Rozdział 1

24 1 0
                                    

To do ciebie
Kiedy zgasły światła i ulice ogarnęła ciemność, nawet nie zauważyłam wzroku przebiegłego kociaka rażącego mnie swoimi oczkami. Coś tam w tle widziałam, ale nie zwracałam na to uwagi. Szłam prosto zakamarkami mojej świadomości do ukrytych wspomnień, do których często ostatnio zaglądam.
Gdzieś w tle ciemnego nieba usłyszałam świerszcza grającego być może swoją ostatnią melodię. Sonet do matki, dziecka, bądź ukochanej, która popędziła do innego świerszcza.
Wiesz, czasami sobie myślę, że jestem do tego świerszcza podobna. Oboje równie samotni przechadzamy się zwilżoną rosą ulicą, którą od dawna nie przejechał już żaden samochód. Świerszcz gra melodię bardzo podobną do tej, którą czuję i słyszę w środku. Samotność, inność i żal, że nikt jego świergotu nie wysłucha.
Tak jak nikt nie wysłucha moich myśli, czy śmiechu. Cóż, ostatnio śmiałam się mając piętnaście lat. Byłam młoda, zgrabna i taka inna. Nie przejmowałam się jutrem, ani dniem wczorajszym. Liczyło się tylko tu i teraz.
Pamiętasz, jak tamtego dnia miałam taką wielką ochotę na kiełbaskę z grilla? Ot tak, chciałam kilka kiełbasek ułożyć na ruszcie, z którego spływałby taki przyjemny tłuszczyk. Wpadałby on wprost na ogień, który strzelałby niczym fajerwerki, tyle, że zapach byłby inny. Dużo przyjemniejszy.
Bo pachniałby tobą.
I o ile sobie przypominam, zrobiliśmy wtedy grilla. Ty pachniałeś wodą kolońską i spoconymi skarpetkami, których zapach wcale mi nie przeszkadzał. Któż z nas się nie poci, prawda? Tyle tylko, że jednym to przeszkadzało, a drugim nie.
Kilka komarów tańczyło ostatnie tańce nad paleniskiem nie spodziewając się, że za moment przykleją się do lepu uwieszonego przy palenisku. My siedzieliśmy wtedy na ławeczce i patrzyliśmy jak kołaczą się udręczone lepem. Cóż, ktoś by powiedział, że zawieszenie lepu na muchy i to nad paleniskiem w bezgwiezdną noc jest zupełnie bez sensu. Być może ktoś by się nawet z tego śmiał.
Ale nie my.
Bo dzięki temu lepowi mogliśmy w spokoju zjeść swoje grillowane kiełbaski, które moczyliśmy w keczupie. One były takie smaczne. Pamiętasz? Niby cały tłuszcz się z nich wytopił, ale i tak kilka kropel spadło ci na spodnie. Próbowałeś je wtedy powycierać ściereczką z mikrofibry, ale je tylko rozmazałeś. Z małych plamek porobiły się większe. W końcu dałeś za wygraną i pozostawiłeś je samym sobie.
Spodnie i tak się potem nie doprały. Ale czy to było ważne?
Proszę, powiedz mi, czy ty to wszystko pamiętasz? Minęło już trochę czasu od tych piętnastu lat, lecz ja wciąż to wspominam.
Nie wiem jak długo idzie list do ciebie. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek mi na niego odpiszesz. Od dobrych kilku lat nie miałam od ciebie żadnych wieści. Być może się zmieniłeś. Może nie masz już tych długich czarnych jak węgiel włosów, które rozwiewał ci wiatr.
A twoje oczy? Czy wciąż są jasnobłękitne? Czy wciąż widać w nich odbicie nieba? Czy wciąż pachniesz powietrzem i tamtymi perfumami? A może wciąż jeszcze nie zmieniasz tak często skarpetek? No, chyba, że pierze ci już je ktoś inny...
Odpisz mi. Odpisz, jeśli możesz. Nie przejmuj się tym, że być może już o mnie zapomniałeś. Nie pogniewam się. Zresztą, jak mogłabym się na ciebie gniewać? Przecież nigdy tego nie robiłam. A przynajmniej umyślnie. A nawet gdybym i tak chciała się na ciebie pogniewać, to i tak nie potrafię. Zbyt dobrze pamiętam twój uśmiech i to troskliwe serce, które otaczało mnie troską i miłością. Dbałeś o mnie nawet wtedy, kiedy musiałeś mnie opuścić. A jeśli chodzi ci o tamten przesłany prze ciebie czek na pięćset złotych, to wzięłam go, jak obiecałam. Kupiłam za niego jedzenie i błękitną sukienkę w kolorze twoich oczu. Nie, dlatego, aby mi ciebie przypominała. Chciałam przez to być bliżej ciebie. Patrząc na nią, widziałabym twoje oczy...
Odpisz mi, proszę...
Mój adres zwrotny pozostawię ci na końcu listu. Zawsze też możesz do mnie zadzwonić. Napiszę ci też mój numer telefonu tak tylko na wszelki wypadek, gdybyś chciał kiedyś ze mną porozmawiać. Lub usłyszeć, choć mój głos. Bo ja twój głos pamiętam. Wygrzebuję go z głowy, ilekroć jestem smutna, czy wesoła. Bo, gdy jestem smutna, to twój głos mnie pociesza. A kiedy się z czegoś cieszę, to wyobrażam sobie, że i ty się cieszysz razem ze mną. Głupota, wiem, ale nic nie poradzę na to, że taka właśnie jestem.
Że tak lubię mięso...
Odpisz mi.
Proszę...
Maja, 21 kwietnia 2016r.


Pewna kobieta odłożyła długopis na bok, aby móc bez problemu zagnieść list na pół. Zręcznym ruchem włożyła go do koperty. Następnie sięgnęła po kawałek surowego mięsa, które od bardzo dawna przechowywała w zamrażalniku. Włożyła je do torebeczki wielkości paczki papierosów LD niebieskich i dołączyła do koperty. Polizała językiem końcówkę koperty i zakleiła ją starannie. Potem wykonała jeden telefon i wyszła z domu.

MięsoWhere stories live. Discover now