Świąteczna impreza trwała w najlepsze, wszyscy świetnie się bawili.No cóż, wszyscy poza Dianną Sydney. Przedzieranie się przez tłum w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów niesławnej dziedziczki... to był stresujący wieczór, kiedy próbowała upilnować dziewczynę.
Znów spojrzała na zegarek, bo dziewczyna się spóźniła. Jej przemówienie miało się odbyć kilka minut temu, a jej wciąż nigdzie nie było widać.
Dianna postanowiła odnaleźć dziewczynę i w razie potrzeby nawet zaciągnąć ją siłą na scenę. Zbliżając się do najbliższej pary zapytała.
- Widzieliście pannę Griffin? Nie?
- Nie - odpowiedział starszy pan z pary i wrócili do swojej rozmowy.
- Szukam panny Griffin, widzieliście ją? - spróbowała jeszcze raz, tym razem podchodząc do młodszej pary, licząc na więcej szczęścia.
- Nie, przepraszam - młoda para grzecznie odpowiedziała.
Rozglądając się, zobaczyła pogrążoną w rozmowie kobietę o blond włosach, podobnych do dziedziczki.
- Uh, panno Griffin? - zapytała, obracając dziewczynę.
- Nie - odpowiedziała blondynka, patrząc na nią zmieszana.
- Proszę wybaczyć! - przeprosiła, po czym szybko ruszyła dalej.
Po zauważeniu młodego dżentelmena z opadającymi włosami, którego szybko rozpoznała jako narzeczonego spadkobierczyni.
- Panie Collins! Przepraszam, panie Collins? - prawie krzyknęła, próbując zwrócić na siebie jego uwagę.
- Tak, daj mi tylko chwilkę - powiedział, machając jej ręką, skupiając się na rozmowie telefonicznej, którą prowadził. - Uch, tak, więc gdzie byliśmy... - kontynuował, skupiając się z powrotem na rozmowie.
- Jestem Dianna Sydney, przewodnicząca rady fundacji zabawek dla maluchów? - spróbowała jeszcze raz, tym razem stając z nim twarzą w twarz.
- Tak, już kończę, chwila - mówił odwracając się plecami do kobiety, ale ta nie dawała za wygraną i ponownie stanęła przed nim.
- Panna Griffin reprezentuje na tym wydarzeniu firmę Home and Hearth Gifts, prawda? - pani Sydney kontynuowała z większą determinacją.
- Oczywiście. Prawie skończyłem - brunet odpowiedział z irytacją.
- Cóż, miała zrobić swoją prezentacje jakieś 20 minut temu! Nigdzie jej nie mogę znaleźć!
- Tak! Tak! Tak to się właśnie robi! - krzyknął Collins, uderzając pięścią w powietrze. Odłożył słuchawkę i spojrzał na zirytowaną kobietę przed sobą, jakby zauważył ją dopiero teraz po raz pierwszy. - Przepraszam. Co pani mówiła?
Tracąc spokój, Dianna tupała nogą i wrzasnęła.
- Panie Collins, gdzie jest pańska narzeczona!?
***
Po drugiej stronie pokoju, przy stole z prezentami, pewna Clarke Griffin była w trakcie skomplikowanego manewru gimnastycznego, który po prostu nie powinien być możliwy w jej pięknej, czerwonej sukni wieczorowej. Zablokowała podest i zwróciła się do Johna Murphy'ego - jej wieloletniego przyjaciela.
- Dobrze Gryfie! Dziesięć na dziesięć od sędziego - Murphy krzyknął, podnosząc serwetkę, na której pospiesznie nabazgrał liczby.
- Dziękuję. Lata gimnastyki niełatwo zapomnieć - odpowiedziała, wykonując niski, wręcz przesadny ukłon w stronę rosnącego tłumu gapiów. - Och dziękuje - uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na czek, który Murphy właśnie podpisał i trzymał w powietrzu.
- Dla mojej ulubionej organizacji charytatywnej - uśmiechnął się.
- Zabawki dla maluchów dziękują za hojność - roześmiała się, chwytając czek.
Murphy tylko śmiał się ze swojej przebojowej przyjaciółki. Bardzo łatwo było skłonić ją do wykonania różnych rzeczy, tym bardziej jeśli chodziło o rzeczy związane z gimnastyką na parkiecie za dość pokaźną dotację. Murphy rozglądając się, zauważył stół z prezentami po drugiej stronie pokoju. Nagle wpadł na kolejny pomysł.
- Dam dwa razy więcej, jeśli przeskoczysz przez to - rzucił wyzwanie, wskazując na stos poukładanych prezentów.
- Och, zapomnij - Clarke zaśmiała się z wyzwania. Gimnastyka na parkiecie to jedno, ale była granica, której nie zamierzała przekraczać.
- Tchórzysz? - zapytał Murphy patrząc prosto w jej oczy. - Zwiększę to czterokrotnie! To mnóstwo zabawek - uśmiechnął się do niej, wiedząc, że ją przekonał.
Clarke „imprezowa dziewczyna" Griffin nie była kimś, kto wycofuje się z wyzwania.
Clarke zapomniała jednak o wszystkich swoich granicach. Nie mogła pozwolić, by Johnowi uszło na sucho, nazywając ją tchórzem... i jak mogła odrzucić tak skandalicznie dużą sumę pieniędzy dla Maluszków? To było dla dzieci do cholery!
- Zgoda, ale chcę ten czek od razu - uśmiechnęła się, gdy zaczęła iść tyłem do tłumu, aby ustawić się do skoku.
- Już podpisuję - Murphy powiedział, wyjmując książeczkę czekową. Pieniądze nic dla niego nie znaczyły, ale obserwowanie, jak Griffin skacze dla niego przez wysokie paczki prezentów... to było warte wszystkich pieniędzy.
Gdy Clarke ustawiła się i zaczęła biegnąć w stronę prezentów, bardzo zirytowana Dianna Sydney przeszła przez pokój po tym, jak w końcu zauważyła Clarke Griffin.
- Panno Griffin! - krzyknęła, ale było już za późno, Clarke nabrała już rozpędu i szybko zbliżała się do stołu zawalonego prezentami podarowanymi na fundację, który został umieszczony przed wielką i piękną choinką.
Wybiła się, ręce płasko położyła na stole, wykonując czysty skok, kończąc na nogach. Jednak nabrała zbyt dużego rozpędu i potknęła się, ostatecznie lądując prosto na ozdobną choinkę. Zderzyła się z choinką i razem przewróciły się do tyłu. Dekoracje choinkowe posypały się wszędzie, a gdy Clarke Griffin próbowała wstać z ozdoby, poślizgnęła się i ponownie upadła, niszcząc kolejne dekoracje. Wtedy podniosła wzrok i zauważyła ze wszystkich stron błyski aparatu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że jej matka będzie naprawdę wściekła.
Następnie Clarke rozejrzała się i zobaczyła zszokowaną Diannę Sydney. Cóż, tylko jedno blondynce przyszło do głowy. Uśmiechnąć się i powiedzieć:
- Och... Wesołych Świąt?
CZYTASZ
Świąteczny Spadek // Clexa PL
FanfictionAby odziedziczyć firmę rodzinną, towarzyska i rozrywkowa Clarke Griffin musi najpierw odwiedzić swoje rodzinne miasteczko, by poznać wartość ciężkiej pracy i pomocy innym, a także tajemniczą Lexę Woods. Ff na podstawie filmu ,,Świąteczny Spadek" w...