chapter one

173 7 0
                                    

2 sierpnia 1942r.

Rok szkolny dla uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie z każdym dniem zbliżał się coraz to większymi krokami, jedni uczniowie byli zadowoleni, że w końcu wrócą do szkoły, a drudzy zawiedzeni tym, że dwumiesięczne wakacje dobiegają końca i znowu będą musieli zasuwać przy książkach.

Pewna piętnastoletnia uczennica, zwana Nadine Montrose była zdecydowanie drugim typem ucznia. Nie miała ochoty wracać do Hogwartu i znowu tyrać, wolałaby mieć dłuższe wakacje i odpocząć u siebie w domu.

Tego sierpniowego dnia, obudziła ją jej rodzicielka, która od razu przypomniała jej, że umówiła się dzisiaj z przyjaciółkami na zakupy szkolne na ulicy Pokątnej.

Brązowowłosa nigdy nie lubiła wstawać i miała z tym zawsze duży problem, lecz na tą wiadomość od razu wstała z łóżka, po czym powlokła się do szafy i wyciągnęła z niej ubrania, które postanowiła ubrać tego dnia.

- Tata i Martin udają się na ulicę Pokątną z tobą - oznajmiła jej matka, a ta głośno westchnęła na samą myśl, że jej brat pewnie będzie chciał się zatrzymywać przy każdej wystawie oraz wydawać każdą monetę znajdującą się w portfelu ich ojca - Ja niestety muszę iść do pracy, ale cóż chorzy czarodzieje wzywają.

Matka Nadine, Eve Montrose od wielu lat była szanowaną uzdrowicielką w Mungu, co zadziwiało wielu czarodziejów czystej krwi, że ona, szlama osiągnęła tak wysoką pozycję, ale nie było to dziwne, Eve od kiedy dowiedziała się, że trafiła do Hogwartu, wzmacniała swój poziom, ciągle siedząc przy książkach i zdobywając wiedzę, co sprawiło, że osiągnęła wymarzony sukces.

- Oczywiście, że wzywają, rozumiem - odpowiedziała jej niechętnie córka, po czym dorosła kobieta opuściła jej pokój.

Nadine zdjęła z siebie piżamę i nałożyła na siebie wybrane ubrania. Była to czarna, gorsetowa sukienka; zakolanówki w tym samym kolorze oraz lekko koronkowa bielizna w bordowym odcieniu.

Po ubraniu się spojrzała na siebie w lustrze i nałożyła na siebie swój codzienny makijaż, który składał się z wytuszowania rzęs, zrobienia sobie kresek, nałożenia błyszczyka na usta oraz lekkiego nałożenia różu na policzki.

Często jej matka komentowała to jak mocny makijaż robiła w tym wieku, ale ona miała to gdzieś, bez makijażu czuła się najzwyczajniej w świecie brzydko i nie miała zamiaru pojawiać się nigdzie bez niego.

Nadine była dziewczyną o dość krągłej budowie ciała jak na swój wiek, miała duże kształty oraz stykające się ze sobą uda, czego nienawidziła. Posiadała zielone oczy, ciemno brązowe włosy oraz pełne usta. Była również dość wysoką dziewczyną, ponieważ posiadała sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, mało jaka dziewczyna w Hogwarcie była jej wzrostu, albo wyższa od niej.

Po skończeniu makijażu, rozczesała swoje proste włosy i gotowa zeszła na dół, gdzie jej brat i ojciec wcinali już śniadanie.

Sama od razu usiadła przy stole i również zaczęła jeść posiłek przygotowany przez jej rodzicielkę. Była to przepyszna jajecznica z bekonem i cebulką. Ze smakiem zjadła nałożoną przez siebie na talerz porcję, a potem poczekała pięć minut, aż jej ojciec i brat skończą jeść. Gdy po zjedzeniu w trójkę ubrali już buty, podeszli do dość dużego kominka znajdującego się w salonie ich w domu, po czym przenieśli się na ulicę Pokątną za pomocą proszku fiuu.

- Tato, możemy najpierw iść do sklepu ze sprzętem do quidditcha? - spytał Martin krótko po teleportacji, na co Nadine przewróciła oczami, a ojciec spojrzała na niego wymownie - Jako, że od końcówki tamtego roku jestem pałkarzem w drużynie Gryffindoru przyda mi się nowa, bardziej profesjonalna miotła.

I know how much it matters to you | Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz