Rozdział 2

161 15 0
                                    

Matylda, dwadzieścia jeden lat

Obecnie

Wakacje, Warszawa

Szminka, klucze, telefon powtarzałam w myślach, schodząc schodek po schodku, jednocześnie sprawdzając po raz kolejny zawartości torebki. Przyspieszyłam, gdy upewniłam się, że na pewno wszystko jest. Byłam już u celu, uchylając drzwi wyjściowe, gdy nad moim ramieniem śmignęło coś co spowodowało, że drzwi się ostatecznie zamknęły. Gorący oddech otulił mój kark, a włosy zjeżyły się natychmiast, gdy usłyszałam wściekły, acz hamujący się warkot.

– Wybierasz się gdzieś?

Palce zwinęłam w pięść uparcie wpatrując się w drzwi.

– Owszem.

– Tak? A Roman o tym wie?

Odetchnęłam głęboko zamykając przy tym powieki, a kiedy je uchyliłam byłam już oazą spokoju. Tylko on działał na mnie w ten sposób. Prowokował mnie, kiedy byliśmy sami, chciał sprawić, abym była po prostu sobą.

– Oczywiście, tak samo jak to, że jestem dorosłą kobietą.

– Zmieniłaś się – powiedział cicho z wyczuwalnym żalem.

Ty mnie zmieniłeś – pomyślałam gorzko.

– Ludzie mnie zmienili, a życie zahartowało – stwierdziłam sucho.

Cofnął rękę z drzwi, po czym westchnął.

– Nie chciałem, to nie tak miało wyglądać...

– Śpieszę się, wybacz. Przepuść mnie, a właściwie... – przekręciłam głowę w lewo, natrafiając na intensywny wzrok lazurowych oczu. Na chwilę zaparło mi dech, zaskoczenie, połączone z szokiem, spowodowały chwilowy zamęt, z którego z trudem się otrząsnęłam – co ty tu robisz? Tata wyjechał z Hanią i wracają dopiero za tydzień.

– Musiałem zabrać dokumenty z gabinetu, aby dopiąć fuzję podczas jego nieobecności.

– Jeśli je wziąłeś to wyjdź ze mną, zamknę drzwi. I uprzedzaj mnie o swojej obecności, a najlepiej, abyś nie przyjeżdżał do mojego rodzinnego domu pod nieobecność gospodarza.

– Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku.

Spojrzałam z niedowierzaniem, powstrzymując się od śmiechu.

– Mam telefon, wystarczyło zadzwonić.

– Dzwoniłem, nie odbierałaś – wyczułam niebezpieczną nutę.

– Najwidoczniej byłam zajęta – zripostowałam.

– Mogłaś oddzwonić, ptysiu.

Nie byłam już w stanie zapanować nad złością dłużej.

– Nie mów tak do mnie. Dobrze?

– Dla mnie zawsze będziesz ptysiem – uśmiechnął się ukazując dołeczki.

Prychnęłam, szarpiąc za drzwi.

– Przestań! – zażądałam, kręcąc ze złości głową – nie chcę tego słuchać.

Jakiś grymas pokazał się na jego twarzy. Nie zamierzałam prowadzić dalej tej bezsensownej wymiany zdań.

– Pomyślałem, że może zaczniemy od nowa?

Zaśmiałam się histerycznie. Zawsze się śmiałam, kiedy byłam zdenerwowana i niejednokrotnie powodowało to niekomfortową sytuację.

– Wybacz, ale nie chcę niczego zaczynać. – Chciałam tylko przetrwać ten cyrk, jak najszybciej wrócić do codziennej rutyny. Gdzie byłam sama. Bez wiecznej kontroli. Gdzie nie było jego. – Chcę spędzić ten czas z tatą jak w każde wakacje, a później wrócić na uczelnię. Nic więcej.

Burza sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz