Złote Jajo

38 3 0
                                    

Gdy święte słońce zniknęło za horyzontem, a świat pogrążył się w ciemnościach, nocne demony i wszelkie straszydła zaczęły zwracać swe chciwe, wredne, nikczemne twarze i pyski ku wiosce. Tym razem jednak nikt się ich nie lękał, a one same trzymały swe szponiaste łapska przy sobie. Zaczęła się przecież najkrótsza noc w roku, trwało przesilenie letnie, rozpoczęła się Noc Kupały.

Mrok, gęsty i czarny niczym smoła, opadł na ziemię, lecz wieśniacy dobrze wiedzieli, jak z nim walczyć. Rozpalono wielkie ognisko w sercu wioski, przy którym odprawiono rytuał i palono magiczne zioła, a następnie zapalano mnóstwo pomniejszych ognisk byle z bezpiecznej odległości do zbudowanych z drewna chat o słomianych dachach. Część z rozpalonych ognisk prowadziło ku płynącej nieopodal rzece, która oddzielała wioskę od rozległych lasów i znajdującego się tam domostwa możnowładcy.

W czasie rozpoczęcia obrzędów Bogusia przesiadywała w swym ogrodzie. Głaszcząc jaroszka czekała cierpliwie na powrót Żercy, który obiecał zabrać ją do centrum wioski. Chata Żercy, choć znajdowała się na skraju wioski, położona została na pagórku, tuż obok Swarogowego Pagórka, na którym spłonął dom będący świadkiem przyjścia Bogusi na świat, toteż gdy tylko pierwsze ognie zostały rozpalone, dziewczynka mogła dostrzec odległe piękno płomieni.

Choć cieleśnie nie uczestniczyła w obrzędach, nie słyszała wypowiedzianych modłów, pieśni i zaklęć, nie paliła talizmanów i ziół, czuła, jakby znajdowała się między świętującymi. Kiedy wpatrywała się w migoczącą w oddali żółtą kropkę wydawało jej się, że słyszy trzask płomieni, poza tym czuła przyjemne ciepło rozchodzące się po całym jej ciele, jakby stała tuż przy ognisku, bądź jakby to ognisko przybyło do jej wnętrza. Gdy zamknęła oczy i w skupieniu podążyła umysłem za światłem i ciepłem, wyczuła palone w ogniu niebieskie bławatki oraz białe płatki rumianku, które chroniły przed złem i zmorami nocy. Ogień pochłaniał dziewannę, ku młodości i szczęściu, oraz trawił wściekle oset, ku przestrodze czyhających w ciemnościach demonów. To oczywiście nie wszystko, bowiem spalano, jak i wywieszano w każdej chacie wianki tudzież bukiety stworzone z tojadu, łopianu, bielunia, czosnku i wielu, wielu innych magicznych ingredientów, których Bogusia nie rozpoznała w tej krótkiej wizji.

Otworzywszy oczy znieruchomiała ze zdumienia, a następnie spróbowała powtórzyć sztuczkę, niestety bezskutecznie. Ciekawość paliła ją od środka, jeszcze nigdy nie uczestniczyła bezpośrednio w święcie, mimo to jednak wciąż grzecznie czekała wpatrując się w pojawiające się kolejno mniejsze ogniska. Wiedziała, że Żerca niedługo wróci i zaprowadzi ją na święto, ufała mu, bowiem nigdy jej nie okłamał, nawet jeśli chodziło o ciężkie i zbyt trudne dla jej młodego umysłu tematy. Niekiedy przekładał jakieś nauki na późnej, a ona to rozumiała. Teraz także zdawała sobie sprawę, że musi cierpliwie czekać.

Szmer wiatru głaszczącego złociste kłosy zdawał się rzucać relaksujący czar, a świszczące pochrapywanie śpiącego jaroszka malowało na twarzy uśmiech. Nagle jednak nic już nie miało znaczenia, bowiem rozległ się odgłos czyichś pospiesznych kroków, który zburzył dotychczasowy spokój.

Ktoś biegnie, kieruje się w moją stronę – pomyślała Bogusia próbując dostrzec coś w ciemności. – To na pewno nie Żerca, ani żaden z mieszkańców, których słyszałam. Chód ma lekki, zwinny.

Nim się spostrzegła, przybysz stanął przed ogrodzeniem okalającym chatę. Jego czarne, zmierzwione przez wiatr włosy ledwo wystawały znad ogrodzenia.

– Bogusławo! – zawołał chłopiec, po czym zaczął głośno dyszeć ze zmęczenia.

Zerknęła na śpiącego Groszka, po czym, bez chwili wahania, udała się w stronę chłopca.

Złota WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz