Rozdział 4

106 12 0
                                    


Jeszcze nigdy piątkowe popołudnie nie było dla Harry'ego tak przygnębiające. Za równo 30 minut rozpocznie się pierwszy z całej masy szlabanów u najgorszego nauczyciela z najgorszym wrogiem, Malfoyem. 

Liczył na to, że przyjaciele go wesprą, ale oni byli zdania, że zasłużył. Hermiona była pewna, że Harry celowo oblał Ślizgona wrzątkiem, korzystając z braku świadków. Ron miał to w dupie, ostatnio stał się naprawdę tajemniczy i wkurzający. Harry już parę razy pytał co mu jest, ale w zamian otrzymywał jedynie pogardliwe ,,nic''.

Gdy dotarł do lochów, zastał tam Malfoya. Chłopak był chudy - chudszy niż zwykle. Miał cienie pod oczami, choć z pewnością bledsze od tych, które miał Harry. Na jego widok wykrzywił się z niechęcią.

- Potter, na Merlina! Zamierzasz się zagłodzić na śmierć? Kiedy ostatnio cos jadłeś? 

To pytanie zbiło Gryfona z tropu. Wydawało mu się niemożliwym, aby Dracona interesował jego problem. Mimo to odpowiedział

- Jadłem śniadanie... Wczoraj - raczej przedwczoraj, ale lepiej nie wdawać się w dyskusję

- Świetnie kurwa. Jeśli zemdlejesz i wpadniesz twarzą do kotła z czymś żrącym to wiadomo czemu - ton Malfoya był pełen jadu, ale Harry czuł tam coś więcej. 

Cholera, Harry, ogarnij się. Malfoy to Malfoy. Wróg! Seksowny, to fakt, ale jednak wróg! 

- Od kiedy to obchodzi cię moja osoba? Ty też wyglądasz słabo. 

Nim doszło do ostrzejszej wymiany słów, nadszedł Snape. Skinął im głową i otworzył drzwi. Prowadziły one do małego składzika, wypełnionego po wysoki sufit buteleczkami. 

- Macie tu posprzątać. Poustawiajcie to wszystko alfabetycznie. Jeśli coś jest popsute, odłóżcie tu - nauczyciel trącił stopą pusty kartonik

- Ale, profesorze! To nam zajmie wieki! - Harry na sam widok poczuł się zmęczony 

Ślizgona trącił go łokciem, zanim pogrążył ich jeszcze bardziej. Podziałało, ponieważ Nietoperz wyszedł  bez słowa. Harry już chciał coś powiedzieć, gdy nagle usłyszał szczęk zamka. 

- Cholera! Nietoperz nas tu uwięził! - Gryfon odsunął się od Malfoya - Jak teraz wyjdziemy? 

Ślizgon skrzywił się. Wyraźnie wieczór z Potterem nie był zbyt wysoko na liście jego marzeń. A nawet gdyby tego chciał, to na pewno nie w ciemnej klitce w lochach, pełnej szklanych butelek z różnymi dziwactwami. 

- Może te drzwi się otworzą, jeśli skończymy zadanie. - stwierdził Draco, podchodząc do półki po lewej stronie - Rozróżniasz włos jednorożca od żaby? - spytał złośliwie. Każdy wiedział, że Potter był beznadziejny z eliksirów.

Chłopak zaczerwienił się ale nie odpowiedział. Zamiast tego podszedł do półek i zaczął przesuwać słoiczki. 

Draco przewrócił oczami. Kara była naprawdę mozolna, a w towarzystwie takiego idioty zajmie jeszcze więcej czasu. 

- Dra... znaczy Malfoy? 

- Słucham? 

- Pomógłbyś? 

Wzrok Ślizgona powędrował we wskazanym kierunku i zobaczył jedno jedyne pudło na najwyższej półce. 

- Jak najbardziej, Potter. 

W sekundę później Harry poczuł jak unosi się lekko w górę. Wytrzeszczył oczy na Malfoya. 

- Co ty... Co ty robisz? - spytał zdziwiony 

- Pomagam ci dosięgnąć do pudła. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. - dodał - Nadal cię nienawidzę. 

- W to nie wątpię - wymamrotał Gryfon 

Szybko chwycił pudło, a wtedy Draco postawił go na podłodze. Odsunęli się od siebie najdalej jak dało się w ciasnym  schowku i otworzyli szkrzyneczkę. 

- No, Potter, to będzie dłuuga noc. 

*

*

*

*

*

Macie ten nieszczęsny rozdział, ehh chce juz ich wyswstać ale musimy przebrnąć przez nude eee 

Do zobaczenia! 

Wybaczcie to, że takie krótkie, ale może dzięki temu będę pisać szybciej i częściej 

If I'm going to die, I know You love meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz