— Jordan. — dobiegł ją szept Aerona tuż za nią.
Trzymał swoją rękę na jej ramieniu patrząc jak brunetka dalej tuli do siebie martwą Stephanie. Minęło już tyle czasu, a ciało zaczynało powoli śmierdzieć, lecz ona dalej je trzymała płacząc cicho.
— Musisz już zostawić Stephanie.
— Nie, nie mogę, ona mnie potrzebuje. — powiedziała przez płacz.
Mężczyzna dał znać głową, żeby jego człowiek zabrał ciało.
Gdy Jordan ujrzała wysokiego mężczyznę, który zaczął wyrywać jej z rąk przyjaciółkę zaczęła się z nim szarpać ciągle szlochając przy tym.
— Nie zabieraj mi jej!
Ale on przecież jej nie słuchał zabierając ją. Widziała jak wynosi zwłoki, nie mogła nawet wymyślić co z nimi zrobią, gdy już zniknął z tego domu.
Nie przeszkadzało jej to, że trzymała trupa, ale przeszkadzał jej fakt, że była nim jej przyjaciółka.
Przecież go przeprosiła, więc dlaczego ją zabił?
Aeron widząc w jakim stanie była dziewczyna bez słowa wziął ją po prostu na ręce. Nie sprzeciwiała się, bo nawet na to nie miała teraz ochoty.
Zaniósł ją do sypialni kładąc w łóżku. Nakrył kołdrą, a później przyłożył rękę do jej policzka ocierają łzy.
— To tak strasznie boli. — odezwała się patrząc mu prosto w oczy. — To, że jej już nie ma, ale za to ja żyję.
Chciałaby umrzeć za nią, bo w porównaniu do blondynki ona nie miała dobrego życia. Reyes nigdy nie miała nic prawdziwego, a Stephanie już tak.
— Nie mów tak. Ty musisz żyć dla mnie, ona nie musiała. — wytłumaczył.
Musiała żyć tylko dla niego, by mógł ją mieć dla własnych korzyści. Ona stała się już jego zabawką, gdy uprzedmiotowił ją zapominając, że była tylko człowiekiem, który pragnie wolności.
Była tylko człowiekiem, a jednak została porwana.
I właśnie w tym momencie zrozumiała, że jej życie zależy tylko od niego.
Bo przecież dzięki niemu mogła żyć, dla jego kaprysu.
To było chore na każdy sposób, że jej wola nie należała już do niej, a umysł, ciało, czy cała ona znajdywały się w posiadaniu diabła.
— Przecież próbowałam. — odparła wodząc wzrokiem po twarzy blondyna.
— Starałaś się kochanie, ale same starania to wciąż za mało. — zaczął drugą ręką dotykać jej odsłoniętej pod kołdrą nogi. — Nie zabiłaś dla mnie, a ja dla ciebie to właśnie zrobiłem. Zabiłem dla ciebie, Jordan.
— Nie prosiłam o to, nie chciałam, żeby tak się stało.
Spojrzał w jej zielone i brązowe oczy widząc ten wspaniały ból. To było to co go napędzało.
— Czego chcesz teraz? — zapytał przyglądając się jej.
— Żeby już przestało.
Wstał z łóżka zdejmując marynarkę i podszedł od drugiej strony wchodząc pod kołdrę. Znalazł się tuż przy dziewczynie przyciągając jej drobne ciało do siebie. Ułożył jej głowę na swojej klatce piersiowej i zaczął ją głaskać po plecach.
— Człowiek jedyne czego boi się w życiu to śmierci. Boi się jej tak cholernie, że w chwili utraty życia myśli tylko o przeżyciu. — zaczął mówić podziwiając jej twarz pogrążoną w smutku. — Czy wiesz, dlaczego Jordan? Czy wiesz, dlaczego człowiek w momencie śmierci myśli tylko o przeżyciu?
Potarł kciukiem jej dolną wargę zawieszając na niej spojrzenie.
W odpowiedzi zaprzeczyła głową delikatnie nią poruszając na boki.
— Bo to instynkt, lecz jak każdy inny można się go wyzbyć. Sprawić, że nie będziesz się bać. Chcesz przestać się bać, myszko?
— Tak.
Marquez tulił w swoich ramionach prawdziwą myszkę, która powoli zaczynała być w stanie robić to co chciał. Piękna Jordan Reyes, która dla niego mogła wpaść w pułapkę kalecząc się przy tym. I nawet wtedy byłaby najpiękniejsza.
Przejeżdżał dłonią po jej ciele wydobywając zimne dreszcze w niej.
Jordan zapragnęła myśleć jak on. Nie bać się śmierci i tym samym niczego innego łącznie z bólem po utracie.Chciała być jak on, czuć się jak on i co najważniejsze zrozumieć go, dlaczego ją porwał. Sprawiał, że chciała go poznać czego nigdy nie powinna była robić.
Dlaczego chcesz poznać potwora, zadała sobie to pytanie w głowie, lecz nie potrafiła już na nie odpowiedzieć.
— Kiedy mnie wypuścisz? — spytała cicho przymykając powieki.
Nie sądziła, że jej odpowie, ale przynajmniej spróbowała.
Przecież nie mógł trzymać jej tu wiecznie. Porwanie to było jedno, lecz przetrzymywanie przez resztę życia wydawało się być mało realne, dlatego też w to nie wierzyła.
— Jutro Jordan, jutro już cię wypuszczę. — odpowiedział głaszcząc ją po włosach.
— Naprawdę? — dopytała.
Nie wiedziała, dlaczego w to uwierzyła, ale to było silniejsze. On był znacznie silniejszy.
— Tak, tylko musisz być grzeczna. Obiecaj mi to.
— Obiecuję.
Aeron uśmiechnął się słysząc z jaką nadzieją to powiedziała. Od tej pory wiedział, że Jordan już się złamała.
— Dasz mi tabletkę? — zapytała.
Pragnęła zasnąć i zapomnieć o wszystkim, a on potrafił to uczynić.
— Tak kochanie, dam ci ją w końcu zasłużyłaś, ale wiesz na co jeszcze zasłużyłaś? — zapytał podchwytliwie.
— Nie wiem.
— Na całusa. — stwierdził nachylając się nad jej ustami.
Doskonale czuła jego oddech na nich. Jej skóra zaczęła być zimna, a ciało odrętwiałe.
Pochylił się delikatnie muskając jej wargi swoimi. Nie wymagał od niej zaangażowania, bo sam przejął inicjatywę. Zawisł nad nią dociskając swoje ciało do jej drżącego.
Smakował jej w sposób jaki nigdy jeszcze nie całował nikogo. Robił to powoli i dokładnie tak by być pewnym, że zabrał jej każde tchnienie.
— Piękna Jordan. — wyszeptał odsuwając się.
Wstał przechodząc do łazienki, gdzie wyjął z opakowania jedną tabletkę nasenną.
Podszedł do lustra widząc uśmiech jaki w nim wywołała.
Sprawiła, że był szczęśliwy. Była grzeczna.
Oczywiście, że dam ci tabletkę Jordan.
Wszedł z powrotem do pokoju i wręczył jej ją. Od razu połknęła nawet bez popicia. Chciała jak najszybciej zasnąć, by nie czuć ani go, ani jego dotyku.
— Jestem z ciebie dumny, a nawet bardzo. Musisz być grzeczna, bo wtedy cię wypuszczę.
Zanim zasnęła spytała się o jeszcze jedną rzecz jaka siedziała jej w głowie:
— A ty przestałeś się bać?
Blondyn analizował jej zmęczoną twarz widząc jak powoli zasypia.
— Już dawno temu, ale ja miałem wybór. Ty go już nie masz.
Aeron był jak róża. Kusząco piękny. Sprawiał wrażenie pięknego, lecz w rzeczywistości, gdy poznawało się go lepiej, jego kolce zaczynały wbijać się niebezpiecznie w dusze. Im bliżej była Jordan, tym mocniej bolało.
Takie w końcu są róże. Niebezpiecznie pociągające.
SWBHORLEY
CZYTASZ
Wypatrzona 18+
RomancePo każdą dziewczynkę musi przyjść kiedyś jej własny Piotruś Pan. W tej historii nie nazywał się tak, lecz Aeron i nie zabrał Jordan do Nibylandii, a wywiózł do domku w lesie.