Rozdział 2: Celia Fernandez

312 8 0
                                    

Nie miałam ochoty otwierać powiek, ciążyły mi one niczym dwie betonowe kule.

Pragnąc jeszcze pospać przewróciłam się na bok wtulając w mięciutką, pachnącą pościel.

Ktoś odchylił rąbek kołdry wpuszczając do mojego ciepełka lodowate powietrze. Jęknęłam przeciągle ubolewając nad nikczemnością tej osoby.

-Obudziłaś się Śpiąca Królewno? -odezwał się kobiecy głos, którego nie mogłam dopasować, do żadnej znanej mi postaci.

Senna zmusiłam się do otwarcia oczu.

Zamarłam widząc zielonooką kobietę stojącą obok łóżka.

Potrzebowałam chwili, aby wszystkie wspomnienia do mnie wróciły.

Chciano mnie zabić, zabito tych, którzy chcieli mnie zabić, sama zamordowałam jednego z ludzi, którzy chcieli mnie zabić. Ofiara, niedoszła morderczyni i morderca.

Powoli zmusiłam się do siadu, oparłam się o zagłówek łóżka i spojrzałam na swoje ręce, były czyste i nie tylko to tu nie pasowało. Odkryłam kołdrę przyglądając się różowo-białej piżamie. Materiał zapinanej na guziki koszuli nocnej i długich spodni był niezwykle przyjemny dla skóry, pewnie zaczęłabym się nad nim zachwycać, gdyby nie fakt, że nie pamiętałam, abym się w to ubierała.

-Ty mnie w to ubrałaś? -skrzywiłam się, chyba wciąż byłam czymś odurzona.

Kobieta, stojąca pod wielkim oknem, spojrzała na mnie.

-Pracowałam jako pielęgniarka -oznajmiła jakby to miało mnie uspokoić, po czym podeszła bliżej siadając w eleganckim fotelu obok łóżka. Jej jasne włosy były rozpuszczone, idealnie wyprostowane sięgały do obojczyka.

-I przeszłaś na ciemną stronę mocy- nie podobało mi się, że widziała mnie bez ubrań.

-Ciemna, jasna, zawsze do usług swoim- rzuciła podając mi szklankę wody, do której wypicia nie byłam zbyt chętna- Nie uratowałam ci życia, żeby teraz cię otruć. Pij!

Wzięłam niepewnie łyka, po czym od razu wyplułam napój do szklanki, woda nie do końca miała smak wody.

-Elektrolity, rzygałaś jak kot jesteś odwodniona -wyjaśniła widząc moją skwaszoną minę- Masz to wypić do dna, nie obchodzą mnie twoje humorki.

W głowie pojawił mi się przebłysk wspomnień śmierdzących wymiocin w aucie i przekleństw kobiety, wolałam uznać, że tego po prostu nie pamiętam. Wypełniłam jej polecenie, nie chcąc wracać to tego tematu.

-Skoro już wypiłaś eliksir prawdy, odpowiesz na kilka moich pytań- zaczęła nachylając się w moją stronę, chyba nigdy nie opuszczała jej aura stanowczej, niebezpiecznej kobiety, nie o niej były te wszystkie żarty o blondynkach- Jak się nazywasz?

-Celia Fernandez- odpowiedziałam szukając chodź odrobiny bezpieczeństwa pod ciepłą kołdrą.

-Z jakiś konkretnych Fernandezów? -dopytała analizując mnie wzrokiem.

-Z żadnych, jstem pierwsza- wyjawiłam- I całkiem możliwe, że też ostatnia.

Kobieta wyprostowała się opierając wygodnie o zagłówek fotela, a ręce splotła przed sobą.

-Naprostuj -zażądała.

Spięta wyciągnęłam ręce z pod kołdry i zaczęłam bawić się brzegiem szklanki, którą wciąż trzymałam. Skupiłam się na niej, a nie na kobiecie. Łatwiej myśleć, kiedy nie widzisz, jak świdruje cię ponadprzeciętnie bystre, zielone spojrzenie.

-Jestem podopieczną domu dziecka, nie mam pojęcia o moich rodzicach, podobno nikt nie ma -tłumaczyłam- Fernandez, to nazwisko, które nadano mi losowo.

Anagramy Celii MangaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz