siete

317 26 0
                                    


Dwa obroty, cztery tupnięcia i okrzyk. Tak się prezentował nasz skromny układ, który wykonywałyśmy przed meczem. Walki drużynowe były bardzo stresujące, ponieważ wynik zależał teraz od każdego najmniejszego błędu jaki mogła każda z nas wykonać. Nie walczyłyśmy już tylko dla siebie, a to dodatkowo nas stresowało. Po zliczeniu punktów z turnieju indywidualnego, startowałyśmy z 8 miejsca, które nie było najgorsze. Walki o 16 i 8 poszły nam całkiem dobrze, schody zaczynały się teraz. Mecz z pierwszą drużyną Włoszek był wymagający, a dodatkowo kończącą byłam ja.

- Jak wygramy, zaproszę was na obiad w Madrycie - Maria oparła głowę na rękach załamana, widząc jak Ariadna traci kolejne punkty - Zaraz wchodzisz, wszystko zależy od Ciebie

Odrobienie strat nie było łatwym zadaniem, gdy miało się tylko 3 minuty. Alice Volpi, z którą przegrałam wczoraj, dała radę zdobyć wymagane od niej pięć trafień. Zabrakło mi trzech, wygrywając 7:5. Strata przed tą walką była za duża, bym mogła bez stresu to wygrać. A po wczoraj walka z nią dodatkowo mnie przerażała.

- Jak wpadniecie do Madrytu to i tak was zabiorę na obiad - Maria powiedziała to wkładając sprzęt do torby - Nie było źle

No tak, ósme miejsce może nie było złe, jednak naprawdę liczyłam na więcej. Chcę pokazać że naprawdę jestem dobra...

- Zabierz wtedy swoich kolegów - zaśmiała się Ariadna przybijając piątkę z Manuelem

- Co masz na myśli?

- Nie udawaj, widziałyśmy relacje piłkarzyków - dodała Andrea - Zaczynasz się socjalizować

- To pewnie tylko na potrzeby współpracy, nic więcej - machnęłam ręką i wróciłam do pakowania sprzętu - Lepiej się pospieszcie, za dwie godziny mamy lot powrotny

Tym razem wszystko ułożyło się po mojej myśli, gdy dostałam miejsce przy oknie. Wszyscy siedzieliśmy w różnych rzędach, przez co nie byłam też skazana na rozwinięcie poprzedniej rozmowy. Naprawdę nie miałam ochoty o tym mówić, gdy sama nie wiedziałam czemu to zrobili.

Siedziałam na swoim miejscu przygotowując się do startu, ubrałam słuchawki i ustawiając playliste dostałam wiadomość. Jules Koundé, jednak o mnie nie zapomniałeś. Szybko odpisałam na jego pytanie kiedy wracam, że zaraz startuję i za 17 godzin powinnam być w Barcelonie, nie zastanawiając się tak naprawdę po co mu ta wiedza. Następne pare godzin poświęcę na spanie, by być przytomną na przesiadkę w Paryżu.

Jak można się domyśleć, nie spałam prawie wcale. Małżeństwo siedzące obok mnie chyba niezbyt interesowało się tym, co działo się naokoło ich, przez co non stop głośno rozmawiali. We Francji również nie mogłam się zbytnio przespać na lotnisku, ponieważ trzeba było coś zjeść, a później robić za tłumacza dla dziewczyn gdy chciały coś kupić. Chwile snu miałam dopiero podczas lotu do Barcelony, który niestety był zbyt krótki, by coś mi to dało.

- Mon amour - usłyszałam jak tylko przeszłam przez szklane drzwi prowadzące do wyjścia z hali przylotów, po czym zostałam objęte przez czyjeś ramiona - Tęskniłem

- Ciebie też cudownie widzieć, Koundé - westchnęłam - Zasłaniasz mi widok, nic nie widzę

Chłopak odsunął się dając mi upragnioną przestrzeń, przez co byłam w stanie zauważyć to, co znajdywało się przede mną.

- Pogrzało was - spojrzałam się na francuza zdziwiona. Za jego plecami stała grupka piłkarzy, trzymająca otwarty kartonik z ciastem

- Teraz przez pewien czas jesteś częścią drużyny, więc świętujemy sukces - wziął ode mnie torbę, którą wcześniej ciągnęłam za sobą i zaczął iść w stronę chłopaków. Podążyłam za chłopakiem, cały czas lekko w szoku, co jak co, ale tego bym nigdy się nie spodziewała.

- Manuel o wszystkim wie, pisałem do niego więc się nie przejmuj i chodź - Pedro objął mnie ramieniem i zaczęliśmy iść do samochodu. Nie wiedziałam tylko że to wszystko widziały moje trzy znajome, które będą mnie tym męczyć przy każdej możliwej okazji

Jazda samochodem nie była długa, jechaliśmy do domu Julesa, który mieszkał w miarę blisko lotniska. Ansu przez całą drogę ekscytował się ciastem które trzymał na kolanach, temu człowiekowi naprawdę nie można było ufać pod względem tego. W połowie drogi cudem udało nam się go powstrzymać przed zlizaniem polewy. Na miejscu pasażera siedziała jedna osoba, która ani razu się do mnie nie odezwała dzisiaj. Ja sama niezbyt wiedziałam co mam powiedzieć, jego zachowanie naprawdę mnie zaskakiwało. Co prawda nasza relacja zaczęła się źle z mojego powodu, nie sądzę że nie miałam racji, bo miałam, ale po prostu może trzeba było inaczej to powiedzieć. Nie wiem nigdy jaki wykona następny ruch, a jego zagrania w naszej rozgrywce były bardzo chaotyczne.

- Pokaż tą zdobycz - Ansu rzucił się do mojego plecaka gdy tylko położyłam go na kanapie - Całkiem ładny - stwierdził ubierając sobie medal na szyję - Od dziś, to ja wami rządze

- Weź, tylko się pogrążasz - Araujo podszedł i dał nam po talerzyku z nałożonym kawałkiem ciasta - Nie wiedzieliśmy jakie lubisz, więc jest waniliowe

- Zjem każde, dziękuję - uśmiechnęłam się do chłopaka i gdy chciałam zabrać się za jedzenie, poczułam że ktoś siada po mojej lewej

- Hej - usłyszałam głos młodego piłkarza - Gratulacje, zasłużyłaś

Co się z tobą dzieje Gavira... Czemu jesteś miły?

- Dziękuję - spojrzałam się na niego z uniesioną brwią - Coś się stało?

- Nie, czemu niby by miało się coś stać?

- Nie wiem, tak się pytam tylko - zabrałam się za jedzenie ciasta

- Właściwie to.. Chciałem Ci przypomnieć o naszym zakładzie. Jesteś mi coś winna... - przerwał wyczekując mojej reakcji - Napisze Ci wieczorem, co musisz zrobić

Kiwnęłam lekko głową w odpowiedzi, na co po prostu wstał i poszedł do kuchni. Tego dnia moim wybawieniem okazała się Sira, która wpadła po jakichś dwóch godzinach. Nie byłam już sama w towarzystwie, a rozmowa z opanowaną i miłą dziewczyną Ferrana była naprawdę przyjemna. Po długich namowach postanowiłyśmy wtajemniczyć Ansu w nasze plotki, ponieważ chłopak strasznie chciał spędzić z nami czas. Co prawda, został wyśmiany przez resztę, ale chyba niezbyt go to ruszyło.

Impreza skończyła się przed dziewiętnastą, a Koundé zadeklarował się mnie odwieźć do domu. Najpierw nalegał żebym u niego przenocowała, ale po odmowach stwierdził że chętnie się takim razie przejedzie po mieście.

- Naprawdę jestem z Ciebie dumny dzieciaku - powiedział gdy stanęliśmy na światłach - Wszyscy jesteśmy

- Dlaczego? Przecież ledwo się znamy - odpowiedziałam spoglądając na niego

- Polubiliśmy Cię, razem pracujemy, więc zostałaś wciągnięta do naszej klubowej rodziny - uśmiechnął się również spoglądając na mnie

- Czyj to był pomysł? - posłał mi pytające spojrzenie - No z tym wszystkim dzisiaj, na lotnisku, u ciebie w domu i resztą

- Gavi nas namówił żebyśmy oglądali zawody, a reszta jakoś sama wyszła - ruszył na zielonym - Nie jest taki zły jak Ci się wydaje

- Wiem, to ja po prostu nie mogę go dopuścić... Nie mogę was wszystkich dopuścić... Postawiłam wokół siebie ogrodzenie, którego nie chcę niszczyć - zamknęłam oczy i oparłam się o szybę. Starszy nic już nie odpowiedział, jakby wiedział, że nie chcę drążyć tematu. Naprawdę jestem mu wdzięczna.

Tylko czemu zaczęłam się otwierać i do nich przywiązywać? Naprawdę tego nie potrzebowałam...

———
Siema, rozdział generalnie miał wyjść we wtorek, ale gdy byłam na wykończeniu wylądowałam na sorze z rozwaloną ręką. Ale poświęciłam się, dokończyłam chodź było ciężko, enjoy <3

Over the fence • Pablo Gavi •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz