Rozdział 3.

126 14 0
                                    

Draco czuł się jak przedszkolak, gdy Snape prowadził go przez ciemny korytarz. Za nimi, chyba pragnąc zniknąć, wlokła się ta żałosna kreatura, Potter. 

- Wspaniały początek roku, naprawdę. Jeszcze nigdy żaden dom tak szybko nie stracił tyle punktów.

- Ale, profesorze... To był wypadek! 

Spojrzenie Nietoperza skutecznie uciszyło Gryfona. Otworzył drzwi do lochu i usiadł za biurkiem. Po krótkiej chwili ciszy drzwi się otworzyły, i stanęła w nich profesor McGonagall. Na jej widok Harry uderzył głową o blat. 

- Uważaj, Potter. Jeszcze zrobisz sobie drugą bliznę - syknął Snape 

- Co oni tu robią, Severusie? - profesor McGonagall wyglądała na lekko zdziwioną - Mam nadzieję że to nie to, co myślę, stracę mnóstwo galeonów...

Na twarzy Nietoperza pojawił się złośliwy uśmiech. Draco spojrzał na niego ze strachem, bo nie miał pojęcia o co mogą się zakładać nauczyciele. Może o to, kto pierwszy: on czy Potter, rozerwie drugiego na strzępy. 

- To nie to, Minerwo, po prostu wdalii się w bójkę koło Wielkiej Sali, jak poinformowała mnie panna Parkinson... 

Parkinson?!? Zapłaci mi za to! Cholerna zdrajczyni, następnym razem jej przywale

- Potter? Malfoy? Co macie na swoje usprawiedliwienie? - nauczycielka mierzyła ich wściekłym wzrokiem. 

- To był -zaczął Harry, ale nie skończył 

- NIC ich nie usprawiedliwia, Minerwo, spójrz na Malfoya, a Pottera chyba trafiła jakaś otępiająca umysł klątwa, choć to chyba nic niezwykłego... 

McGonagall zignorowała przytyk i zwróciła się do Snape'a

- Myślę, że szlaban będzie wystarczajcą karą, a teraz wybaczcie, ale muszę porozmawiać z Albusem. 

To mówiąc wyszła, zostawiając ich na pastwę jadowitego Nietoperza. 

Nauczyciel zaczął się przechadzać po gabinecie, coś rozważając. Po chwili odwrócił się tak gwałtownie, że ten żenujący Potter zleciał z krzesła. 

Uroczy... Znaczy co?! Nie! Japierdole, chyba potrzebuję terapii.

- Miesiąc szlabanu. I nic mnie nie obchodzą treningi Quidditcha czy inne nic nie warte hobby. Żegnam. 

Wyszli najszybciej jak się dało. Draco wodził oczami po korytarzu. Było cholernie zimno, w dodatku jego "towarzyszem" był nieobecny duchem Gryfon, któremu okulary zsunęły się z nosa, i wisiały teraz krzywo. Warto dodać, że wspomniany chłopak z uporem próbował przejść przez kamienną ścianę, mając przy tym minę kogoś kto dostał w twarz. 

Ślizgon westchnął i podszedł do niego. Odwrócił go tyłem do ściany, a przodem do schodów i poprawił mu te nieszczęsne okulary. Twarz bruneta pokryła się ciemnym rumieńcem, podobnym zapewne do tego, który Draco czuł na policzkach. W dodatku zupełny brak zdziwienia Pottera wskazywał na to, że cały czas był on przytomny, w pełni świadom, że uderza w ścianę. 

Po dość długiej ciszy, chłopak nie wytrzymał. Odwrócił się od Gryfona i ruszył po schodach. Brunet zaczął go gonić, wyraźnie nie chcąc zostać sam w lochach. 

                                         ***

- No i jak?! 

- Parkinson, zamorduje cię!

Niewzruszona Ślizgonka zaczęła skakać wokół niego z wypiekami na twarzy. 

- Ile masz szlabanu??? 

- Miesiąc - warknął, rzucając w nią poduszką

- AAA! MIESIĄC RANDEK Z HARRYM! BLAISE! UDAŁO SIĘ! 

Draco poczuł się tak, jakby oberwał w twarz. Spojrzał na dziewczynę, która cicho mówiła coś do Zabiniego. A więc ona to ukartowała... Cholera. Przyjaźnienie się z dziewczynami jest skrajnie niebezpieczne. Spojrzał na przyjaciela pytającym wzrokiem, on jednak tylko się uśmiechnął. 

                                      Harry 

Harry szedł szybko w stronę dormitorium, czując w brzuchu coś, co inni nazywali motylkami, on zaś mógł przysiąc, że to co najmniej stado słoni. 

Ledwie mruknął hasło do Grubej Damy, gdy z Pokoju Wspólnego rzuciła się na niego Hermiona, z przestraszoną miną. Ron siedział na fotelu wyraźnie zły, od kiedy Harry powiedział że zbił jego najukochańszy kubek. 

- Oh, Harry! Już myśleliśmy, że Nietoperz cię zabił! I co, jaką masz... Harry? Czemu jesteś taki zarumieniony? 

Harry potrząsnął głową, chcąc pozbyć się czerwieni z policzków. Nie wiedział, o co chodziło Malfoyowi, ale skutecznie zaburzyło to jego równowagę psychiczną. 

- Może wpadł na Cho - zachichotał Ron, wstając z fotela - A może na inną dziewczynę? Co, Harry? 

- No co ty, Ron! To przez Snape'a. Dowalił mi szlaban na miesiąc! 

- Ou, Harry, a treningi? Chociaż jesteś kapitanem, to możesz w sumie je przesunąć... - Hermiona głośno rozważała co powinien zrobić 

Ron podszedł do niego i poklepał po ramieniu pocieszycielsko. Okazało się, że Miona jako jedyna nie zapomniała o tym, że mają różdżki i naprawiła kubek w sekundę. 

- A Malfoy? 

- Ee... Mamy ten szlaban razem. Na szczęście wpadła McGonnagall, inaczej pewnie by mu się upiekło. 

Hermiona i Ron wytrzeszczyli na niego oczy. 

If I'm going to die, I know You love meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz