Rozdział 22: Hakuna Matata!

82 5 1
                                    

Zerknęłam na zegr, było WPÓŁ DO SZÓSTEJ.

Dlaczego ten przeklęty budzik nie zadzwonił!?

Przyjrzałam się dokładniej urządzeniu,
wskazówki zatrzymały się na 23:54.

Zerwałam się z łóżka, w pięć minut ogarniając się do życia. W biegu spięłam włosy, wpadłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, po czym zamknęłam ją widząc owsiankę. Nie miałam czasu. Złapałam za jabłko i pobiegłam w stronę wzgórza.

Zatrzymałam się na miejscu, oddychając z ulgą.

Omal się nie spóźniłam.
No właśnie, ,,omal", byłam na czas.

Przeklęty budzik! Że też musiały wyczerpać się baterie!

Bodin przybył kilka minut po mnie.

Los się do mnie uśmiechnął, zamiast biec do jeziora, mężczyzna postanowił zawieźć nas tam na quadzie.

Na miejscu rozgrzałam się dokładnie, po czym przeszliśmy do ćwiczeń. Uczyłam się chwytów z samoobrony, wiele ruchów wychodziło mi już automatycznie. Nie musiałam myśleć ani analizować, moje ciało samo wiedziało jak zareagować na cios, jak go odeprzeć i przyjąć, aby nie bolało.

Niesamowite jak szybko można się do tego  przyzwyczaić. Jeszcze parę miesięcy temu, gdyby ktoś rzucił się na mnie z pięściami, skończyłabym cała poobijana, błagając o ratunek, teraz jednak, nie tylko potrafiłam się przeciwstawić, ale i nawet obronić. Wciąż byłam na przegranej pozycji, ale zawsze mogłam ugrać trochę więcej czasu, zanim ktoś by przybył z odsieczą.

Ten trening był całkiem udany, wkońcu coś mi wychodziło.

Po wszystkim Bodin odwiózł mnie do dworku.

Wzięłam prysznic i przebrałam się w żółtą, letnią sukienkę, która kusiła mnie już dłuższego czasu, dobrałam do niej conversy i splotłam włosy w dwa warkocze.

Spojrzałam w lustro radosna, od dawna nie miałam na sobie, czegoś tak normalnego. Wyglądałam delikatnie i dziewczęco, zupełnie inaczej od mojej codziennej wersji.

Korciło mnie nałożenie błyszczyka, który Serafina zostawiła na półce, słyszałam jednak w głowie jej dźwięczny głos, który stanowczo mi tego zabraniał.

Zdrowy rozsądek wygrał.

I tak, nawet bez makijażu, było coś w tych moich warkoczach, ciemnych włosach, w tej prześlicznej sukience i w oczach leśnej nimfy. Mogłabym nawet powiedzieć, że ta dziewczyna przede mną jest całkiem ładna.

Wyszłam z łazienki, kierując się na zewnątrz. Przeszłam drogą obok stajni, mając ochotę popodziwiać przez chwilę ogiery.

Oparłam się o płot przyglądając się jak monsieur Nergui ujeżdża jednego z rumaków, koń miał na sobie dziwny hełm. Mężczyzna, przejechał przez tor przeszkód, wprawiając mnie w osłupienie.

-Bonjour Celia!- podjechał bliżej dostrzegając mnie- Achilles ma dzisiaj dobry humor- stwierdził klepiąc zwierzaka w bok szyi.

-Bonjour Monsieur! Ale on piękny! A co to ma za hełm?

-Moskitiera, żeby owady go nie gryzły. No dobrze mój Panie, jeszcze raz!

Przyglądałam się wyczynom Achillesa jeszcze przez chwilę, aż w końcu ruszyłam do posiadłości.

Słońce zaczęło nagrzewać świat nieubłaganie. Przechodząc obok jeziora żałowałam, że nie mogę do niego wskoczyć.

Na szczęście w kuchni Liny panował przyjemny chłód, opadłam na krzesło nalewając do szklanki wodę z dzbanka stojącego na stole.

Anagramy Celii MangaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz