Rozdział 12.

67 10 0
                                    

W głowie mu szumiało. Jakby wleciała tam osa albo inne latające gówno. Które żądli i wydaje donośne dźwięki. A może to Złoty Znicz? Tak, pewnie tak. A co to jest ten... Znicz? Po co on jest? Ah, no tak, służy do gry w Quidditcha. Zabawne...

Ciekawe, ile treningów ominąłem. Pewnie sporo... Co ja tam w ogóle robię? Eee... Łapie ten cholerny Znicz? TAK!

Otworzył oczy, i od razu je zmrużył. Wszystko wkoło było rozmyte, jakby był pod wodą albo we mgle. Zobaczył czyjąś sylwetkę przy łóżku i zadał pierwsze pytanie jakie przyszło mu do głowy:

- Ile treningów Quidditcha opuściłem?

Osoba przy łóżku drgnęła, jakby siedziała tam od dawna, po czym roześmiała się cicho.

- Niech pomyślę... Jakieś 95% jak na razie. A czemu pytasz?

Cholera. Ten głos... Pomimo wysokiej gorączki rozpoznał go. Rozpoznał i od razu nie uwierzył.

- Draco? Ty... ty tutaj?

- Mhm. Przyniosłem ci zeszyty z eliksirów.

- Dzięki... - wyszeptał Brunet

Ślizgon przesunął to, na czym siedział bliżej twarzy Harry'ego. Ten cofnął się kawałek, robiąc miejsce. Draco usiadł na łóżku i nabrał powietrza w płuca. Po chwili wypuścił je i cicho się odezwał:
- Wiesz... Muszę z tobą pogadać. Poważnie.
- Okej, o czym?

Blondyn sięgnął na szafkę i podał mu okulary. Kształty nabrały ostrości. Harry zauważył, że Draco jest zarumieniony i lekko poddenerwowany. Do tego pachniał jakimś wspaniałym (i zapewnie w chuj drogim) perfumem.

- Muszę ci coś wyznać. A ty mnie wysłuchaj. Nie po to siedzę tu prawie dwa dni, abyś mnie wywalił.

- Dobrze, obiecuje że wysłucham wszystkiego co masz do powiedzenia. Chyba że będziesz mnie obrażać, wtedy zadam sobie ten trud i przywale ci w twarz.

Blondyn roześmiał się z trudem. Jego serce przyspieszyło gwałtownie, po czym niepokojąco zwolniło.
Dasz radę. Myślałeś nad tym dwa jebane dni. On i tak jest przyćpany, może to nawet do niego nie dotrze...
- No to... Widzisz...Kurwa, myślałem że pójdzie łatwiej.
- Wysłowisz się dziś? Mam zajebiście wielki ból głowy, wiesz?

Przez chwilę siedzieli w absolutnej ciszy. Harry z zaciekawieniem obserwował rumieniec na twarzy Ślizgona. Nie miał pojęcia o co mu chodziło.
W końcu chłopak otworzył usta i wyrzucił z siebie na jednym wdechu:
-Zakochałemsięwtobie!
Po czym odsunął się, jakby obawiał się że Harry jednak go uderzy.

Gryfon poczuł że twarz staje się czerwona i jeszcze bardziej gorąca. W głowie czuł pustkę. To brzmiało tak absurdalnie i nierealnie że zaczął rozważać czy nie ma urazu mózgu.

- Ty mnie... co? - zdobył się tylko na szept

- Kocham. - twarz Malfoya była coraz bardziej zarumieniona - To takie uczucie. A uczucia trzeba okazywać, wiesz? Pansy zrobiła mi o tym obszerny wykład.
- O... okej?
- Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym okazał to uczucie?

Potter powoli pokręcił głową, niepewny o co chodzi.
- Super - mruknął Draco

I pochylił się nad nim. W głowie Harry'ego rozdzwonił się alarm. Do cholery to się dzieje! Co ja mam robić?!?
I, jak się po raz kolejny okazało, prawda była najlepszą wymówką.
- Draco nie całuj mnie, jestem chory, jeszcze cię czymś zarażę! - lekko spanikował i się odsunął. Odrobinkę.

Chłopak na sekundę się zatrzymał i spojrzał mu w oczy, a Gryfon zaczął się zastanawiać, jakim pieprzonym sposobem stalowoszare oczy mogą przybrać tak ciepły odcień.
- Szkoda - wyszeptał Draco tuż przy jego uchu. Otarł się wargami o jego policzek i pocałował go w niego.

Brunet poczuł silny skurcz w brzuchu. Chciał pocałować tego seksownego, cudownie pachnącego Ślizgona a nie mógł. Cholerna choroba! Snape mu za to zapłaci! Zaczął obmyślanie plan: w nocy zapierdoli nauczyciela a potem pójdzie do domitorium Slytherinu i pocałuje tego konkretnego Ślizgona. Dobry plan, gorzej z wykonaniem. Każdy gwałtowniejszy ruch i głośniejsza mowa powodował potworny ból brzucha, głowy i klatki piersiowej.

- Znaczy... Wiesz, nie mam nic przeciwko żebyś mnie pocałował ale... ten... - Harry plątał się w tłumaczeniach
- Nie szkodzi, Potter. - Draco się uśmiechał
Gryfon przesunął się jeszcze dalej, tak że drugi chłopak mógł się koło niego położyć. Malfoy objął go ramionami i wymruczał coś niezrozumiałego.

Ból głowy się nasilił ale to było teraz najmniejsze (choć najboleśniejsze) zmartwienie Harry'ego. Chciał się dowiedzieć kilku rzeczy od blondyna, może nawet go pocałować. Jebać chorobę!
- Ten... Po co tu przyszedłeś? - spojrzał w szare oczy chłopaka które były niepokojąco blisko.
- Mówiłem. Zeszyty, uczucia które są absurdalne ale jednak.
- No dobra, niech ci będzie. A skoro, powiedzmy, jesteś we mnie zakochany to czemu mnie nienawidzisz?

Twarz Dracona wykrzywił ból, szybko się jednak ogarnął i znów lekko się uśmiechnął.
- Nigdy cię nie nienawidziłem, Harry - widząc uniesione brwi bruneta szybki zaczął się tłumaczyć - Zazdrościłem ci tej sławy, tłumu przyjaciół, bycia uwielbianym i faworyzowanym. Wszystkiego tego czego ja nie miałem.

To wyznanie było jak cios w głowę. Nagle wszystko się stało jasne i oczywiste. Jak wtedy gdy Dudley uderzył go w tył głowy rękawicą bokserską. Zazdrość to taki oczywisty powód. Nadawała sens wszystkim głupawym odzywkom i żartom. Ale... To trochę słabe... Malfoyowie byli cholernie bogaci. Mógł się założyć o głowę że od narodzin Draco dostawał absolutnie wszystko co chciał. Czemu więc miałby mu zazdrościć dwójki przyjaciół, sieroctwa i blizny na czole?

Zauważył pytające spojrzenie szarych oczu. Chyba powinien coś powiedzieć i zareagować na tę rewelację.
- Ekh... No wiesz, to... nie spodziewałem się czegoś takiego. No bo wiesz, to ty miałeś jakby wszystko... Ale to ma sens.
- Ja miałem wszystko? Czyli co?
Harry już miał wypalić to co myślał (pieniądze) gdy pojął że pieniądze to nic. Przyjaciół za nich nie kupisz.
Zaczął się plątać bo na serio nie wiedział co innego mógłby powiedzieć.
- Widzisz? - uśmiechnął się z triumfem Draco

Jeszcze przez jakiś czas tak leżeli, rozmawiając i cicho się śmiejąc. Wreszcie czuli się naprawdę szczęśliwi i to uczucie wywołało silny gniew Harry'ego. Gdyby nie był debilem i nie odrzucił wtedy przyjaźni Dracona, teraz jego życie byłoby pewnie lepsze. Leżeli by tak i rozmawiali codziennie. Byliby Ślizgonami, nieważne co gadali by ludzie. Ale on przez swój idiotyzm wszystko spieprzył.

Gdy wybiła pierwsza w nocy Malfoy westchnął i zaczął się podnosić. Naprawdę nie chciał iść, ale około drugiej sprawdzane są sypialnie a on nie chciał afery. Snape pytałby o jego zniknięcie i postęp misji...
Odgonił zmartwienia i pochylił się by pocałować Harry'ego w policzek.
- Na Merlina, Potter! Jesteś cholernie gorący!
Harry uśmiechnął się złośliwie.
- Doprecyzuj: jestem gorący bo mam gorączkę czy jestem tak niewiarygodnie seksowny?
- Hmm, chodziło mi o to pierwsze, ale nie mogę zaprzeczyć że jesteś seksowny, jak na Gryfona.

Zaśmiali się i Draco wyszedł. Gdy był w połowie drogi do drzwi usłyszał szeptany okrzyk (jakkolwiek to nie brzmi) chłopaka:
- Kocham cię, Draco!
Ciepło rozlało mu się w sercu i poczuł ochotę by zawrócić i go pocałować. Niestety wtedy do Skrzydła weszła pani Pomfrey.
- O, panie Malfoy, odwiedzałeś Pottera? Muszę go szybko wykurować bo drużyna Gryffindoru gotowa mnie zamordować!
Ślizgon oparł się o drwi i poczekał aż pielęgniarka zmierzy temperaturę bruneta i poda mu lek.

Gdy razem opuszczali Skrzydło, kobieta nagle lekko trąciła go w ramię.
- Draconie, muszę ci tylko powiedzieć... Nie wiem o czym rozmawialiście ale nie radziłabym ci brać słów tego biedaka na poważnie. Ma bardzo wysoką gorączkę i najpewniej bredzi.
- Ah tak... Proszę się nie martwić, nie rozmawialiśmy o niczym ważnym. - powiedział ze sztucznym uśmiechem, po czym oddalił się do swojego dormiotrium ze złamanym sercem.

If I'm going to die, I know You love meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz