Chapter VI

846 11 1
                                    

Pov. trzecioosobowy 


Mattheo Riddle. Zawsze pewny siebie, arogancki. Każdy kto go pozna może stwierdzić że jest podobny do swego ojca. Lecz on tak bardzo nienawidząc tego stwierdzenia zabijał każdego kto by mu tak powiedział. 

Nienawidził się za to kim jest i za to co musiał robić. Od najmłodszych lat uczył się zabijać z zimną krwią. Nie posiadał żadnych uczuć, wszystkie zniszczono aby był godnym zastępcą swego ojca. Był stworzony za sprawą amortencji nie mógł darzyć uczuciami nikogo.

To dlaczego nie mógł przestać myśleć o jej błękitnych oczach i czarnych włosach. Jej dotyku na jego karku, to jak go przyciągała, to jak smakowała. To ją czuł w amortencji. Tylko ją nikogo ani nic innego. 

A teraz, ona go znienawidzi, będzie się go bać. Ale taki już był umiał ranić. Nigdy nie myślał co czują dziewczyny które zapraszał do siebie na noc. Myślał tylko o zaspokojeniu potrzeb. Twierdził że każdy może być marionetką w jego rękach, w jego grze. 

Szedł niespokojnie po pustym korytarzu. W pewnym momencie uderzył pięścią o ścianę. Na jego kostkach pojawiła się krew. Próbował uciszyć głosy w jego głowie. Przyjrzał się swoim ręką. W jego żyłach krążyła czarna magia. Ojciec go zniszczył zanim się jeszcze pojawił na świecie. 

Już dawno rozgryzł jak zdjąć z siebie runę. Minister magii był głupi i zbyt bardzo bał się jego. Knot myślał że zdoła naprawić go, dać mu szanse. Problem w tym że jego nie da się naprawić. W jego żyłach grasuje krew demonów. Dlatego został obdarowany mrocznymi czarami. Których dopiero uczył się kontrolować. 

Nie powinien pokazywać swoich umiejętności Sylvie. Teraz na pewno nie będzie chciała na niego spojrzeć. Albo co gorsza wyda go i od razu zostanie skazany na śmierć. 

Nagle jego oczy pociemniały jeszcze bardziej. W głowie zaczęły mu przelatywać wizje. Jego ojciec, błękitne oczy dziewczyny, głos ociekający jadem wypowiadający słowa Przyprowadź ją do mnie! 

Chłopak chwycił się za głowę i próbował wypędzić z swojej głowy Voldemorta. 

- Wynoś się z mojej głowy! - wrzasnął. 

Po chwili upadł, oddychając ciężko. Rozejrzał się dookoła. Na szczęście nikt go nie widział. Wstał i pokierował się z powrotem do biblioteki. 

Jeśli on jej nie przyprowadzi zrobi to ktoś inny. Nie może do tego dopuścić. 

Wparował do biblioteki. Przeszedł się po pomieszczeniu, ale nigdzie jej nie było. Stanął na środku. Gdzie ona mogła pójść? Dormitorium. 

- Panna Brown już dawno wyszła - powiedziała starsza bibliotekarka. 

- Skąd Pani wie że to właśnie jej szukam? - spytał nie pewnie. 

- Bo tylko ona tu była z tobą - stwierdziła najbardziej oczywistą rzecz na świecie, na co on tylko westchnął. 

- Wie Pani gdzie poszła. 

- Najprawdopodobniej poszła się przejść na błonie lub poszła do dormitorium. 

- Dziękuję.

Chłopak wyszedł z biblioteki i poszedł w kierunku wyjścia z zamku. 

Oba miejsca do których zmierzał były na tej samej trasie. Żeby dostać się do wierzy trzeba było przejść obok wejścia do zamku. 

Miał już skręcić w prawo kiedy usłyszał głosy. Kobiecy znał i to dobrze. Sylvia. Rozmawiała z kimś. Musiał wytężyć słuch aby odgadnąć kto tam stoi. Po chwili rozpoznał głęboki i nie pewny głos. Był to Theodore Nott. Znał go był sługą jego ojca. 

Krukonka w objęciach ślizgona {Mattheo Riddle}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz