Rozdział 8.

96 13 0
                                    

Korytarze były opustoszałe. Trzy domy świętowały przegraną Gryfonów, do tej pory niepokonanych. Dla Krukonów i Puchonów dzisiejszy mecz był szansą na zwycięstwo, pierwsze od naprawdę dawna.

Harry wcale się nie spieszył, czuł że w Pokoju Wspólnym czeka go nastrój stypy i ogrom złości. Oczywiście na niego. Nikt inny nie zawinił, gra była uczciwa i bardzo krótka. Po prostu odleciał, zniknął w krainie pełnej bólu, a zarazem pełnej radości i bliskich mu osób. Syriusza, rodziców. W tym świecie Voldemort był rozerwany na miliardy kawałeczków a Dursleyowie żyli w klatce dla królików i byli na jego łasce.

Ale to były marzenia, a marzenia jak widać były błędem. Ale będzie miał te marzenia gdy przyjaciele go porzucą, straci pozycję w Quidditchu i zostanie bezdomnym za jakiś rok czy dwa.

Wesoła perspektywa, nie ma co.

Spojrzał na Grubą Damę i powiedział hasło. Ona jednak się nie poruszała, po prostu patrzyła na niego jak na robaczka. Powtórzył hasło jeszcze trzy razy, aż w końcu otworzyła przejście. Nadal jednak była zła.

W środku było cicho i ponuro. Wszyscy stłoczyli się w grupki i rozmawiali o nim. Pochylił głowę j usiadł na miękkim fotelu. Dziewczyna obok niego odsunęła się, jakby był toksyczny. Zamknął oczy, udając że go nie ma. Dzięki tej ciszy zapadł w płytki sen, w którym leciał na miotle, a za nim leciał Malfoy. Nagle przed Harrym wyrósł Syriusz mierzący go oskarżycielskim wzrokiem. Otworzył usta aby go przeprosić, ale wtedy uderzył w niego Ślizgon.

Otworzył oczy i poznał źródło wstrząsów. Ron stał obok i potrząsał nim na wszystkie strony. Hermiona była lekko blada i poważna.

- O co chodzi? - niezbyt pomysłowy początek rozmowy

- O... CO?? - twarz rudzielca lekko poczerwieniała - O przegrany mecz!

- Jezu, Ron! - Brunet odtrącił jego rękę i usiadł prosto - To nie pierwszy raz gdy przegrywam!

- Ale pierwszy raz przegrałeś jak debil!

- Ronald! - Hermiona pobladła - Wyrażaj się!

Spojrzała na Harry'ego. Czuł się jak wtedy, gdy Dudley rozdeptał kwietnik ciotki Petunii a oskarżył jego. Mógł sobie wtedy mówić co chciał, ale i tak z góry osądzono wniosek.

- Harry... - głos dziewczyny był poddenerwowany - Dobrze się czujesz? To mi wyglądało na jakiś czar, to pewnie przyjaciele Malfoya! - ostatnie słowa aż krzyknęła ze złości

- Nie, Miona. - chłopak poczuł gniew, że ona osądza kogoś bez dowodu

Dziewczynę zaskoczył ten opór. Znała Bruneta od lat, i zawsze był chętny do krytyki ich wroga. A jego zachowanie odbiegało od normy.

Inicjatywę przejął Ron. Zaczął krzyczeć do Harry'ego, że ich zdradził, że nawet nie podjął walki i nie chciał wygrać. Harry nie pozostał mu dłużny i przez kilka minut niosły się po pokoju ich wrzaski i wyzwiska.

Ta afera nasiliła ból głowy chłopaka. Chciał wstać, ale poczuł jak ktoś siada mu na kolanach. Wytrzeszczył oczy na Ginny, to samo zrobili jego przyjaciele.

- Przestań idioto! - jej twarz była czerwona - Nie widzisz że on się źle czuje?!

- A ty czemu go bronisz?! - jej brat pobladł i skierował gniewnie spojrzenie na zszokowanego chłopaka - Może jeszcze powiesz że to twój chłopak, co?!

To było za wiele. Zrzucił Ginny z kolan i wstał, nie zważając na jej zaskoczenie.

- Nie, Ron.

I ruszył szybko do portretu, byle dalej od tych debili i ich pojebanych poglądów.

- Harry, czekaj! - zignorował Hermionę, nie miał czasu

Musiał się dostać na Wieżę Astronomiczną.

                                 Draco

Zgodnie ze swoją obietnicą, Draco poświęcił wolne popołudnie na analizę sprawy Pottera. Szedł sam korytarzami, szukając miejsca aby usiąść. Otworzył drzwi do klasy i od razu je zamknął. Siedziała tam Pomyluna Lovegood i całowała się z jakąś czarnowłosą dziewczyną.

Śmieszne. Nie znam nikogo kto chciałby się z nią choć przyjaźnić. A nie, znał.

Złoty Chłopiec i jego fałszywi przyjaciele musieli z każdym nawiązać jakąś relację.

Skierował kroki do Wieży Astronomicznej. Tam z pewnością nie było nikogo, bo w zasadzie nie można było tam wchodzić.

Przyjaciele Pottera udają że wszystko jest dobrze, albo są na tyle ślepi że przegapiają jego wychudzoną twarz, nieobecne zachowanie i oczy... Oczy które miały przepiękną barwę, przypominającą Avadę a teraz ich kolor przywodził na myśl szlam.

Idioci, nie ma co. Pansy od tygodnia mnie zamęcza bo lekko schudłem, a oni nie widzą jak ich przyjaciel umiera.

Otworzył drzwi na Wieżę i wszedł kilka stopni. Mógł jakoś pomóc temu chłopakowi. Zgłosić to pani Pomfrey albo Dropsowi... Mógł pobić Weasleya. Pewnie zarobiłby szlaban i stracił masę punktów, ale miał to w dupie. Rudzielec zasłużył.

Albo...

Ale ostatnie myśli wyleciały z głowy gdy ujrzał obiekt swoich myśli na parapecie okna. Siedział i patrzył przed siebie, ale znajdował się niemalże na krawędzi kamieni. Draco najciszej jak potrafił podszedł do okna. Chłopak siedział nieruchomo.

Nagle poruszył się tak gwałtownie, że Ślizgon dostał ataku paniki. Chwycił ramię Gryfona, a ten obrócił głowę z przerażeniem.

- Co ty tu odpierdalasz do cholery?!

If I'm going to die, I know You love meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz