— Chcesz wiedzieć czego chce od ciebie? — zapytał ponawiając jej pytanie.
— Czego chcesz ode mnie i od kobiet, które porywałeś. — poprawiła.
Skoro były wcześniejsze musiał mieć jakiś powód ku temu, jak i nie kilka.
Po chwilowym zamyśle blondyn wyjął ręce z kieszeni garniturowych spodni opuszczając je luźno.
— Dobrze, odpowiem ci. — odparł krótko.
Przeszedł do kuchni, gdzie podszedł do ekspresu na kawę i włączył go.
Jordan kulawym krokiem podążyła za nim również znajdując się przy wyspie kuchennej.
Spoglądała na niego wzrokiem pełnym ufności oraz czystości. Po raz pierwszy nie miała chyba ochoty płakać, co było dziwne zważywszy na sytuację.
— Łączy was jedna rzecz. — zaczął mówić wyjmując szklankę z górnej szafki. — Łączyła. — również się poprawił.
Położył naczynie na blacie, a chwile później nalał do niego świeżej kawy.
Odwrócił się przodem do dziewczyny uchylając szklankę i biorąc solidny łyk kofeiny.
Reyes podpierała się rękoma o krawędź blatu starając się ustać prosto na nogach.
— Każda z was skrywa sekret o jakim wiem tylko ja.
— Nie ukrywam nic. — od razu zaprzeczyła.
— Jesteś pewna? — spytał, ponownie upijając łyk.
Reyes zmrużyła w namyśle brwi oraz ścisnęła usta w cienką linię.
Była bardziej niż pewna, że nie ukrywała niczego przed nikim. Wydawało jej się, iż może to być nowa gra Marqueza, lecz tym razem nie chciała przegrać.
— Wiesz, mnie natomiast od innych mężczyzn wyróżnia to, że mam pewien gust do kobiet. — wypił do końca wstawiając do zlewu puste naczynie. — Lubię takie, które mają mnóstwo grzechów.
To był jego fetysz, grzechy.
Tym razem przeszedł do korytarza na co dziewczyna natychmiast zerwała się z miejsca ponownie próbując go nadgonić.
— Co musiało się takiego stać, byś był taki? — zapytała głośniej będąc wciąż dalej od niego.
Goniła go, aż do drzwi od domu. Tych samych, w których stała raptem kilkanaście minut wcześniej zanim nie wciągnął ją siłą do środka.
Mężczyzna pochylił się do szafki na obuwie i wyciągnął eleganckie pantofle zaczynając je nakładać.
— Będąc w twoim wieku Jordan zacząłem pokazywać ludziom emocje. Nie wiedziałem jednak, że to najgorsze co człowiek może robić.
Wyprostował się obracając tym razem w stronę lustra i spoglądając na swoje odbicie.
Jordan oparła się o framugę również patrząc na niego.
Miał dłuższy zarost niż zwykle. Jego złociste włosy opływały wokół mocno zarysowanej twarzy, a mięśnie żuchwy wydawały się bardziej wyostrzone. Wyglądał dziwnie dobrze. Dziwnie kusząco.
— Płakałem, krzyczałem, śmiałem się czy też błagałem o pomoc, lecz nikt mnie nie słuchał. — kontynuował spuszczając nieco niżej wzrok i tym samym napotykając w odbiciu zieloną oraz brązową tęczówkę. — Ludzi nigdy nie będą obchodzić twoje uczucia. Możesz na ich oczach robić sobie krzywdę, a oni i tak za pięć minut zapomną powracając do swoich własnych problemów.
Patrzyli sobie prosto w oczy, a Jordan słuchała go jak zahipnotyzowana. Jego głos sprowadzał ją dużo głębiej niż jakakolwiek otchłań. Podążała za nim jak za trucizną, którą wpuścił w jej krew oraz, której pragnęła coraz bardziej.
— Po kilku latach zrozumiałem, że ich wszystkich nie obchodzę ja, wtedy przestałem czuć. Słyszałem tylko, że jestem oschły, bezduszny, wredny czy, że nie żyję, a egzystuje. Z początku ta maska bezdusznego widniała tylko poza domem, jednak ciągłe udawanie bezuczuciowego skłoniło mnie do pozostania takim. Nie wiem, w którym momencie przestałem udawać, a faktycznie stałem się tylko Aeronem. Aeronem bez uśmiechu, złości, płaczu i nienawiści.
— I nie było ani jednej osoby, która by ci pomogła? — nie powinna pytać.
Rozumiała go za dobrze, a przecież wciąż był jej porywaczem.
— Nie kochanie. Tak właśnie działa świat. Cierpisz tak długo, aż zapominasz, że to robisz i stajesz się taki jak ja. Bezduszny.
On nie był zły, on jedynie dużo przeżył, tak tłumaczyła sobie jego zachowanie, gdy wbrew jej woli przetrzymywał ją w domku za miastem.
— Ja mogę cię wysłuchać. — zaproponowała szczerze.
Mężczyzna zagryzł dolną wargę intensywnie wpatrując się w oczy Jordan.
— Może w innych okolicznościach, mógłbym naprawdę ci o tym opowiedzieć.
Chciała go poznać lepiej. Zrozumieć jego poczynania i wiedzieć na tyle dużo, by w końcu zrozumieć, dlaczego to ona została wybrana.
— Pamiętaj, że nie musimy tak żyć Aeron, wszystko zależy od ciebie pamiętaj. — złapała go za krawędź czarnej marynarki desperacko czując potrzebę jego bliskości.
— Wierz w lepszy świat, bo to cię zawsze będzie ratować, nawet przede mną. — chwycił za klamkę chcąc już opuścić dom.
— Aeron. — zatrzymała go przed wyjściem.
Nie odwrócił się w jej stronę, a jedynie zamarł z ręką przy klamce. Wciąż go trzymała nie chcąc nigdy puszczać.
— Mogłabym cię o coś prosić? — gdy nie odpowiadał po prostu zapytała. — Kupiłbyś mi kolorowankę?
— Kolorowankę? — zdziwił się.
— Tak. Nie mam co robić, gdy cię nie ma. Nie ma zasięgu ani niczego czym mogłabym się zająć.
— Nie wolisz książki do czytania? — dopytał wlepiając spojrzenie w brązową deskę przed nim.
— Nie chcę żyć fantazją. — odpowiedziała ciszej.
— Rozumiem. Kupię ci kolorowankę.
Puściła go, a mimo to jej ręka dalej pozostała w tym samym miejscu.
Drzwi trzasnęły, a raptem kilka sekund później przekręcił się zamek w nich.
Miała ochotę krzyczeć w jego stronę, jak mógł pójść do pracy, gdy ona siedziała porwana w jego domu, lecz wiedziała, że dla niego to było niemal jak codzienność.
Jordan wróciła do salonu, gdzie zgarnęła szary koc z fotela i położyła się na podłodze przy ciepłym kominku.
Patrzyła w ogień widząc w nim twarze, które tak naprawdę nie istniały. Były to wyimaginowane rzeczy, tak samo wymyślone jak on.
Chciała mu pomóc, bo teraz to on zaczął przypominać ją.
Jordan musiała nie raz ocierać łzy przed drzwiami Stephanie, aby nie pokazywać jej emocji, które zalegały na jej zepsutej duszy. Świat faktycznie nigdy nie dał im dojść do głosu chcąc, by obydwoje cierpieli w bardzo głośnej ciszy.
Cisza nigdy nie jest pusta, zawsze znajdą się w niej zbyt burzliwe myśli czy szepty.
Szepty, które nigdy nie ucichną. Nie ucichną w głowie Jordan.
SWBHORLEY
CZYTASZ
Wypatrzona 18+
RomancePo każdą dziewczynkę musi przyjść kiedyś jej własny Piotruś Pan. W tej historii nie nazywał się tak, lecz Aeron i nie zabrał Jordan do Nibylandii, a wywiózł do domku w lesie.