Rozdział 7

66 8 0
                                    

     Godzina przybycia Varki zbliżała się nieubłaganie. Siedzący w cieniu drzewa mężczyzna od jakiegoś czasu wpatrywał się w widok przed sobą. Choć pogrążony w rozmyśleniach, nie tracił czujności. Obecność Abyssu dawała się ostatnie czasy nieźle we znaki w okolicy Świątyni Tysiąca Wiatrów do tego stopnia, że ten jeden chodzący w kółko ruin guard był doprawdy najmniejszym zmartwieniem, lecz dla kogoś takiego jak Kaeya co innego było znacznie większym zmartwieniem. Z godziny na godzinę zaczął się obawiać, że Jean wcale nie spełni jego prośby, a on już nazajutrz będzie zmuszony opuścić miasto. Może to czas by obmyślić, w którym kierunku będzie zmierzał? Czas by zaplanować trasę, spakować się i pożegnać z tymi, do których przez całe swoje życie się tak przywiązał?

- Przestań - skarcił się. - Dobrze wiesz, że Jean cię nie zawiedzie. Za dobrze wie jak ci na tym zależy.

- Zależy na czym? - usłyszał czyjś głos.

Głos, który choć nie był na tym na jaki liczył, to jednak należał do kogoś kogo towarzystwem by w tej chwili nie pogardził. Kimś, kto podróżował tak wiele, że na pewno miał wiele cennych wskazówek. Może Aether planował w najbliższym czasie wybrać się znów na poszukiwania Lumine? Cóż... Tym razem ochoczo by się zabrałby się z nim byle nie być skazanym na samotność - coś czego od dziecka się bał bardziej niż ciemności i ognia.

- Właściwie to... - zawahał się.

Z jednej strony o ile Aether na pewno słyszał już o przybyciu Varki, tak raczej nie musiał wiedzieć z czym to się wiązało jeśli chodziło o Albericha. Z drugiej blondyn nie raz pokazał jak oddany jest Teyvatowi, jak godny jest zaufania, więc może nie zaszkodziło powiedzieć prawdy? Problem w tym, że tak naprawdę przez całe życie Kaeya zdołał w pełni otworzyć się przed tylko jedną osobą i cóż... nie skończyło się to za dobrze. Choć wiedział, że to inny rodzaj szczerości. Jeśli zaś chodziło o zachowanie Diluca w tamtym momencie - wciąż nie potrafił mu mieć tego za złe. Czy to dlatego, że tam mocno go kochał? A może dlatego, że zdawał sobie sprawę, że jest zdrajcą z kraju grzeszników? Przecież to płonące ostrze, ten gniew to miała być kara. Kara za to, że tak długo ukrywał prawdę. Nie był świadomy, w którym momencie zamknął oczy na dłużej, kiedy tak bardzo odpłynął, że niemal widział wymalowany w rubinowych tęczówkach gniew i uniesiony claymore pokryty syczącym ogniem.


Diluc... Przepraszam, że cię zawiodłem. Wybrałem złą chwilę, ale nie chciałem cię dłużej oszukiwać.


Kaeya?

Ciepły głos blondyna przywrócił go do rzeczywistości. Powoli otworzył oczy rozumiejąc, że to całe ciepło pochodziło z dłoni chłopaka, którą ten położył mu na ramieniu. Troska wymalowana w złotych oczach mieszała się z przerażeniem.

- Aether?

Coś mokrego przecięło jego policzek skapnowszy z brody.

- Ty... płaczesz. Dlaczego?

- Płaczę? - zdziwiony dotknął nie zakrytego oka. - Oh... faktycznie.

Ale czymże był ten płacz w porównaniu z bólem jaki w sobie nosił pomimo upływu lat?

- Wiem, że twoja relacja z mistrzem Diluciem nie jest najlepsza, ale... wzywałeś go. Nie sądzisz, że czas pogadać? Tęsknisz za nim...

- Niee. On mnie nienawidzi.

- Jestem pewny, że...

- Może i nie znam się jakoś super na ludziach, ale jestem pewna, że on cię wcale nie nienawidzi - wtrąciła Paimon tym swoim piskliwym głosikiem.

~ The wine from Abyss ~ ||Genshin Impact/Kaeluc||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz