Cienka kreska / Słowackiewicz

764 20 44
                                    

🌌

Płakał już od kilku godzin. Zimno przeszydzało jego ciało, brzuch wywijał się z bólu, a głowa cierpiała od migreny. Nogi uginały się pod ciężarem samego poety, ręce się trzęsły, a z nosa leciał katar. Serce podziurawione było na setki małych kawałeczków. Zimna wichura szumiała o komin jego mieszkania, a ulewa nie przestawała na sile od kilku godzin. Zimny deszcz wdzierał się do pokoju przez niezabezpieczone stare drewniane framugi okien. Nie chciał jeść - chociaż nie robił tego od conajmniej szesnastu godzin, nie chciał pić - chociaż suchość
w jego ustach była porównywalna do Sahary, nie chciał spać - chociaż oczy miał podkrążone i nie
widział łóżka od dwóch dni. Oszołomiony wstał z zimnej jak lód podłogi, żeby znowu na nią upaść. Poślizgnął się o rozlaną rozbitą butelkę leżącą na podłodze koło kuchni. Rozbite kawałki szkła wbiły się w jego nagie stopy, łydki oraz jeden łokieć. Cały obraz mu się rozlewał. Był pijany. Przeczołgał się w strasznym cierpieniu do szafki w drugim pokoju. Otworzył drzwiczki, prawie nie wyrywajac ich z zawiasów. Wyciągnął małe czarne pudełeczko. Trzasnął drzwiami, odsuwając się trochę na podłodze. Otworzył opakowanie. W środku były ostrza zapakowane w białe papierki. Żyletki. Odparował jedną, i rzucił zbędne karteczki na bok. Rozpiął rękaw lewej ręki. Wziął żyletkę i poczuł, jak jego łza zlatuje z jego policzka, idealnie na środek wewnętrznej części nadgarstka. Wziął głęboki oddech i przyłożył żyletkę do ręki.

- Jedna cienka kreska, za miłość, którą ciebie odbadowywałem. - Wymamrotał pod nosem, zastałym i skrzypiącym głosem. Nacisnął dłonią na ostrze, i przejechał od poduszek dłoni do wewnętrznego łokcia. Dawało mu to małą sadyswakcję. Krew wylewała się z rany strumieniami, ale do wykrwawienia się zostałoby jeszcze bardzo dużo czasu. Wypuścił gwałtownie powietrze z płuc, gdy ból miał niebawem nadejść. Tak się nie stało. Obrócił żyletkę w palcach i oderwał wzrok na chwilę od dłoni, lecz zecydował się, że zrobi to ponownie.

- Druga cienka kreska, za słodkie słówka, którymi karmiliśmy siebie nawzajem, by zaślepić pustki w naszych sercach. - Kolejna rana była głęboka i już po sekundzie zaczęła wydobywać się z niej krew. Zakręciło mu się w głowie, po czym pierwsza kropla krwi spadła na podłogę. Wzdygnął się, po czym zawiesił wzrok na dłoni z ostrzem.

- Trzecia cienka kreska, za twoje piękne pociągające ciało, które mógłbym całe obcałowywać codziennie. - Jego głos się łamał na myśl o nieziemskiej przyjemności, którą chciałby przeżyc jeszcze tej jeden ostatni raz. Jednak nie została ona w żaden sposób odwzajemniona. Żyletka wciskana w skórę była niczym, do ostrza, które tkwiło w jego sercu. Bardzo bolało. Nie za bardzo, żeby nie zrobić tego po raz kolejny.

- Czwarta cienka kreska, za twoje gadane. Nigdy nie wiesz, kiedy zamknąć twoje piękne malinowe usta, z którymi klniesz gdzie popadnie. - Już miał się uśmiechnąć na to zdanie, gdy jeszcze więcej łez wyleciało mu z oczu. Czasem krzywdził innych, to nie tak że nie był bez winy. Miał na sobie ogromny grzech. Problem w tym, jak chcesz żeby twoje obelgi były odbierane. Niektórzy się śmieją, inni się zmieniają, a kolejni się tną.

- Piąta cienka kreska, za wiersze i inne poezję, którymi ty dla mnie inwokacją jest - głowa zaraz mu wybuchnie, krew odpłynie z ogranizmu sama. Przeciągnął po ręce, gdy niechcąco wypuścił ostrze z dłoni. Zostało w jego ręce. Wyślizgnęło mu się, przez krew na nim zalegającą. Ze złością chwycił kolejną żyletkę i ją rozpakował. Myślał o swoim rychłym końcu, i dobytku, który po sobie zostawił. Nie za wiele, ale to zawsze coś. Poczuł odruch wymiotny. Już dużo krwi wypłynęło z niego, nie za wiele krwi.

- Szósta cienka kreska za twój fałszywy kłamliwy uśmiech, bo zasługuje na oddzielną ranę. Myślałem że nic nie skrzywdzi mnie bardziej - drugie zdanie dodał już szlochając. Znowu zapadł się jeszcze głębiej. Nie umiał przestać o tym myśleć. Nie umiał zrobić niczego racjonalnego. Myśl o owej czynności nie zależnie gdzie w i jakiej sytuacji zmieniała go w kłębek złości oraz bólu. Nie umiał nic na to zaradzić, a nawet jakby mu się udało, nie chciałby oszczędzić sobie przyjemnej tortury. Chciałby spojrzeć sobie w oczy. Nie mógłby za wszelką cenę. Odkaszlnął i wysiorbał:

Słowackiewicz / Lisztin - 18+ One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz