30. kochałeś mnie, mimo to....

774 31 0
                                    

Przeszli za bramę, którą otworzył im mężczyzna. Znaleźli się wśród ciemnego lasu, który otaczał dom z każdej strony.

— Aeron, muszę to wiedzieć. — wtrąciła. — Czy ty mnie kochasz?

Jeżeli ciekawość może być głupotą to w tej chwili Jordan właśnie ją popełniała, zamiast uciekać próbowała zrozumieć go jeszcze lepiej.

Blondyn puścił ją podchodząc do konsoli obok bramy i nacisnął na niej przycisk zamykania, ta zaczęła powoli się zasuwać dając do zrozumienia, że po jej zamknięciu Jordan zniknie na zawsze z jego życia.

Ręce dziewczyny upadły bezwładnie wzdłuż jej ciała, a ona sama poczuła chłód na swoim ciele. Najsilniejszy jaki tylko mogła.

— Oczywiście, że tak myszko.

— Więc czemu mnie wypuszczasz?

Czyż nie tego pragnęła od samego początku? Wolności, życia czy braku jego obok. Lecz ta młoda dziewczyna pojęła, że tylko przy nim zdołała czuć cokolwiek.

Bo bardziej od miłości wolałem ból, odpowiedział w myślach.

— Bo gra miała zasady, a zasad trzeba się trzymać. — wytłumaczył jednak inaczej.

— Jak one brzmiały? — po raz pierwszy spytała o nie, tak jak ją nauczył.

O zasady zawsze trzeba pytać, to tego ją tutaj nauczył.

— Kto pierwszy się zakocha. Jeżeli ty byś pierwsza się zakochała, musiałbym cię zabić, lecz to ja upadłem pierwszy. — zrobił krótką przerwę przechodząc przed bramę i tym samym pozostawiając ją po drugiej stronie. — Kocham cię, Jordan. — dodał ciszej.

Metalowe kraty zbliżały się do siebie coraz szybciej rozdzielając ich i uczucia, którymi się darzyli.

— Spytałaś się mnie wczoraj czy możemy być tym jednym przypadkiem na tysiące, gdzie porywacz żyje ze swoją ofiarą. Dziś ty zostałaś przypadkiem, gdzie porywacz wypuszcza swoją ofiarę.

Wciąż się uśmiechał.

— Aeron.

— Jordan Reyes.

Brama zamknęła się uderzając głośno.

Jordan po raz pierwszy nie musiała biec. Mogła patrzeć jak żelazna brama zasuwa się do końca, a za nią znika jej koszmar, z którego w końcu się obudziła jak tłumaczył wcześniej.

— Aeron Marquez. — powtórzyła cicho.

Chciała pamiętać to co miało miejsce w domku za miastem. To ile przeżyła walcząc o własne życie i komu je oddała.

Teraz możesz wrócić Jordan, zły potwór już odszedł.

Ruszyła przed siebie przechodząc przez las, który nie był już, aż tak straszny. Nic nie mogło być już dla niej straszne. Nie na tyle, by znowu czuła to co za bramą.

Jej bose stopy stykały się z leśną dróżką, którą szła. Ciemne kosmyki powiewały na zimnym wietrze zlewając się z czernią dookoła.

I po długiej drodze przebytej w zupełnej ciemności natrafiła na ulicę. Tą samą, na której znalazła się po polowaniu. Wystawiła w bok rękę zaczynając nią machać, a raptem kilkanaście sekund później jedno z wielu aut zjechało na pobocze.

Wsiadła do środka patrząc na kobietę za kierownicą.

— Wszystko dobrze, kochanie? — spytała starsza pani. — Jest środek nocy, a ty jesteś w samej koszulce. — dopytywała zmartwiona stanem dziewczyny.

— Przepraszam, ale jaki mamy dziś dzień? — zapytała Reyes.

— Jest piątek. — odpowiedziała jej marszcząc brwi.

— Którego dnia?

Kobieta z zakłopotaniem spoglądała na nią odpalając samochód i ruszając.

— Dwudziestego lutego dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku. — odpowiedziała brunetce. — Skąd się wzięłaś w lesie i dlaczego nie masz spodni ani kurtki?

Jordan wtedy zrozumiała, że nie może opowiedzieć nikomu o tym co działo się przez ostatnie miesiące. Musiała milczeć, bo tego od niej wymagano od zawsze. Nikt nie uwierzyłby w tą historię, bo ona sama nie wierzyła.

— Nie pamiętam.

SWBHORLEY

Wypatrzona 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz