chapter two

94 5 0
                                    

1 września 1942r.

Kiedy w końcu, po całych wakacjach nastał pierwszego września, czyli inaczej mówiąc dzień powrotu młodych czarodziejów do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Tom Riddle pierwszy raz od dwóch miesięcy wstał z łóżka taki szczęśliwy.

Młody chłopak nienawidził miejsca, w którym mieszkał od praktycznie samych narodzin, a mianowicie sierocińca Wool's w Londynie. Nie lubił tu nikogo i z resztą z wzajemnością, od zawsze czuł, że różni się tu od innych. Jego zdaniem był po prostu lepszy, a inni uważali go za dziwaka.

Riddle nigdy nie poznał swoich biologicznych rodziców, a w dodatku nie miał żadnego pojęcia o tym, jak wyglądało ich życie i tak dalej. Wiedział jedynie, że jego matka po jego narodzinach, była tak słaba, że było wiadome że prędzej czy później umrze. Owa kobieta oddała go do sierocińca, a potem zmarła.

W tym roku szkolnym jednak Tom miał na celu dowiedzieć się więcej o swoich rodzicach, miał tylko nadzieję, że żaden z nich nie będzie mugolskiego pochodzenia, bo tego zdecydowanie nie uniosłaby duma młodego chłopaka.

Niebieskooki po wstaniu z łóżka pierwszego dnia nowego roku szkolnego, powlókł się do szafy I wyciągnął z niej bieliznę; czarne, gładkie spodnie oraz czarną koszulę.

Szybko się ubrał, a potem przyodział swoje jedyne eleganckie buty, jakie miał; wziął już w rękę kilka dni wcześniej przygotowaną walizkę i wyszedł z pokoju, który zamieszkiwał.

Przed drzwiami już czekała na niego pani Cole, która miała go zawieźć bezpiecznie na peron, Riddle spojrzał na nią pustym spojrzeniem, a ona zlustrowała go od góry do dołu.

- Wziąłeś wszystko ze sobą? - spytała jakby od niechcenia, a on miał ochotę przewrócić oczami. Za jakiego nieudacznika ona go miała?

- Oczywiście - odpowiedział jej chłodnym tonem, a ona pokiwała głową i kazała mu iść za nim, w afekcie czego już zaraz siedzieli w samochodzie kobiety, stojącym przed sierocińcem.

Starsza kobieta szybko odpaliła swój samochód i już za parę minut znajdowali się przed stacją King Cross w Londynie.

Pani Cole nie odprowadzała swojego wychowanka nawet do drzwi wejściowych stacji, pożegnała go tylko jedynie, gdy ten wychodził z samochodu, z czego młody Riddle zdecydowanie się cieszył, nie chciał spędzać z wychowawczynią z sierocińca ani minuty dłużej.

Z walizką w jednej ręce, wszedł na teren stacji i szybkim krokiem pokierował się w kierunku murku oddzielającego peron 9 oraz peron 10, gdzie znajdowało się wejście na peron 9¾, gdy już się tam znalazł, szybkim krokiem wszedł w owe przejście i od razu ku jego oczom ukazało się tak bardzo znajome i ukochane miejsce.

Jak co roku, tego dnia peron był bardzo zapełniony przez młodych czarodziejów. którzy trzymając wózki i różnego rodzaju bagaże, żegnali się z rodzicami.

Tom nigdy nie przepadał za patrzeniem na owe zjawisko, w końcu mu nigdy nie było dane być przytulonym przez rodzica, mimo tego nieprzyjemnego uczucia, nikomu się z tego nie żalił, nie mógł przecież okazywać słabości.

Piętnastolatek przewrócił oczami, zirytowany obecnym na miejscu hałasem i zgiełkiem. Zdecydowanie w tej chwili marzył, aby tylko usiąść w pustym przedziale i zażyć spokoju z książką w ręku.

Na jego szczęście nie musiał długo czekać na przyjazd pociągu, ponieważ ten już trzy minuty po zjawieniu się Riddle'a na owym peronie, pojawił się na torach.

Z resztą wciskających się do pociągu, który właśnie nadjechał uczniów, niebieskooki wszedł do środka, a potem w krótkim czasie znalazł pusty przedział i usiadł w nim.

I know how much it matters to you | Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz