Rozdział 11.

74 10 0
                                    

Draco gwałtownie poderwał się do góry.  Wcisnął twarz w poduszkę aby nikt nie usłyszał jego głośnego, urywanego oddechu. Dodatkowo materiał wchłaniał strumienie łez, które po prostu płynęły i nie mógł ich zatrzymać. 

To był sen. Tylko sen. To nie jest prawda. SPOKÓj! 

Usłyszał ciche kroki i poczuł, jak ktoś przeczesuje palcami jego włosy. Nie poruszył się jednak, czekał na jakieś słowa tej osoby. 

- Draco, skarbie. Już dobrze, uspokój się. Już jesteśmy.

Parkinson. Uniósł głowę i zobaczył zmartwioną twarz przyjaciółki a obok niej Blaise'a.

Usiadł, wspierając się o zagłówek łóżka i położył głowę na kolanach. Wziął kilka głębokich wdechów i spojrzał na przyjaciół. Ich obecność była pokrzepiająca i utwierdzała go w przekonaniu że sen był tylko snem. 

Nagle Blaise wstał i wszedł do swojego pokoju. Spojrzał pytająco na Pansy, ale ta tylko się uśmiechnęła. 

Chłopak wrócił po chwili, niosąc w ręku sporą butlę Ognistej Whisky. Draco parskął śmiechem i przesunął się, robiąc mulatowi miejsce na łóżku. 

- Coś na uspokojenie! - zawołała Pansy, gestykulując w stronę alkoholu.

Zabini otworzył butelkę.

- Panie przodem. - i podał ją Ślizgonce, która z szerokim uśmiechem pociągnęła spory łyk, zostawiając na butelce odcisk swojej matowej szminki. 

Blondyn wytarł ślady i wlał w siebie ile tylko się dało alkoholu, po czym przekazał go Blaise'owi. Poczuł gorąco w żołądku i przyjemne rozluźnienie. Po kilku takich kolejkach wszyscy byli już dość wstawieni. 

- Dracze, musimy poważnie pogadać, wiesz? - Parkinson oparła mu głowę o klatkę piersiową i odrapywała swoje paznokcie z lakieru

- O... czym? - mimo nietrzeźwego umysłu Ślizgon pomyślał o swojej tajemnicy

- O Potterze, idioto! - trzepnęła go w ramię 

- A o czym tu gadać? - poczuł skurcz w brzuchu 

- No, o wszystkim! Co robicie na szlabanach? Co mu jest że wygląda jak trup? I gdzie zniknęliście po meczu? 

Poczuł że się czerwieni. Te pytania miały drugie dno i gdyby NAPRAWDĘ coś tam robili byłby cały w nerwach. Ale mógł odpowiedzieć bez problemu. 

- Na szlabanach Potter bawi się w skrzata domowego, albo porządkujemy fiolki, bez sensacji. Nie wiem co mu jest, ale to poważne i to prowadzi nas do twego ostatniego pytania: po meczu nasz drogi Gryfon udał się na Wieżę Astronomiczną aby zakończyć swoje żywot. 

Dziewczyna zaczęła lekko podskakiwać. Objęła Blaise'a i szepnęła mu coś na ucho. Pokiwał głową. 

- No dobra Draco, a co CHCIAŁBYŚ z nim robić na szlabanach? 

- Po co te pytania? - czuł się zupełnie skrępowany mimo że z tą dwójką rozmawiał o wszystkim

- Abyś pojął że go kochasz i poleciał do niego z tą informacją! 

Pokręcił głową nerwowo. Nie powie im nic. Zachowa to dla siebie. Ale w jego głowie powstały bardzo wyraziste wizję tego co chciałby robić z Potterem. Sięgnął po butelkę by uniknąć odpowiedzi. Nie zamierzał się dzielić marzeniami z nikim. 

- Chodźmy spać - mruknął Zabini i niemal od razu usnął 

- Okej - i Pansy też odpłynęła

Blondyn zrzucił wszystkie butelki na podłogę i zwinął się w kłębek. Dopiero co się obudził i miał zamiar pomarzyć. Przyjaciele mu to uświadomili. 

Do jasnej cholery, był zakochany w Potterze. 

Wieża Gryffindoru, ten sam czas

Harry wrzasnął i spadł z łóżka. Przed oczami nadal widział swój sen. Zaczął rzucać się w kołdrze i odpychać ramiona, które próbowały go dotknąć. 

- Syriusz... Syriusz! Czekaj! 

- Harry, idioto! Daj sobie pomóc! 

- Dean biegnij po panią Pomfrey! 

- Syriusz! Nie!! Zaczekaj! 

Ron z całej siły przyłożył chłopakowi w twarz.

Pielęgniarka przybiegła chwilę później. Harry czuł się jakby wsadzono mu głowę pod wodę: kształty były rozmyte i niemal nie słyszał. 

- Tak... Ma bardzo wysoką gorączkę! - zawołała kobieta - Zabieram go w tej chwili! 

I tym sposobem Gryfon wylądował w Skrzydle Szpitalnym z prawdopodobnym zapaleniem płuc. Chciał się dalej szarpać, ale z bólu zwymiotował. Ron wrzasnął i uciekł. Nagle Brunet stracił przytomność. 

If I'm going to die, I know You love meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz