Rozdział 4

83 9 0
                                    

     Bez picia czas w tawernie niesamowicie mu się dłużył, ale dziś nie mógł pić. Nie kiedy pojawiła się szansa na pierwszą od dawna dłuższą rozmowę z kimś kto wciąż miał go za nikogo. Pomimo tego ile obraźliwych słów na swój temat już od niego usłyszał, za każdym razem ślepo mu to wybaczał, tłumacząc sobie, że czerwonowłosy nie myśli tak naprawdę. Takie wmawianie sobie szło mu z czasem coraz lepiej i choć wiedział, że to niezdrowe, to ciepło na sercu jakie odczuwał za każdym razem na jego widok sprawiało, że za każdym razem przekonywał się iż lepsze dni nadejdą już wkrótce. Oczywiście zdarzały się momenty, gdy zmęczony po całym dniu popadał w melancholię i nostalgię co za każdym razem kończyło się płaczem, i stłuczonym lustrem, gdy tylko spojrzał w nie na swoje zapłakane oblicze. Zawsze jednak działo się tak gdy był sam. Przy innych nauczył się doskonale kłamać i sprawiać pozory szczęśliwego. Nie chciał by inni zamartwiała się przez jego sercowe rozterki. Jednak głównym powodem dlaczego nigdy o tym nikomu nie powiedział była obawa przed opinią innych. Tak bardzo bał się, że ktoś nazwie to wpadnięciem w toksyczną relację, a on zamiast spokojnie zaprzeczyć tylko wpadnie w złość, bo choć żyjąc w tak skomplikowanej relacji - wciąż był gotów stanąć w jego obronie nawet gdyby drugi nie poprosił. Można powiedzieć, że była to taka niepisana umowa między nimi jeszcze z czasów dzieciństwa.

- Jeszcze raz przepraszam, że musisz dziś pracować prawie na całą zmianę.

- Nic się nie stało, mistrzu Diluc - odpowiedział Charles. - Są przecież sprawy ważne i ważniejsze, a przynajmniej tak mogę pana obciążyć z obowiązków.

- A to nie tak, że już wpadł w niezły pracoholizm? - wtrącił granatowowłosy.

Charles już chciał coś odpowiedzieć, ale kiedy napotkał spojrzenie swojego szefa, westchnął jedynie mijając ich by zająć się obsługiwaniem klientów. Obaj w ciszy opuścili tawernę udając się w stronę głównej bramy. Dopiero kiedy znaleźli się za mostem, czerwonowłosy przystanął spoglądając wyczekująco w stronę drugiego.

- Nadal chcesz iść na ten przylądek? - zapytał.

- Byłoby najlepiej, ale...

- W porządku - przerwał mu, kiwnąwszy głową. - Chodźmy - dodał ruszając w stronę najbliższego teleportera.

Na długo znów zapanowała między nimi cisza. Dla nich obu nie była ona ani trochę komfortowa, ale oboje udawali, że im to pasuje. Idąc żwawym krokiem ramię w ramię zastanawiali się nad jednym - czy dadzą jeszcze radę normalnie porozmawiać? Niebo tej nocy pokrywały setki maleńkich gwiazd, lecz księżyca nadal nie było widać. Wykorzystując panującą między nimi ciszę, Kapitan Kawalerii wzniósł swój wzrok do góry odszukując znane sobie konstelacje.

- Pamiętam jak lubiliśmy szukać wspólnie konstelacji kiedy byliśmy młodzi.

Odpowiedziała mu cisza. Dopiero po chwili zorientował się, że przy teleporterze był sam. Nim dołączył do niego, westchnął ciężko, zastanawiając się, czy ten drugi w ogóle to słyszał.

*****

     Ku zaskoczeniu ich obu pomimo późnej pory na Przylądku Przysięgi nie było wcale tak pusto jak oboje się tego spodziewali. Zdawało się, że im bliżej końca przylądka tym więcej ludzi mijali. W dużej większości były to zakochane pary, które trzymając się za ręce w ciszy bądź przyciszonymi głosami prowadzili żywe rozmowy. Tylko ich dwójka zdawała się nie pasować do tego miejsca, a czerwonowłosy wciąż zastanawiał się dlaczego drugi wybrał akurat to miejsce. Dlaczego miejsce, gdzie zwykli chodzić zakochani albo przynajmniej przyjaciele miało według niego idealnie nadawać się na tą rozmowę? Czyżby naiwnie liczył, że magia miejsca, tej chwili coś zmieni?

~ The wine from Abyss ~ ||Genshin Impact/Kaeluc||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz