29. wygrałam, mimo to....

526 29 0
                                    

Róże usychają szybciej niż rosną. To boli bardziej, gdy opadają kolejne płatki krusząc się na drobny pył, który zanika na wietrze.

Jordan obudziła się w środku nocy mając niewyobrażalną suchość w gardle. Przesunęła dłonią po lewej stronie łóżka nie czując dotyku Aerona, który raptem godzinę wcześniej właśnie tam leżał.

Wstała narzucając na siebie jego czarną koszulkę oraz ubierając bieliznę. Zaczesała palcami włosy do tyłu przerzucając je na prawe ramię po czym wyszła na korytarz. Rozejrzała się dokładnie nasłuchując czy mężczyzna znajdował się w domu. Nie słysząc żadnego hałasu przeszła na dół widząc ślady błota na jasnych panelach ciągnące się do kuchni.

Zdziwiona na palcach zaczęła kierować się po nich, aż nie doszła do ich końca. Ujrzała przed sobą luźno leżące róże również ubrudzone w ziemi i ociekające wodą. Podchodząc bliżej dostrzegła wśród nich dwa leżące telefony.

Pomyślała, że to telefony Aerona co także wydawało jej się dziwne. Biorąc jeden z nich do ręki włączył się ekran, a na nim pojawiła się sama Reyes ze Stephanie u boku. Obie dziewczyny na zdjęciu znajdowały się w klubie, a na ich głowach widniały plastikowe korony.

To właśnie takie zdjęcia miały na swoich tapetach od kilku lat.

Brunetka wzięła do ręki drugi telefon, na którym widniało dokładnie to samo.

— Stephanie. — wyszeptała.

Samotna łza popłynęła wzdłuż jej policzka opadając na ziemię. Jordan poczuła ucisk w sercu, gdy trzymała coś należącego do swojej przyjaciółki.

Rzeczywistość zaczęła powracać zadając jej cierpienie.

Następnie przyglądała się kwiatom, w których oprócz tych dwóch rzeczy dostrzegła małą karteczkę. Złapała ją otwierając i czytając na głos napisane na niej słowa:

Czuj się wygraną jeśli wzbudziłaś uczucia w człowieku bez serca.

— To niesamowite Jordan, że istnieje osoba, która umie przejść rozgrywkę i nie pojąć tego. — za jej plecami odezwał się nagle Aeron.

Odwróciła się w jego stronę ze łzami w oczach dostrzegając, że ma na sobie czarny garnitur oraz tego samego koloru koszulę. Jego włosy były ścięte nieco krócej i ułożone na żel, a na ręku widniał złoty zegarek, który połyskiwał drażniąc jej zmęczone oczy.

Mężczyzna wyglądał zupełnie inaczej niż na co dzień.

— Co się dzieje? — spytała wprost przełykając gulę jaka narastała w jej gardle.

Oczy brunetki były szeroko otwarte, a płynące z nich łzy moczyły coraz to bardziej koszulkę, którą miała na sobie. Przelatywała tęczówkami po jego tęczówkach, chcąc znaleźć w nich odpowiedź.

— Chodź, Jordan. — wystawił w jej kierunku rękę, na którą spojrzała.

Ujęła ją zgarniając w ostatniej chwili swój telefon z blatu.

Marquez poprowadził ich do wyjścia, by po chwili znaleźli się na środku podjazdu. Dziewczyna szła na bosaka skupiając się tylko na blondynie przed nią i jego ręce usilnie uciskającej jej dłoń.

Stanęli naprzeciwko siebie pochłaniając wzajemnie całą uwagę jaką sobie dawali. Złapali się za obydwie ręce, które obojgu trzęsły się w nieprzyjemny sposób.

Musiała minąć dłuższa chwila nim Jordan pojęła co zaraz ma się wydarzyć. Aeron odkaszlnął głośno, ale jeszcze się nie odezwał, bo ona zrobiła to pierwsza.

— Nie mów tego na głos. — poprosiła łamiącym się głosem.

Zobaczyła jak mężczyzna uśmiecha się w ciepły sposób zaczynając w między czasie pocierać kciukami jej dłonie.

— Muszę to kiedyś powiedzieć.

— Nie teraz, jeszcze chwilę. — mówiła błagalnie wiedząc, że to i tak ma nastąpić. — Daj nam jeszcze tylko chwilę.

Czekali w takiej pozycji kilka minut, ale wkrótce Aeron musiał w końcu wyjawić jej prawdę. Zamknął na chwilę powieki biorąc głęboki oddech po czym na wydechu odparł:

— Twoje jutro właśnie nadeszło.

Ten moment był trudny dla obojga, nie tylko Jordan przeżywała skrajne emocje nie wiedząc co się dzieje. Marquez mimo, że planował wszystko, teraz pozwolił, by to działo się samo.

— Jesteś wolna Jordan. Gra dobiegła końca, a ty ją wygrałaś. Zbiłaś króla, gratuluje.

Jej oczy zaświeciły się jak nigdy dotąd. Przecież nie świeciły dla niego. Nigdy dla niego.

Wcale nie czuła się jak wygrana. Nie była królową, a jedynie szatą króla. Aeron ją wypuścił po tylu miesiącach, ale ona wcale nie chciała wychodzić. Przecież to był ich dom.

Płakała, ale przecież on nie płakał. Nie mogła płakać.

Dotknął jej policzka zmazując z niego mokre ślady. Wciąż się uśmiechał czując, że kamień, który zalegał mu na sercu wreszcie znikł.

— Zamknij oczy. — mówił miłym tonem, jakby był szczęśliwy. — Pomyśl sobie, że jesteś osiemnastoletnią Jordan Reyes i nigdy mnie nie spotkałaś. Wspominaj to jako koszmar, z którego w końcu się obudziłaś. Zapomnij, że kiedykolwiek istniałem.

Kąciki ust Reyes opadały i unosiły się w szybkim tempie, jakby nie wiedziała co ma czuć.

Jego dotyk w końcu zaczął być prawdziwym. Wreszcie czuła, że to co się dzieje jest prawdą. Przestała żyć fikcją, przestała udawać.

— Przepraszam Jordan, że cię porwałem.

SWBHORLEY

Wypatrzona 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz