Rozdział 17

272 20 21
                                    


Y/n pov.





Tydzień zleciał naprawdę szybko. Wciąż nie miałam okazji porozmawiać z Willem i przeprosić go za naszą kłótnię. Cały czas gdzieś wychodził, a gdy tylko mijał mnie w domu lub na uczelni, posyłał mi jedynie krótkie, chociaż łagodne spojrzenie i szedł dalej w swoją stronę.

Wydawało mi się, że po prostu mnie unika.

A może tylko mi się wydawało?

Tak, czy siak, naprawdę chciałam już to zakończyć. Nie potrafię znieść ani minuty dłużej myśli, że chłopak, którego kocham najmocniej na świecie, może mnie nienawidzić. Bardzo chciałam go przeprosić. Bardzo chciałam żeby mi wybaczył.

Bardzo chciałam żeby wiedział jak bardzo go kocham i jak wiele dla mnie znaczy.














Wilbur pov.





W dzień koncertu zwołałem ekipę wcześniej na próbę. Przez cały tydzień myślałem czy taka forma przeprosin to dobry pomysł i wreszcie wczoraj zadecydowałem, że lepsza nie istnieje.

Równo o 10:00 wszyscy byliśmy w naszej sali. Chłopacy zastanawiali się i co chwilę pytali mnie, po co zwołuję ich tak wcześnie, skoro koncert jest dopiero wieczorem.

W: Panowie... - zacząłem, patrząc na nich po kolei, zwracając tym samym ich uwagę na siebie - Zwołałem was wcześniej, ponieważ jest jeszcze jedna kwestia w której będzie potrzebna mi wasza pomoc.

Ash: Co się stało? - zapytał Ash prostując się na swoim krześle.

W: Dwa tygodnie temu dość ostro pokłóciłem się z Y/n. Nie będę ukrywał, kocham ją całym swoim sercem i nie potrafię znieść myśli, że jesteśmy skłóceni. Cały tydzień myślałem nad tym jak ją przeprosić, ale nie poradzę sobie sam. Pomożecie?

Mrk: Pewnie. Co mamy zrobić? - zapytał Mark obracając w dłoni pałeczki do perkusji.

Popatrzyłem na nich wszystkich po kolei, kończąc na Joe, który uniósł kącik ust do góry, jakby wiedział co mam na myśli.

Ruchem dłoni pokazałem im, żeby jeszcze się przybliżyli. Wykonali polecenie i zamienili się w słuch.

W: Słuchajcie uważnie...














Y/n pov.





O godzinie 10:30 byłam już w szpitalu. Bardzo chciałam odwiedzić Alana. Pani Moore dała mi uprawnienia pozwalające mi na uzyskiwanie informacji o jego stanie zdrowia mimo, że nie byłam nikim z rodziny chłopca.

Po odnalezieniu odpowiedniej sali, weszłam do środka z delikatnym uśmiechem na twarzy. Alan leżał na jednym z łóżek przy oknie. Miał opatrunek na klatce piersiowej i wokół głowy oraz kilka mniejszych bandaży i plastrów na rękach, nogach i twarzy. Do jego dłoni podpięta była kroplówka, a na stoliku obok leżał pusty talerzyk po lekarstwach.

Y/n: Cześć Alan - powiedziałam z uśmiechem, który chłopiec szybko odwzajemnił - Jak się czujesz?

Aln: Lepiej - powiedział słabym głosem kiedy pomogłam mu ostrożnie podnieść się do pozycji siedzącej - Pan doktor powiedział, że wkrótce wyzdrowieję.

Y/n: To dobrze - zwróciłam wzrok w stronę talerzyka po lekarstwach - Zażyłeś leki?

Chłopiec kiwnął energicznie głową na "Tak", ale wiedziałam, że zmyśla.

Y/n: Alan, gdzie są te lekarstwa?

Po moim pytaniu chłopiec spuścił głowę, po czym podał mi schowane pod poduszką tabletki.

Melodist (Wilbur Soot x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz