Rozdział 14

281 14 13
                                    


Y/n pov.





Wściekłość nie opuszczała mnie ani na chwilę po konfrontacji z Panią Davies. Ta kobieta i jej mąż nie powinni byli w ogóle otrzymać zgody na adopcję. Wychowanie dziecka nie oznacza robienie z niego służącego i worka bokserskiego na którym można się wyżyć.

Alan to tylko sześciolatek. Nie zasłużył na taki los.














Byłam zła. Byłam wściekła. Tak tym rozdrażniona, że nie byłam w ogóle w stanie skupić się na zajęciach. Profesor wygłaszał wykład, ale moja głowa wypełniona była jedynie myślami o Alanie i tych okropnych ludziach.

Will dostrzegł moją złość. On również był zły na nowych opiekunów Alana, choć potrafił nad tym panować i skupić się na tym co trzeba. Położył dłoń na moim ramieniu zwracając tym samym moją uwagę na siebie. Spojrzałam w jego oczy i od razu opuściły mnie wszelkie negatywne emocje.

Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie, po czym szepnęłam ciche "Dziękuję" i od tego momentu skupiłam całą swoją uwagę na wykładzie.














Po zajęciach jednak moja złość wróciła. Razem z Willem i Rose, która już wszystko od nas wiedziała, wyszliśmy we trójkę z uczelni, a ja czując ponowną falę wściekłości zacisnęłam dłonie w pięści.

Y/n: Trzeba coś z tym zrobić - powiedziałam spoglądając na nich.

Rs: Tylko co? - spytała różowowłosa gdy stanęliśmy na parkingu.

W: Właśnie - dodał Will.

Ciężko westchnęłam.

Y/n: Nie wiem. Trzeba jakoś sprawić żeby utracili prawa do opieki nad Alanem.

Rs: Takie uprawnienie ma tylko sąd. A bez dowodów nic nie zdziałasz.

Y/n: Twarz Alana nie jest wystarczającym dowodem? - zapytałam, a Will podrapał się nerwowo po karku.

W: Wiesz ... Zawsze mogą powiedzieć, że się z kimś pobił, stąd siniak, a potem zadrapał się o jakąś gałąź, stąd zadrapanie na ramieniu.

Znów ciężko westchnęłam. Czułam się w tym momencie bezsilna. Nie miałam pojęcia co zrobić, żeby pomóc temu dzieciakowi.

Na parking podjechało czarne auto, a na twarzy Rose pojawił się delikatny uśmiech.

Rs: To David. Umówiliśmy się na kino - różowowłosa obróciła się twarzą do mnie - W ten weekend jestem wolna, więc możemy się spotkać jeśli chcesz.

Y/n: Chętnie - powiedziałam, po czym przytuliłyśmy się na pożegnanie.

Rose podeszła do samochodu swojego chłopaka. Zaraz po tym jak wsiadła do środka samochód odjechał z parkingu, zostawiając mnie i Willa przy samochodzie chłopaka.

Chłopak położył swoje dłonie na moich ramionach, a ja podniosłam na niego wzrok.

W: Słuchaj, a może pojedziemy do pogotowia opiekuńczego. Pani Moore na pewno zainteresuje się tą sprawą.

Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. W sumie, nie głupi ten pomysł.

Y/n: Nie głupie to - powiedziałam, a kącik moich ust uniósł się lekko do góry - Ale musimy jechać tam teraz, póki jeszcze jestem spokojna.

W: Od razu - powiedział Will kręcąc na palcu wskazującym kluczyki do samochodu.














Niestety mój spokój i opanowanie zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Znów byłam wściekła kiedy dojechaliśmy wreszcie do pogotowia opiekuńczego.

Melodist (Wilbur Soot x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz