Rozdział 23: Smak zwycięstwa

90 6 7
                                    

-Celia.

Przetarłam twarz próbując uporać się z ciążącymi mi powiekami.

-Celia- powtórzył męski głos.

Męski głos!?

Zamarłam widząc stojącego w drzwiach Bodina.

Zerwałam się do siadu i spojrzałam na zegar, była 6:28!

Budzik... przecież wyczerpały się baterie!

-Witaj w świecie żywych -rzucił chłodno- Za dziesięć minut widzę cię w kuchni- wyszedł zamykając drzwi.

Jak mogłam zaspać!? Zapomniałam o tych głupich bateriach! Przeklęty budzik!

Wstałam prędko z łóżka i rzuciłam się po leżące na krześle ubrania, następnie wpadłam do łazienki, ochlapałam twarz lodowatą wodą, po czym zbiegłam na piętro związując włosy w kucyka.

Mężczyzna stał oparty o blat w kuchni odmierzając czas na zegarku.

-5 minut 56 sekund. Tym razem zdążyłaś

-Budzik nie zadzwonił, baterie wysiadły. Przepraszam.

-Zjedz śniadanie.

Podeszłam do lodówki, z której wyjęłam croque monsieur.

-Zjem po drodze -zadeklarowałam gotowa, trzymając kanapkę w ręce.

-Zjedz tutaj, kilka minut nas nie zbawi.

Usiadłam przy wyspie i zajęłam się śniadaniem.

Z całej siły hamowałam się przed delektowaniem się, kuchnia Liny zasługiwała na oddanie szacunku każdemu gryzowi, ale przecież nie było na to czasu. Musiałam pozostać poważna i grać skruchę.

Na szczęście Bodin nie obserwował mnie podczas jedzenia, stał oparty o blat spoglądając na zegarek.

Wstałam, aby odłożyć pusty talerz do zmywarki, po czym stanęłam obok niego.

-Gotowa?

-Tak.

-Wieczorem odrobimy 45 minut, które straciłaś.

-Idę dzisiaj do kina -przypomniałam.

-Film nie będzie trwał wiecznie.

-Później idę na zakupy.

-Musisz nauczyć się traktować obowiązki, tak samo poważnie jak przyjemności. O osiemnastej masz być na wzgórzu.

-Ale... - przejęłam się, to nie tak miało być! Nie może!

-Mam skrócić ten czas o godzinę?

-Pierwszy raz wychodzę sama.

-Tym bardziej nie powinnaś mieć się na baczności.

Spojrzałam w jego chłodne oczy, nie było w nich litości, wyrozumiałości, czy choćby odrobiny skruchy. Nie było szans, żeby zmienił zdanie.

Przegrałam... straciłam, to na co tak bardzo wyczekiwałam i to przez taką głupotę!?

-Biegiem nad jezioro!

***

Usiadłam przy stole, w kuchni Liny, nalewając do szklanki lemoniady.

-Enzo każe mi wrócić przed osiemnastą- westchnęłam zła.

-Niby dlaczego?- zdziwiła się kobieta siadając obok mnie.

-Zaspałam na trening, bo baterie w budziku się wyczerpały.

-Przecież to nie twoja wina.

-Wiem, ale powiedział, że musze traktować obowiązki, tak samo poważnie jak przyjemności.

Anagramy Celii MangaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz