wyszłam z szatni by zaraz potem zejść na podziemny parking. Oparłam się o ścianę przy samochodzie Julesa i czekałam aż raczy zejść na dół. Nie czułam potrzeby żeby mówić im cokolwiek na temat moich znajomych, a tym bardziej bronienia się z błędnych spekulacji.

Po 10 minutach chłopak pojawił się w przy mnie, ale nie sam. Za nim dreptał Gavira, wpatrzony w telefon z głupim uśmiechem. Westchnęłam tylko wsiadając do samochodu na miejsce pasażera i oparłam się głową o szybę.

- Przesuń fotel do przodu, ciasno tu z tyłu - Pablo rzucił dalej wpatrując się w telefon

- To się przesiądź, mi tak wygodnie

- Ale mi nie - zaczął mnie popychać nogami - No rusz się

- Chciałbyś - przymknęłam oczy - Jules, powiedz mu żeby się przesiadł albo nie marudził - najstarszy nawet tego nie skomentował, po prostu wpatrywał się w drogę nie chcąc wchodzić w ten konflikt

Po jakichś piętnastu minutach Gavi odpuścił, domyślając się że nie zamierzam się ruszyć. Ja udawałam że śpię, nie chcąc się narażać że zacznie znowu się do mnie odzywać.

Gdy poczułam jak ktoś mnie szturcha w ramię, skomentowałam to krótkim „Zostaw mnie", ale nie podziałało. Otworzyłam oczy zauważając że znajdujemy się przy porcie w Sitges. Nie spodziewałam się że tego wieczora się tutaj pojawię. Marzyłam tylko żeby być teraz w domu, a nie na plaży w innym mieście.

- Wstawaj, jesteśmy na miejscu - usłyszałam głos przy uchu

- Nigdzie nie idę - mruknęłam - Miałam być w domu, nie w Sitges

- Trudno, świętujemy wygraną. A ty sama się zgodziłaś żebym Cię odwiózł. To już moja sprawa kiedy to zrobię

- Nienawidzę Cię - wymamrotałam - powiedz chociaż że Gaviry tu nie ma

- Z naszej dwójki to akurat ty nie jesteś tu mile widziana - głos zza mojego fotela upewnił mnie że jednak moje marzenie się nie spełniło

Wyszłam z samochodu narzekając na to w co dałam się wpakować. Była pierwsza w nocy, a ja kierowałam się na plażę z grupką piłkarzy. Czy łączyło mnie coś więcej niż współpraca? Niechętnie zaczynałam przyznawać że ich polubiłam. Ale czy naprawdę musiałam być teraz tutaj? Mocno pokręcona sytuacja z meczu, która wydarzyła się na trybunach nie dawała mi spokoju. Nie miałam też ochoty słuchać głupich zaczepek ze strony młodego piłkarza, który najpewniej nie odpuści sobie takiej sytuacji.

Trzymałam w dłoni puszkę z gazowanym napojem, obserwując jak siedmioro mężczyzn obok mnie świetnie bawi się przy piwie. Oni naprawdę dobrze się dogadywali, sport drużynowy to jednak coś, co łączy ludzi. Jeden z nich odsunął się od grupy, by zaraz usiąść bliżej mnie. Czułam jak kątem oka na mnie patrzy, ale żadne słowo nie opuściło jego ust. Sama też nie zamierzałam tego robić, być może ta cisza stawała się z każdą chwilą coraz bardziej uporczywa i niezręczna, ale co ja miałam w tym momencie zrobić.

- Dzisiaj - głos obok mnie zaburzył ciszę - Zachowywałaś się inaczej - przerwał na chwilę żeby napić się alkoholu - Byłaś miła

- Miałam powód - wzruszyłam lekko ramionami i spojrzałam na niego

- Nie wiem, może... Ale i tak każdy zauważył tą zmianę, nawet jeśli o tym nie mówili - Gavi również się na mnie spojrzał, nawiazując kontakt wzrokowy - Możesz powiedzieć swojemu chłopakowi że jak chce to podpisze mu koszulkę - i odszedł do reszty, nie dając mi się wytłumaczyć

———
she is backkkk

tak fr nudzę się wiec może dokończę tego gniota

Over the fence • Pablo Gavi •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz