Rozdział 28: Ile sił w nogach!

76 8 0
                                    

Czułam głuchy zgrzyt metalu wydobywający się z wraku samochodu, o którego się opierałam. Czułam wilgoć ziemi, swój własny oddech, gęstość powietrza zapowiadającego burzę.

Poprawiłam pistolet i rozejrzałam się wokół. Polana zdawała się być pusta. 

Wzięłam kilka głębokich wdechów, musiałam zmienić kryjówkę, tu byłam za bardzo odsłonięta.

Rozejrzałam się ostatni raz, poprawiłam broń i popędziłam w stronę lasu, gdzieś tam znajdował się wrak helikoptera zdawający się być bezpiecznym miejscem.

Problem stanął na mojej drodze, jak tylko zaszyłam się w lesie.

-Adam- spojrzałam na celującego do mnie mężczyznę- Nie musisz tego robić. Ty pójdziesz w swoją, a ja w swoją stronę.

-Dobrze wiesz, że takie są zasady dzieciaku. Sama nie oszczędziłaś Durand'a i Caron'a.

-Za bardzo wczułam się w tą grę.

-Nie strzela się do swoich.

-Caron nie miał opaski!

-Sorry dzieciaku. Hej!

Spojrzałam na stojącego za nim Chrisa uradowana.

-Nie strzela się od tyłu!- upomniał go mechanik, wiedząc, że przegrał.

-Pierwsza zasada, gramy bez zasad- uśmiechnął się Chris zbijając ze mną piątkę- Zostaliśmy tylko my, Carlos i Xavier.

-Wiesz jak u mnie?- zagadał Adam.

-Na bank ten chłystek Timeo.

-Pascal odpadł?- zdziwiłam się.

-Wystrzelali się nawzajem z Matthiasem. Chodź, znajdziemy jakąś kryjówkę.

-Osłaniam tyły- zadeklarowałam przyjmując pozycję , na co mężczyzna popatrzył na mnie nie dowierzając. 

-Niech tylko szef się dowie.

-Mogę wziąć tę strzelbę do domu? Bodin osobiście będzie mógł poznać jak to jest być moim celem.

-Jak tylko wystarczy ci magazynka- zaśmiał się- Poza tym to żadna strzelba, tylko marker.

-Obie strzelają i obie bolą, a teraz ciii.

Obserwowałam uważnie otoczenie, z każdą sekundą narastała we mnie adrenalina, czułam się niczym Katniss Everdeen dążąca do swojego przeznaczenia. Powoli podeszliśmy do wraku sprawdzając, czy nikogo nie ma w środku, po czym Chris dał mi znak, że podsadzi mnie do góry. Złapałam się jego ramienia i weszłam na dach, właśnie wtedy, mając znakomity widok dostrzegłam celującego w nas zza krzaków mężczyznę.

-Chris!- było już za późno.

-Wiej Celia!

Przepełzałam na drugą stronę wraku, po czym ześlizgnęłam się na ziemię. Zaczęłam biec ile sił w nogach przerażona. Pędziłam między drzewami, czułam jakbym wykraczała poza czas, w końcu jednak opadłam z sił. Oparłam się o pień biorąc oddech. Nie słyszałam szelestu runa, nikt nie mógł mnie śledzić, a mimo to syknęłam z bólu upadając na ziemię trafiona.

-Wybacz Dzieciaku- skrzywił się litościwie Candale pomagając mi wstać.

-I tak wytrzymałam dłużej niż większość- rzuciłam rozmasowując bolące żebro- Przychodzisz od strony helikoptera?

-Nie, od strony szopy z oponami. Idź tam i wciśnij guzik, to po ciebie przyjadą.

-Dzięki.

***

Anagramy Celii MangaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz