Rozdział 2.

132 14 2
                                    

Ten tydzień był beznadziejny. 

Tylko to myślał Harry, siadając przy stole Gryffindoru. Nigdy jeszcze nie spotkało go tyle pecha, co podczas tych pięciu dni. Zdołał spóźnić się na eliksiry cztery razy, co zdaniem Nietoperza było prowokacją do dwutygodniowego szlabanu.

Na treningu Quidditcha spadł z miotły

przynajmniej dziesięć razy, z czego kilka skończyło się lądowaniem na trybunach.

Gryfoni patrzyli na niego jak na idiotę, za to Ślizgoni z zachwytem obserwowali, jak wspaniały kapitan drużyny Gryffindoru ląduje w krzakach lub na zdumionych ludziach. 

Ale to nieważne. Najgorsza, najstraszniejsza, najokropniejsza tragedia wydarzyła się dosłownie dziesięć minut temu. Dlatego spóźnił się na kolację i był cały czerwony z zażenowania.

Bo właśnie dziesięć minut temu wylał na pewnego Ślizgona cały kubek wrzątku, z którego miała powstać herbata. 

Nie zrobił tego specjalnie. Po prostu dziwnym zrządzeniem losu Malfoy szedł tym samym opustoszałym korytarzem razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi, Zabinim i Parkinson. No i musiał, kurwa musiał wejść centralnie w nich, upuszczając ulubiony kubek Rona (o czym on jeszcze nie wiedział) 

Cała trójka oberwała okruchami naczynia i mnóstwem wody. A zwłaszcza Malfoy. Ich krzyki słyszała pewnie nawet kałamarnica w jeziorze. 

Harry rozważał właśnie, czy lot z Wieży Astronomicznej skutecznie by z nim skończył, gdy Ron chwycił go od tyłu, niemalże przyspieszając jego plany. 

- Ron, do cholery - wykrztusił - chciałbym jeszcze pożyć! 

Chociaż jak najkrócej, ale tego mu nie powiem. I tak zaraz mnie zabije za kubek... 

- Sorki - zaśmiał się chłopak - Coś taki ponury? Gadałeś z Malfoyem? - zaśmiał się głośno 

- Jakbyś zgadł - mruknął brunet 

- Co? 

- Nie, nic. 

W tym momencie usłyszał za plecami lodowaty głos. 

- Potter, raczysz się odwrócić? 

Tylko jedna osoba potrafiła tak mówić 

                                      ***

Cholerny Potter. 

Nic, absolutnie nic go nie usprawiedliwia. Nawet to, że od pierwszego dnia snuje się jak cień siebie. Ani to, że jego piękne zielone oczy stały się matowe i ponure. Albo że... 

Stop! Koniec! Nie. Myśl. O. Potterze.! 

Ale o kim miał w sumie myśleć? W końcu to Potter uniemożliwił mu zjedzenie kolacji, oblewając jego i przyjaciół wrzątkiem! 

Spojrzał w lustro. Jego twarz pokrywały czerwone plamki poparzeń. Ręce tak samo. Blaise i Pansy mieli lepiej, bo szli za nim. Ale też oberwali szkłem. Spojrzał na lewy policzek, gdzie strużka krwi płynęła powoli. 

Cholerny Potter

Niestety, przyjaciele nie dali mu ominąć kolacji. Mieli przy tym dziwne miny. Dali mu chwilę na zmianę koszuli i spodni i brutalnie zawlekli pod Wielką Salę. 

No to wszedł za nimi, od razu szukając Harry'ego aby ... 

STOP! 

Ale zobaczył go. Siedział patrząc z przerażeniem na Snape'a , który stał za nim i o coś go oskarżał. 

Usłyszał za sobą podekscytowane szepty przyjaciół i zobaczyłam, że Nietoperz zmierza w jego stronę. 

Już z daleka usłyszał jak woła:

- Malfoy, Potter! Macie szlaban! 

If I'm going to die, I know You love meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz