Y/n pov.Wściekłość nie opuszczała mnie ani na chwilę po konfrontacji z Panią Davies. Ta kobieta i jej mąż nie powinni byli w ogóle otrzymać zgody na adopcję. Wychowanie dziecka nie oznacza robienie z niego służącego i worka bokserskiego na którym można się wyżyć.
Alan to tylko sześciolatek. Nie zasłużył na taki los.
Byłam zła. Byłam wściekła. Tak tym rozdrażniona, że nie byłam w ogóle w stanie skupić się na zajęciach. Profesor wygłaszał wykład, ale moja głowa wypełniona była jedynie myślami o Alanie i tych okropnych ludziach.
Will dostrzegł moją złość. On również był zły na nowych opiekunów Alana, choć potrafił nad tym panować i skupić się na tym co trzeba. Położył dłoń na moim ramieniu zwracając tym samym moją uwagę na siebie. Spojrzałam w jego oczy i od razu opuściły mnie wszelkie negatywne emocje.
Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie, po czym szepnęłam ciche "Dziękuję" i od tego momentu skupiłam całą swoją uwagę na wykładzie.
Po zajęciach jednak moja złość wróciła. Razem z Willem i Rose, która już wszystko od nas wiedziała, wyszliśmy we trójkę z uczelni, a ja czując ponowną falę wściekłości zacisnęłam dłonie w pięści.
Y/n: Trzeba coś z tym zrobić - powiedziałam spoglądając na nich.
Rs: Tylko co? - spytała różowowłosa gdy stanęliśmy na parkingu.
W: Właśnie - dodał Will.
Ciężko westchnęłam.
Y/n: Nie wiem. Trzeba jakoś sprawić żeby utracili prawa do opieki nad Alanem.
Rs: Takie uprawnienie ma tylko sąd. A bez dowodów nic nie zdziałasz.
Y/n: Twarz Alana nie jest wystarczającym dowodem? - zapytałam, a Will podrapał się nerwowo po karku.
W: Wiesz ... Zawsze mogą powiedzieć, że się z kimś pobił, stąd siniak, a potem zadrapał się o jakąś gałąź, stąd zadrapanie na ramieniu.
Znów ciężko westchnęłam. Czułam się w tym momencie bezsilna. Nie miałam pojęcia co zrobić, żeby pomóc temu dzieciakowi.
Na parking podjechało czarne auto, a na twarzy Rose pojawił się delikatny uśmiech.
Rs: To David. Umówiliśmy się na kino - różowowłosa obróciła się twarzą do mnie - W ten weekend jestem wolna, więc możemy się spotkać jeśli chcesz.
Y/n: Chętnie - powiedziałam, po czym przytuliłyśmy się na pożegnanie.
Rose podeszła do samochodu swojego chłopaka. Zaraz po tym jak wsiadła do środka samochód odjechał z parkingu, zostawiając mnie i Willa przy samochodzie chłopaka.
Chłopak położył swoje dłonie na moich ramionach, a ja podniosłam na niego wzrok.
W: Słuchaj, a może pojedziemy do pogotowia opiekuńczego. Pani Moore na pewno zainteresuje się tą sprawą.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. W sumie, nie głupi ten pomysł.
Y/n: Nie głupie to - powiedziałam, a kącik moich ust uniósł się lekko do góry - Ale musimy jechać tam teraz, póki jeszcze jestem spokojna.
W: Od razu - powiedział Will kręcąc na palcu wskazującym kluczyki do samochodu.
Niestety mój spokój i opanowanie zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Znów byłam wściekła kiedy dojechaliśmy wreszcie do pogotowia opiekuńczego.
CZYTASZ
Melodist (Wilbur Soot x Reader)
FanfictionY/n: Mógłbyś łaskawie zaprzestać na chwilę swojej gry?! W odróżnieniu od niektórych, nie chcę zawalić studiów! - powiedziałam już trochę podenerwowana, gdy brunet znów zaczął brzdękolić na tej swojej gitarze. W: Ale o co ci chodzi? - spojrzał w moją...