— Jordan, połóż się. — nakazał, a jego tęczówki z bliska zaczęły wydawać się bardziej mroczne.
Ten ukochany, a jednocześnie znienawidzony zapach dotarł do dziewczyny, która w bezruchu dalej siedząc na podłodze patrzyła na niego ze zmrużonymi powiekami.
— Nie. — powiedziała pewnie patrząc na niego z nienawiścią jaka ją przepełniała.
Chciała walczyć z diabłem nie znając konsekwencji i zapominając jednocześnie jaką władze ma. Taka była prawdziwa Reyes. Nie poddawała się, lecz teraz znajdując się w pustce nie poznawała już siebie.
Walka.
Była kiedyś tego nauczona już od małego umiejąc się bronić przed o wiele groźniejszymi ludźmi. W końcu uciekła z piekła trafiając do kolejnego.
Wyprowadziła się od rodziców, by móc wreszcie żyć, a teraz Aeron jej to zabierał pozbawiając wolności.
Próbowała z nim walczyć i przez to czuła się już dumna. Nienawidziłaby siebie, gdyby się nie starała. Przecież musiała, dla siebie.
Marquez zmarszczył brwi bacznie przyglądając się jej drobnej posturze. Nie miała z nim żadnych szans, a mimo to dzielnie stawiała na swoim.
Jej długie włosy porozsypywane niczym płachta po jej szczupłych ramionach sprawiały, że jej skóra była jeszcze bardziej blada. Pełne usta, które od płaczu ociekały łzami wydawały się bardziej pełne. Oczy, za które mógłby zabić błyszczały w idealny sposób.
— Wiesz jaki jest w tobie jeden problem? — zapytał bardziej samego siebie.
Głupia dziewczynka, pomyślał.
Gdyby tylko była inna mogłaby owinąć go sobie wokół palca, a on dałby jej każde pierdolone szczęście. Nawet tego nie chciała. Według niego ona po prostu nie chciała być szczęśliwa.
— Wszystko źle interpretujesz. — powiedział cicho, ale nie na tyle, by nie usłyszała.
Wzruszyła ramionami zagryzając dolną wargę.
Mężczyzna zbliżył się do niej stając pewnie siebie.
— Nie wmawiaj sobie, że to jest złe, gdy pragniesz bliskości. Nie traktuj mnie jak potwora.
Nie traktowała go tak, bo on w rzeczywistości nim był.
Złapał ją za nogę przysuwając w swoją stronę. Pochylił się będąc tak blisko jak wtedy, gdy ją uderzył. Zaczął rozczesywać palcami jej po kołtunione włosy. Zaczesał je do tyłu przytrzymując chwilę na nich rękę.
— Powinnaś myśleć inaczej, żeby poradzić sobie ze mną. — przeniósł swój dotyk na jej policzek zaczynając ocierać z niego łzy.
— Ale ty mnie krzywdzisz. — odparła piskliwie.
Czy on naprawdę tego nie widział? Jak daleko się posunął?
— Och, krzywdzę? Sądziłem, że traktuje cię delikatnie, ale wiesz, kiedy bym naprawdę mocno cię skrzywdził?
Moment, w którym ponownie łzy pojawiły się w zielono brązowych oczach sprawił, że runęła. Przypominało to upadek z wysokiego piętra prosto na twardy beton.
— Gdybym wziął cię teraz siłą... — spojrzał na jej skarpetkę, która ściągnęła się z jej stopy przez szarpania. —... a ty błagałabyś, abym cię zabił i skończył to wszystko. — podwinął ją naciągając wysoko.
Pogłaskał brunetkę po odkrytej nodze widząc jak wielkie przerażenie w niej wywoływał. Cała jej skóra zaszła ciarkami.
— Nie bądź taki. A co, gdyby na moim miejscu była twoja mama bądź ktoś inny kogo kochasz. Skrzywdziłbyś kogoś ci bliskiego?
Chcąc manipulować potworem nie sądziła, że to ona zostanie omotana.
— Już to robię... Powinnaś się cieszyć, bo gdyby na twoim miejscu był ktoś inny już dawno byłby martwy.
Aeron niespodziewanie złapał obydwa nadgarstki Jordan zaciskając na nich swoje kłykcie.
— Nie płacz. — westchnął ze spokojem. — Twój płacz sprawia, że stajesz się słaba, a wiesz jak łatwo posiąść coś słabego?
— Czego tak naprawdę chcesz ode mnie? — odważyła się zapytać.
—Twojego serca Jordan, pragnę tylko jego. — wstał.
Reyes siedziała dalej w miejscu, wpatrując się w sylwetkę mężczyzny, która spowiła się mrokiem. Aeron trwał w bezruchu przez chwilę obserwując ją.
— Sprawiasz, że chcę, żebyś płakała jeszcze bardziej. — dodał.
Słowa dziewczyny dziwnie dotknęły go. Przecież nie miał już matki ani nikogo poza jego myszką. On tylko chciał jej bliskości. Wiedział, że przesadził dzisiaj. Wiedział też, że powinien ją przeprosić, lecz nie potrafił tego zrobić.
Ona miała być tylko jego własnym szczęściem, ale to jak patrzyła na niego i jak bardzo się go bała przerosło nawet samego Marqueza. Chciał dać jej dom, taki prawdziwy, w którym mogliby być razem. Był jej to winien za to co jej zrobił.
Nastała cisza w całym domu, w której to tylko mężczyzna analizował całą tą sytuację.
Przecież obiecał nie robić krzywdy jego myszce. Miał jej nie krzywdzić w żaden sposób.
— Zjedz coś wieczorem. — odezwał się wzdychając ciężko. — Tabletki są w drugiej szafce przy umywalce.
Odwrócił się na pięcie wychodząc z sypialni.
Zabrał z korytarza płaszcz oraz kluczyki do samochodu i wyszedł z domu pozostawiając w nim dziewczynę.
Jordan poczuła się jak przed laty, gdy to jej rodzice wychodzili mając jej dość. Zawsze zastanawiała się, dlaczego. Dziś słowa Aerona pokazały jej nowe znaczenie samotności.
Opuszczając dom pokazał jej, że jest słabsza niż przypuszczała. Była zbyt zmęczona, by jakkolwiek już z nim walczyć. Doskonale wiedziała, że przegrała. Nie miała siły grać już w jego gry i tym bardziej myśleć, że uda jej się wydostać.
On wiedział co robi, a gdy tylko dziewczyna to dostrzegła wszystko zaczęło być inne.
Nie ważne jak mocno by cierpiała czy ile razy go błagała on jej nie wypuści.
Ta obsesja w jego oczach dawała jej poczucie bezsilności.
Wstała z łóżka, a jej nogi zatrzęsły się w niepokojący sposób. Było jej zbyt ciężko na nich ustać. Każdy mięsień w jej ciele był zbyt słaby.
Powiedział jej, gdzie są tabletki, ale nawet po nie nie miała ochoty iść.
Znowu ją zostawił, choć mówiła mu, że tego nie lubi. Wtedy nie kłamała mówiąc jak się czuje bez niego.
A czuje się źle.
Przez jej myśl przemknęło kilka pytań.
Ile go nie będzie?
Czy wróci?
Odda mnie?
Zastanawiało ją także, która jest godzina oraz jaki dzień. Ile tu przebywała? Czy w ogóle ktoś ją szukał?
Miał ją wypuścić jutro, ale czy te jutro już nastało?
SWBHORLEY
CZYTASZ
Wypatrzona 18+
RomansaPo każdą dziewczynkę musi przyjść kiedyś jej własny Piotruś Pan. W tej historii nie nazywał się tak, lecz Aeron i nie zabrał Jordan do Nibylandii, a wywiózł do domku w lesie.