Część 34

1 0 0
                                    

Cz. 72

Jeden z policjantów, który miał na imię Kacper, nieprzypadkowo został tak nazwany. Był ostatnim dzieckiem Kućki, z jedną z kochanek, która tuż po porodzie zmarła. Kućko nie zamierzał rozpaczać i bardzo szybko wrócił do poprzedniej żony, z którą miał już dwójkę nastoletnich dzieci. Nie można było powiedzieć, że przyjęła ich z otwartymi ramionami, lecz kiedy tylko ujrzała bladą twarzyczkę, z mocno niebieskimi oczkami, która dodatkowo wciąż się uśmiechała, przyjęła ich z powrotem.

- Jak mam do niego mówić- pytała, kiedy była zła na Kućkę. Często przypominała sobie, że przecież odszedł od niej, do dużo młodszej kobiety, lecz jak można było nie kochać takiego maleństwa?- No jak to sobie wszystko wyobrażasz? Jak mam się zając obcym dzieckiem?- Pytała, kiedy mały w niekontrolowany sposób ruszał rączkami, aby tylko się czegoś uczepić.

- Normalnie. Będzie nasze.

Kućko nigdy nie wytłumaczył jej, w jaki sposób pozostała matką Kacperka i to na dokumencie prawnym. Najważniejsze, że go pokochali.

- Kućko, niech będzie miał na imię Kacperek. Jak ten duszek z bajki, bo sam przyznasz, że przybył do mnie w dziwny sposób. Że już nie wspomnę o dokumencie, na którym to ja jestem jego biologiczną matką.

- Kacper- powtórzył Kućko.- Masz rację. To będzie prawdziwe imię dla prawdziwie śmiejącego się synka.

I tak mianowano go oficjalnie Kacprem. O dziwo, nikt nie wyśmiewał się w szkole z jego imienia. I sam Kacper polubił swoje imię, na które potem, nie jedna kobieta leciała.

I z każdym potrafił się zaprzyjaźnić.

I to on podrzucił kubek ze świeżym sosem z przedramion. Miał tylko nadzieję, że Amanda go nie zauważyła, kiedy wychodziły z więzienia.

Tego dnia Kacper musiał przeprowadzić jednego z więźniów do więziennej kuchni. Był to cel zamierzony, choć więzień został poinformowany, że ma tylko ostrugać ziemniaki na obiad. W głębi duszy był jednak przekonany, że albo w magiczny sposób zniknie, albo policja będzie próbowała coś z niego wyciągnąć. Nie bardzo jednak wiedział, dlaczego pretekstem miał być wypad do kuchni na obierkę, lecz w sumie tutaj, to nigdy nic nie było wiadomo.

Kiedy przeszli przez dwanaście krat, za którymi było dodatkowe zabezpieczenie, Kacper przyjaźnie położył mu dłoń na ramieniu.

- Nie bój się. Masz tylko ostrugać ziemniaki na obiad, to wszystko.

Więzień odpowiedział nie patrząc mu w oczy.

- Tak, a potem zniknę, jak pozostali- rzucił z aluzją.

- Znikniesz?- Zdziwił się Kacper, a potem roześmiał.- Co to za nowa bajeczka, co? Nie rozumiem jak u nas można zniknąć. Nikt tu nie jest Copperfieldem.

Przeszli przez ostatnie zabezpieczenia. Kacper pokazał mu trzy garnki pięćdziesięciolitrowe wypełnione po brzegi ziemniakami i włoszczyzną.

- O matko!- Zatrwożył się Rudy.- I ja mam to wszystko ostrugać?

Wzrokiem ogarną kuchnię i rzeczy, które leżały na blacie stołu. Były tam dwa duże noże i kilka mniejszych, starannie odliczanych przez wszystkich dyżurujących policjantów każdego dnia.

- Nie boisz się, że zanim zniknę, to wcześniej wsadzę ten nóż w twoje uda?- Spytał z chytrą miną Rudy.

Kacper jak zwykle zaśmiał się ze słów więźnia. Był bowiem pewien, że zanim Rudy miałby chęć sięgnąłby po jakikolwiek nóż, wbudowany w przepaskę na nodze paralizator skutecznie odciąłby tą chęć. Rudy nie wiedział, że te noże były tam ustawione specjalnie, aby tylko dać więźniowi pretekst do ataku.

MięsoWhere stories live. Discover now