28. poddałeś się, mimo to....

588 26 0
                                    

Niebawem wrócili do domu wspólnie przekraczając jego próg. Już na samym wejściu Jordan poczuła znajomy jej zapach, którego nie czuła od dłuższego czasu. Woń goździków, taka sama jaką poczuła na pogrzebie jej rodziców.

Przymknęła powieki przypominając sobie ten moment, w którym po raz pierwszy ujęła dłoń jej własnej destrukcji nie wiedząc, że kilka miesięcy później jej życie nieodwracalnie się zmieni.

Aeron złapał ją za rękę prowadząc w stronę schodów. Przemierzyli je znajdując się na piętrze.

Dziewczyna nieoczekiwanie przystanęła w miejscu spoglądając ukradkiem na drzwi, za którymi nie tak dawno się znajdywała.

— Co jest w tym pokoju? — spytała go zanim otworzył im drzwi do sypialni.

— Chyba nigdy go nie ujrzysz.

Weszli do pokoju stając na samym środku. Ich ręce wciąż pozostawały złączone ani drgnąc, by się nie puścić.

Gdy serce nie potrafi wytwarzać już szczęścia robi to umysł, jednak odbiera to w zupełnie inny sposób, niczym chwilowy wzrost adrenaliny.

Jeszcze żadne oczy nie patrzyły tak na Jordan jak oczy Aerona wypełnione błyszczącymi punktami. Tylko ona mogła być jedynym świadkiem chwili, w której Marquez zapomniał udawać. Poddał się ukazując jej jedno z najbardziej nieszczęśliwych uczuć. Pokazał Jordan, że ją kocha.

— Nienawidzę cię za to. — wycedził w jej stronę łapiąc ją za szyję.

Nie wzdrygnęła się, gdy jego zimne palce oplatały ją niczym kolce dzikiej róży wbijając się niebezpiecznie w dusze.

— Za co, Aeron?

On nigdy nie lubił rozmawiać o uczuciach, denerwowały go stąd ta złość w tym momencie. Przerastała go prawda, której wolał unikać.

— Wiesz za co.

Uśmiechnęła się mając delikatnie zmrużone powieki. Uwydatniła szereg zębów, a na jej policzkach ukazały się dołeczki. To był pierwszy raz, gdy szczerze się zaśmiała, a Aeron ujrzał jej prawdziwy uśmiech.

— Cieszysz się z czyjegoś nieszczęścia, to nieładnie Jordan.

— Nieszczęściem określasz miłość?

Mocniej zacisnął rękę przyduszając ją. Patrzyli sobie prosto w oczy oboje zastygając w miejscu.

— Nie istnieje coś takiego... — brunetka zakrztusiła się czerwieniąc na twarzy. —... jak miłość.

Jej oczy zaszły łzami, a gardło zaciskało się coraz bardziej odbierając jej ostatnie oddechy. Aeron stracił kontrolę wiedząc, że zaraz straci również zdrowy rozsądek.

Stworzyłem kogoś kogo się boję, pomyślał. Wszystko straciło nad sobą kontrolę, a ja nawet zapomniałem przez chwilę jak się nazywam, gdy ta dziewczyna robiła ze mną coś niezrozumiałego.

Puścił ją, a sama Jordan stanęła równo na nogach łapiąc się za gardło.

— Teraz mnie pocałuj Aeron, zrobiłeś mi krzywdę.

Aeron był jak róża. Kusząco piękny. Sprawiał wrażenie pięknego, ale w rzeczywistości, gdy poznawało się go lepiej, jego kolce zaczynały wbijać się niebezpiecznie w dusze. Im bliżej była Jordan, tym mocniej bolało.

Im kolce Aeron były bliżej serca Jordan, tym boleśniej się łamały.

Dotknął opuszkami jej policzka chcąc się upewnić, że przed nim znajdywała się wciąż żyjąca osoba. Pochylił się spijając z jej warg tchnienia.

Stwarzała pozory jakby żyła. Jej serce biło, krew krążyła w organizmie, a nawet oczy wciąż tętniły życiem. Lecz Jordan czuła się martwa. Nie chciała się tak czuć, tej ogarniającej jej nicości, która powoli wyżerała ją od środka.

Przez jeden wieczór, dokładnie tylko tę noc pragnęła poczuć, że to co robi da jej powód do powrotu stabilności.

— Tylko ten jeden raz Aeron, po prostu pocałuj mnie bez wyrządzania mi krzywdy.

Oboje chcieli, by ten wieczór wyglądał inaczej niż wszystkie do tej pory.

Blondyn nachylił się nad jej uchem łapiąc ją w talii i dociskając do siebie.

— Może moglibyśmy być tym jednym przypadkiem na tysiące, gdzie porywacz żyje ze swoją ofiarą? — zapytała półszeptem Jordan.

— Masz na myśli jako para? — upewniał się mężczyzna.

— Tak. — usłyszał jej cichą odpowiedź.

Jego serce po raz pierwszy od straty rodziców ponownie zaczęło być żywe. Słyszał jak zabiło mocniej, gdy mówiła mu to.

Było to dla niego niesamowite uczucie, jakby krew na nowo zaczęła pompować w jego ciele, a tlen w końcu dotarł do płuc dając mu złapać oddech.

Aeronowi zaschło w gardle, gdy Jordan odsunęła się nieco dalej, zdejmując z siebie koszulkę.

Była nazbyt piękna, rozmyślał podziwiając jej nagie ciało.

Jej włosy oklapły na bladą twarz. Klatka piersiowa unosiła się eksponując nagie piersi brunetki, a oczy nieustannie patrzyły tylko na niego.

Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie otwierając lekko usta, by przez nie oddychać.

— Jutro znowu możemy wrócić do rzeczywistości. — powtórzyła to co zakłócało jej myśli.

Musiała go dotknąć, teraz. Pragnęła poczuć go bardziej niż dotychczas. Potrzebowała tego bardziej niż czegokolwiek w tej chwili.

Rozgrzane ciało dziewczyny zadrżało, gdy zaczął błądzić wzrokiem po jej odkrytym ciele.

— Jordan Reyes. — nagle odezwał się. — Zawsze będę cię wspominać jako moje nieszczęście.

Wbił się w jej wargi zaczynając energicznie ją całować. Brunetka wplotła palce w jego włosy delikatnie za nie ciągnąc.

Kiedy złapał ją boleśnie za pośladki Jordan jęknęła wprost w jego usta.

Te pocałunki nie wymagały delikatności, wręcz sprowadzały się do bólu oraz satysfakcji, jaką oboje osiągnęli.

Ich oddechy współgrały ze sobą kiedy co jakiś czas odrywali się od siebie z braku tchu.

Marquez wbijał boleśnie swoje smukłe palce w ciało Jordan dotykając ją wszędzie.

— Jeszcze tylko trochę. — wydyszał ciężko w jej szyję, którą zaczął po chwili obdarowywać pocałunkami.

SWBHORLEY











Wypatrzona 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz