Siedziałam na wygodnej kanapie Valentiny, która była w trakcie zaparzania kawy. Wymieniałam się wiadomościami z bratem, który dopytywał co robię, gdzie jestem i czy mam już jakiś pomysł. Chłopak naprawdę się martwił, co było dosyć urocze z jego strony, patrząc na to, że to ja zawsze martwiłam się o niego.
Osiemnastolatek kochał piłkę nożną, była dla niego sensem życia. Zawsze go podziwiałam, że wstawał rano, szedł biegać, wracał, jadł śniadanie i pędził na siłownie, a potem na trening właśnie piłki nożnej. Kiedy dostał się do FC Barcelony, byłam tak cholernie z niego dumna. Jednak jak chodziłam na mecze, byłam przerażona agresją z jaką grali inni zawodnicy. Gavi był porywczy, co dało się często wywnioskować z jego zachowania na boisku. Wystarczyło jedno krzywe spojrzenie w stronę chłopaka, a on był gotowy z miejsca iść do przeciwnika i go z tego rozliczyć. Każdy faul na bracie przeżywałam bardzo mocno, bo wiem ile zdrowia może coś takiego zepsuć.
Mój ojciec był trenerem kady narodowej Francji, więc jakieś tam pojęcie o piłce nożnej miałam nie tylko od brata, ale i również od taty. Zawsze, gdy bywałam we Francji zabierał mnie na mecze oraz treningi swojej drużyny.
- Liv, telefon ci dzwoni - z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos mojej najlepszej przyjaciółki. Byłam jej potwornie wdzięczna za to, że przygarnęła mnie do siebie, mimo, że było późno.
- Dobry wieczór, córko - usłyszałam dobrze znany mi głos mojego ojca - Mama do mnie dzwoniła i powiedziała, że się wyprowadziłaś. Powiedz mi, gdzie teraz jesteś? - powiedział bardzo spokojnym tonem, nie zarzucając mi nic i nie dopytując o szczegóły kłótni. Lubiłam w nim to, że nigdy nie naciskał, abym mu coś powiedziała. Szanował każdą moją decyzję życiową. Kiedy po dwóch latach rzuciłam studia psychologiczne twierdząc, że jednak to nie to, on jedyny mnie zrozumiał i nie rozliczał z mojego wyboru.
- Hej, jestem u Valentiny - odpowiedziałam, spoglądając na blondynkę, która obserwowała mnie z kuchni opierając się o blat.
- Czyli nie masz gdzie się podziać, tak jak myślałem - westchnął, a ja poczułam się trochę dziwnie z tym co powiedział. W tym momencie owszem, nie miałam za wiele opcji, ale przecież nie siedziałabym na głowie Tiny niewiadomo ile - Pomyśl co z tym zrobić i ja też pomyślę, w razie czego dzwoń lub pisz - dopowiedział, po czym się rozłączył, nie dając mi nawet dojść ponownie do słowa.
***
- Więc ubrałam się i po prostu wyszłam - powiedziałam upijając łyk ciepłej kawy z kubka.
Opowiedziałam przyjaciółce całą kłótnię, która odbyła się w domu. Uważam, że skoro u niej siedziałam, to należały jej się chociażby najmniejsze wyjaśnienia całej tej chorej sytuacji. Nadal nie mogłam tego pojąć, że moja matka kompletnie nie zareagowała na to, że jej mąż wyrzucił mnie z domu na jej oczach. Nie spodziewałabym się tego po niej.
- Aj Olivia Olivia, wpakowałaś się w niezły sajgon - rzuciła blondynka, która chciała coś dopowiedzieć, ale przerwał jej dźwięk smsa dochodzący z mojego telefonu. Obstawiałam, ze to setna wiadomość Gaviego, ktory namawiał mnie żebym wróciła do domu. Odblokowałam wyświetlacz i weszłam w smsy.
Od: Tata
Olivia, kupiłem Ci bilet, przesłałem wszystko co potrzebne na maila. Jutro o 9:00 masz lot do Francji. Około 12 powinnaś już wylądować. Pod lotniskiem będzie czekał Marco, który zawiezie Cię do domu. Ogarnij się, rozpakuj, a następnie przyjedź na stadion, ponieważ będę miał trening z kadrą. Musimy sobie porozmawiać o tym wszystkim.Przeczytałam smsa na głos przyjaciółce, po czym wgapiałyśmy się na siebie z dobre 5 minut, analizując to wszystko w głowie. Jeszcze niedawno rozmawiałyśmy o tym, że jutro będziemy musiały poszukać jakiegoś ogłoszenia z wynajęciem mieszkania, a jednak już jutro o tej godzinie miałam siedzieć poza granicami Hiszpanii? To było za dużo na moją głowę.
CZYTASZ
A new beginning | Kylian Mbappe
Fiksi Penggemar- Kylian, nie uważam, żeby to było właściwe - odpowiedziałam, będąc pełna obaw jego reakcji. Ten jednak stał, uważnie ilustrując mnie wzrokiem. - Chce dać ci nowy początek Olivia, tak, abyś już nigdy nie musiała się o nic martwić - Francuz patrzył...