🌌
Szedł powoli ciemnymi i wąskimi uliczkami parku. Było zimno, a on był ubrany zaledwie w cienką koszulę oraz niezapinany skórzany płaszcz. Szyję miał nagą, a podmuchy silnego mokrego wiatru muskały niemiło jego struny głosowe, lecz nie miał on temu nic przeciwko. Już od dłuższego czasu kaszlał, a teraz też miał migrenę. Dłonie mu drżały, a podeszwy butów mokły niemiłosiernie przez wchodzenie we wielkie kałurze. Nie tylko stopy mu zamarzały. Było to serce. W dłoni trzymał list, otórz nie jeden z tych zwykłych. Chciał go dać osobie, za którą szalał. Był to bowiem list miłosny, chociaż że każdy list napisany przez takiego poetę jak on, był arcydziełem. Niestety, on tego nigdy nie czuł. Jeśli chodzi o jego prace, bez wyjątku konsultował się z jego miłością, która - jak nikt - potrafiła pocieszyć, pomóc oraz doradzić w trudnej lub kryzysowej sytuacji. Była to jedna z najważniejszych rzeczy, na które zwracał uwagę myśląc o najważniejszych darach, które może człowiek posiadać. On zawierał ich nie kilka, nie kilkanaście, ponieważ nawet setki bądź tysiące. Jeszcze kilka lat temu byłby w stanie napisać 1000 stronnictwą księgę o tym, dlaczego jego miłość jest dla niego taka ważna. Wchodząc po ciemku w kolejną kałurzę, rozbryzgana brudna woda pobrudziła kopertę w jego dłoni. Chłopak zauważył to, ale już go wcale nie iteresowało. Po chwili delikatnie otworzył by zobaczyć czy sam list w środku nie ucierpiał, ale szybko znowu go złożył. Z resztą błoto nie było jedynym co splamiło tą ładną białą kopertę. Ręce poety niewiarygodnie się pociły. Zauważył to już kilka dni temu, gdy pióro nie chciało utrzymać się w jego dłoniach. Nie wiedział czym to było spowodowane, ale czy go to nawet interesowało? Choroby w tych czasach przeżywa się tylko jeden raz.
Po długim spacerze dotarł do domu. Była to spokojna i zimna kamienica na nieruchliwej ulicy w dobrym miejscu w Warszawie. Wszedł pędem do mieszkania i nawet nie ściągając butów, od razu wrzucił kartkę do kominka.
Niech spłonie.
- Nie obchodzi mnie to. - Myślał, gdy naszła go kolejna myśl. Ściągnął z siebie odzież wierzchnią i wszedł do jego pokoju. Wyciągnął kartkę i napisał kolejny list. Tym razem był to list inny niż wszystkie. Żadko ktokolwiek był w stanie go napisać, był to list kierowany do najbliższej osoby, który można napisać tylko jeden raz w życiu, a raczej przed śmiercią. Podpisał go krwią cieknącą z jego żyły z pod nadgarstka lewej ręki i oprawił go w czarną elegancką kopertę, wykańczając pieczęcią o wyrazistym czerwonym kolorze. Odszedł od biurka żeby podejść do szafy. Wysunął jedną z szuflad i zwinnym ruchem sięgnął z niej pistolet jego ojca, wraz z pudełkiem nabojów. Załadował go i chwytając za list wyszedł z domu. Pistolet zostawił na szafce na przedpokoju i nie zamykając nawet drzwi pobiegł w kierunku poczty. Nie było to miłe, bo złapała go ulewa. Delikatnie ogrzał się w budynku, ale wracając i tak przemukł. Klamka mieszkania nie była zamknięta tak jak ją zostawił, tylko lekko uchylona. Nie zastanawiając się wiele, chłopak wszedł do mieszkania, chwycił za pistolet i poszedł do swojego pokoju. Stał przed lustem. Za nim kryła się biała poświata nowej pachnacej pościeli na jego łożu. Ostatni raz spojrzał na swoją twarz. Przemoczone włosy, ciemne poświaty pod oczyma, zaczyna puszczać zarost. Mokra biała koszula pokazywała jego ciało. Nienawidził go. Nienawidził siebie.
Juliuszu, nie będziesz ostatnią twarzą którą zobaczę. - Zamknął oczy i strzelił sobie prosto w serce. Był jeszcze świadomy przez minutę. Przewrócił się do tyłu, kładąc nie tak delikatnie na łóżku. Czuł, jak jego krew wypływa przez jego ciało. Bardzo go to bolało, ale umarł uśmiechając się. Nie był to prawdziwy uśmiech. Był szczęsliwy że nareszcie może uwolnić się od bólu zadanego przez Słowackiego. Nadal go kochał, ale to już nie była taka miłość jak wcześniej.
Znienawidził uczucie życia.Juliusz siedział w domu. Spotykał się właśnie ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Jednego z nich niestety zabrakło. Spotkanie krążyło wokół Krasińskiwgo, Chopina, Liszta i Norwida. Nikogo więcej do szczęścia nie potrzebował. Tylko gadali, śmiali się i trochę pili. Nie za dużo oczywiście.
![](https://img.wattpad.com/cover/315626962-288-k255784.jpg)
CZYTASZ
Słowackiewicz / Lisztin - 18+ One Shoty
PoesiaJeśli myślicie, że życie Romantyków w Paryżu w latach 1830-tych było nudne, zapraszam was na przygodę po pięknym romantycznym Gej - Party. Syfilis z gruźlicą rozprzestrzeniał się szybciej niż Alkohol w ciele Adama. Żeby nie było, nawet nikt z ,,kole...