Rozdział 13

60 11 6
                                    


Matylda

Wróciłam ze spotkania z Mariką. Nie miałam ochoty na żadną zabawę, jedyne o czym marzyłam to położyć się spać. Otworzyłam drzwi domu, jednocześnie wzdychając z ulgą, że w końcu mogę pozbyć się z nóg wysokich szpilek.

Z uśmiechem na twarzy oraz szpilkami w ręku ruszyłam do salonu w kierunku schodów.

– Matylda? – odezwał się z nutą zdziwienia tata. Odwróciłam głowę w miejsce, z którego dochodził głos, a gdy wzrok objął sytuację, w której wszystkich zastałam uśmiech zmarł na mojej twarzy.

Tata z Hanią siedzieli przy stole, po kuchni roznosił się wspaniały zapach jedzenia, świeczki na stole tworzyły romantyczny klimat, butelka wina była opróżniona..., a naprzeciwko nich siedział Tytus z uczepioną do jego ramienia blondynką.

Ścisnęło mnie w klatce na ten widok, ale nie mogłam pokazać, że cokolwiek mnie to obeszło, a już na pewno nie chciałam, aby ktokolwiek zauważył ból jaki mnie ogarnął.

Uśmiechnęłam się wesoło.

– Przepraszam, nie chciałam wam przeszkadzać. Nie wiedziałam, że będziecie w domu. Hania wspominała, że macie wynajęty stolik w restauracji.

– Mieliśmy, ale w ostatniej chwili zmieniliśmy plany.

Spojrzałam na Hanię, uśmiechała się przepraszająco. Mrugnęłam w odpowiedzi.

– W takim razie już wam nie przeszkadzam. – Odwróciłam się, ruszając w kierunku schodów, marząc, aby schować się w jaskini rozpaczy i złości. Kolejny raz dałam się podejść jak głupia, naiwna...

– Przepraszam – doleciał mnie piskliwy głos. Zamarłam w miejscu. – Czy ty jesteś córką Marii Grajek? Tej modelki?

Zamknęłam powieki, dotykając dłonią do czoła. Teraz dotarło do mnie jakim bezczelnym hipokrytą był Tytus. Mnie nie chciał, bo byłam za młoda, a prowadzał się z dziewczynami niewiele starszymi ode mnie.

Miałam dość.

Dość traktowania mnie z przymrużeniem oka.

Dość traktowania jak wiecznego dziecka.

Dość traktowania w taki sposób.

W tej chwili podjęłam decyzję, że jeśli mnie nie chce to trudno, nie będę błagała o jego względy. Jestem dorosła i mogę robić co tylko chce, bez jego kontroli, bo nie ma do mnie żadnego prawa.

Żadnego.

Uchyliłam powieki, uśmiechając się przyjaźnie. Przekręciłam ciało do drobnej blondynki uczepionej Tytusa jak rzep psiego ogona.

– Tak – odparłam gorzko.

– Jesteś do niej bardzo podobna. Widziałam, kiedyś wasze zdjęcie wyglądałyście jak siostry, to musi być fantastyczne mieć tak piękną kobietę u swego boku...

Byłam już przyzwyczajona do tego typu monologów. Niektóre mnie śmieszyły, ale większość nadal denerwowała. Zazwyczaj działały jak przysłowiowa płachta na byka. Mama uczyła mnie jak zachowywać się w tego typu sytuacjach, ale mimo wszystko to nie pomagało, ona żyła non stop na świeczniku, ja wolałabym być w cieniu. Chociażby dlatego wróciłam do kraju, aby być z dala od fleszy i świata bez życia osobistego.

– Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony – ucięłam, ale dziewczyna albo nie załapała albo już tak się nakręciła, że nie mogła przestać.

Burza sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz