11. Wypad na łyżwy

243 10 9
                                    

Scoot już wróciła już kilka dni temu, od tego czasu Apple Bloom wraz ze Sweetie Belle ją odwiedzały codziennie w domu, bo musi jeszcze trochę poleżeć, więc pewnie za jakiś tydzień wróci do szkoły.

- Po co ci gitara siostro? - zapytala czerwono włosa.

- Będziemy grały z Dash. - oznajmiłam.

Siostra przyjrzała się mi bardziej i zadała kolejne pytanie.

- Applejack, tam są 2 gitary? - zdziwiła się.

Na moich plecach znajdowały się dwa futerały, więc nie ciężko się domysleć, że mam tam dwie gitary.

- Owszem. - uśmiechnęłam się.

Byłyśmy już koło domu tęczowej, więc zadzwoniłyśmy do drzwi i czekałyśmy na jakiegoś z domowników.

- O hej, wejdźcie. - otworzyła najstarsza z sióstr.

- Cześć. - powiedziałyśmy równo.

- Em... Scoot jest w kuchni, a Dash chyba u siebie, a jak nie u siebie, to na tarasie. - odparła po chwili namysłu.

Zmierzałam w kierunku pokoju przyjaciółki, zapukałam, jednak żadnej odpowiedzi nie dostałam, więc weszłam i faktycznie w pokoju jej nie było, zdjęłam gitary z ramienia i kurtkę, następnie udałam się na wcześniej wskazany taras, gdzie faktycznie znajdowała się Dash. Cicho weszłam i przytuliłam się do pleców dziewczyny. Ta się chyba przestraszyła, ale po chwili położyła swoją dłoń na mojej ręce.

- Hej Dash. - powiedziałam.

- No siemka. - odparła.

Po chwili byłyśmy już w jej pokoju.

- To co gramy? Mam bass i gitarę. - uśmiechnęłam się.

- MASZ BASS?! - krzyknęła.

- A mam! - powiedziałam pewnie i wyciągnęłam instrument.

- O rany, piękny... - wpatrywała się z uśmiechem w gitarę.

Przyszykowałyśmy swoje gitary i zagrałyśmy parę znanych kawałków, po jakimś czasie dziewczyna poszła do kuchni po jakieś przekąski, a ja usiadłam sobie na łóżku i zaczęłam przeglądać instagrama.

- Jestem! - wparowała do pokoju z paczką chipsów i żelek. Oparła się o drzwi, które ktoś próbował otworzyć, jak się okazało była to Spitfire.

- KRAKSA ODDAWAJ! - krzyczała i pukała w drzwi.

- Nie! Moje! - również krzyknęła i nadal napierała na drzwi.

- No Dashhhh! Oddawaj te chipsy pajacu!!!!

- Nie ma szans! - zaśmiała się do niej.

Ruchem warg tylko zrozumiałam słowo łap i chwyciłam słodkości, które trzymała w dłoniach i schowałam je pod łóżkiem i usiadłam, jak gdyby nigdy nic. Dash wyczekała na odpowiedni moment i otworzyła drzwi, a ognisto włosa wleciała do pokoju plackiem na podłogę.

- HAHAHAHHA! - zaśmiała się Rainbow.

- O ty gnoju mały. - powiedziała zdenerwowana Spitfire.

Zaczęły się przepychać na środku pokoju i turlać po podłodze.

Nagle w drzwiach pojawiła się najmłodsza.

- O, o co poszło tym razem? - zapytała obojętnie.

- O przekąski. - spojrzałam na nią.

- Nic nowego haha. - zaśmiała się i poszła.

Ja patrząc na to jak siostry ze sobą walczą, znudzona tym podeszłam i chwyciłam Dash z podłogi i odciagnęłam od Spitfire.

- Pozabijacie się jeszcze. - przewróciłam oczami i znów usiadłam na łóżko.

- Dobra, tym razem ci się upiecze. - szturnęła Rainbow z ramię i wyszła z pokoju.

Tęczowa odprowadziła ją wzrokiem i odwróciła się na pięcie w moją stronę.

- No co?! - machnęła rękoma.

- Nic, nic - zaśmiałam się.

Patrząc na nią wybuchnęłam śmiechem, a ona tylko założyła rękę na rękę i patrzyła na mnie.

- Taka jesteś? - zrobiła podstępną minę, podeszła do mnie i zaczęła łaskotać.

Położyłam sie na plecach, a ona przysiadła na mnie i łaskotała mnie dalej, ja próbowałam się wyrwać, jednak bezskutecznie.

- No dobra, już dobra. - mówiłam między śmiechem.

Po chwili dziewczyna przestała i po prostu uwiesiła się nademną. Ja zaczepiłam ręce na jej szyi, u niosłam się i dałam jej szybkiego buziaka, po czym ponownie się położyłam. Kiedy ona położyła się na mnie i chciała pocałować, ja położyłam palec na jej ustach.

- No nie wiem, czy zasłużyłaś. - spojrzałam jej w oczy. Ona w odpowiedzi uniosła jedną brew, na co ja zdjęłam palec z ust dziewczyny i się uśmiechnęłam. Wtedy ona przybliżyła się i złożyła na moich ustach pocałunek.

- Ej! Idziemy na łyżwy? - zapytała przerywając pocałunek.

- E.. Jasne - uśmiechnęłam się.

Po chwili zebrałyśmy się i wyszłyśmy z domu tęczowej. Dziewczyna założyła szalik na swoją szyję i zawiesiła swoją rękę na moich ramionach, a ja chwyciłam ją w talii jedną ręką, a drugą po prostu chwyciłam jej kurtkę. Czułam się bezpieczna, nawet Trenderhoof mi nie straszny.

Po około 15 minutach przyjechał autobus, droga nie była długa, ponieważ od Dash nie daleko do centrum.

Wypożyczyłyśmy łyżwy i powoli ruszyłyśmy na lód. Ja oczywiście początkowo się chwiałam, ale potem jak już się rozgrzałam, to śmigałam szybko, Dash podobnie, jednak jest zdecydowanie zwinniejsza na lodzie niż ja. Nie obyło się także bez zderzenia, co zakończyło się śmiechem i bolesnym siniakiem na moim kolanie, ale co tam... Po jakieś godzinie zeszłyśmy z lodu i poszłyśmy na ciepłą czekoladę.

- Ale superowy dzień. - powiedziałam radośnie.

- Masz racje. - odwzajemniła uśmiech.

Dziś piątek, więc do domu się spieszyć nie musiałam. Było już ciemno, ale godzina była jakoś około 18, wiec nie zbyt późno.

- Odprowadzę cię młoda. - powiedziała tęczowa.

Idąc chodnikiem gadałyśmy o muzyce i rzeczach tym związanymi, rozmowa się dość kleiła, widać, że jest to coś, co obie lubimy.

Przed moim domem tęczowa pożegnała mnie czułym przytulasem i pocałunkiem, z każdym dniem czuje do tej dziewczyny coś więcej... Jest dla mnie ważna, a teraz już nawet najważniejsza...

Ta Tęczowa Dziewczyna...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz